Popularne posty

środa, 14 stycznia 2015

Obecność i ...

Obecność

Kto był pobity, lecz nie pokonany,
Choćby na rozstaju spędził czasu szmat,
Kto był w rozpaczy, lecz żywił nadzieję,
Choćby światła nie widział i przez wiele lat,

Kto był uwięziony, lecz nie zniewolony,
Choćby i oprawca mocny był jak skała,
Kto był sam do bólu, ale nie samotny,
Choćby matce wyrzucał, że go na świat dała,

Kto był zabłąkanym, ale nie zabłądził,
Bo uchwycił się Ojca, który mieszka w nim,
Już się nigdy nie zlęknie i nie będzie sądził:
Siostry, Brata, zdarzenia, … ani jednej z chwil.


JAM JEST

Kto żyje, ten ciekaw poznania.
Kto ciekaw – rusza na poszukiwania.

Kto szuka – przeżywa, znajduje, odkrywa.
Kto znajdzie, ten z lękiem swoim wygrywa.

Kto wygra – rozumie miłości znaczenie.
Kto kocha, ten jest … Przebaczenie.

Kot przebacza, ten wolny - choćby w kazamatach.
Kto wolny – nad swoim losem nie płacze … i JEST

Przepraszam za to małe zapożyczenie z D.H. Lawrence’a, ale nie mogłem się oprzeć urokowi i trafności tych słów. Poza tym, to one mnie zainspirowały.


środa, 26 listopada 2014

Nadświadomość, świadomość i podświadomość ...

Sądzę, że sensownie będzie wyjaśnić Tobie Droga/i Siostro/Bracie, jak rozumiem trzy pojęcia wymienione w tytule postu, tym bardziej, że otrzymałem niedawno zapytanie dotyczące tej tematyki.
Wiem, że łatwiej nam będzie się porozumieć, a w szczególności, łatwiej Ci będzie zrozumieć co mam na myśli używając tych pojęć, jeśli je zdefiniuję. 

Otóż, najwyższą formą (częścią/poziomem) naszej świadomości i jedyną, która posiada prawdziwą Moc Urzeczywistniania, jest Obecność „JAM JEST Bóg Działający w Człowieku” – tzn. nasza Nieśmiertelna Dusza, która będąc nieodłączną częścią Boskiej Świadomości i świadomości wspólnej, jest jednocześnie Bogiem Zindywidualizowanym (Samostanowiącym).
I Tę umówmy się nazywać Nadświadomością. 

Nieco „niższy poziom” to nasza świadomość – czyli umysł zewnętrzny i jego zdolność do tzw. „myślenia”. Umysł to jedyne narzędzie komunikacji, za pomocą którego przekazujemy naszej Nadświadomości polecenia/decyzje, jak ma kierować Boską Energią, która nieustannie napływa do nas od Ojca.

Podświadomość zaś, to taka zautomatyzowana (na skutek nawyków) część świadomości, która działa jak gdyby bez naszego świadomego udziału – tzn. zwykle o niej nie myślimy, a szkoda, bo to ona jest najbardziej niebezpieczna, ponieważ wtedy (kiedy o niej nie myślimy) wykonuje „swoją pracę” bez kontroli świadomości. Odpowiada nam to dopóki wszystko działa jak należy, tzn. oddychamy, bije nasze serce, regulujemy temperaturę ciała, itd.
Podświadomość, jako część umysłu, ma jednak tendencję do czerpania „inspiracji” (najczęściej szkodliwych) z naszego otoczenia – z rzeki myśli, przekonań i emocji wytwarzanych przez inne Dzieci Boga. Rzecz jasna, czerpie także z przekonań, które nabywamy świadomie, np. że cukier jest niezdrowy a owoce są zdrowe, albo, że człowiek może dożyć góra 100 lat (a i to nieczęsto). Dlatego w pewnym momencie podświadomość mówi nam np. „nie chcę już oddychać”, „czas by twoje serce przestało bić – jesteś już stary/stara”, itp. 

Dlatego właśnie medytujący mędrcy, jogini i Mistrzowie starają się odzyskać i utrzymać panowanie nad tymi funkcjami, które zwykle przejmuje podświadomość. Świadomie je kontrolując, zarządzają odczuciami i reakcjami ciała (w tym też rytmem serca, temperaturą, oddechem, itd.) – bowiem Mistrzostwo to (najogólniej mówiąc) umiejętność stosowania ciągłej świadomości, tak by nie powoływać niekontrolowanych i niechcianych myśli i co za tym idzie odczuć i emocji.
Nieco dalej (czy głębiej) ścieżki różnych „szkół” mistrzostwa się rozchodzą – jedne nauki są zagmatwane, inne są śmiałe a jeszcze inne … niewiarygodnie śmiałe!

Jeśli spojrzysz na Boskie Dzieło Stworzenia, na rozgwieżdżone niebo, na oceany, góry, lasy, zwierzęta i w końcu na … siebie, z łatwością pojmiesz, że tylko te najbardziej śmiałe nauki jest sens zgłębiać.
Nic nie jest zbyt śmiałe i zbyt twórcze dla Ojca i Jego Mocy! A tej (Mocy) przecież On Ci udziela nieprzerwanie.
Co byśmy nie powiedzieli o Ojcu, to będzie to dużym uproszczeniem, ale jednocześnie będzie też zbytnią komplikacją.

Mimo całej złożoności Dzieła, „zasady” które nim rządzą są naprawdę proste:
Miłość
Życie
Niewyczerpana Energia
Twórcza Moc

Pewnie za jakiś czas rozwinę nieco ten wątek.

Z Miłością

Greg

wtorek, 25 listopada 2014

O bezpłatnym nauczaniu, dzieciach i paleniu „trawki” (czyli odpowiedź dla Beaty)

Około dwóch tygodni temu, pod postem „Czy musimy umierać?” zamieściła swój komentarz (a w zasadzie list) zatroskana matka Beata. Nie będę go przytaczał bo jest dość długi, a przecież każdy kto zechce go przeczytać z łatwością doń dotrze.
Beata nie jest jedną z tych przewrażliwionych i „panikujących” matek, których tak wiele spotykamy pośród naszych znajomych i rodziny. To osoba pełna miłości, o wielkim sercu i otwartym umyśle, która poszukuje wiedzy i wyjaśnień. List Beaty bardzo mnie ujął, więc ten post będzie poświęcony poruszonym przez nią zagadnieniom.

Zatem do rzeczy. Najpierw skoncentruję się na dzieciach.

Zacznę może od tego, że aby dobrze spełniać rolę rodzica, należy mieć w świadomości następujące prawdy:
·         W każdym dziecku, tak samo jak w każdym dorosłym człowieku, mieszka i działa zindywidualizowana obecność Boga „JAM JEST Bóg działający w człowieku”.
·         Ciało każdego dziecka jest zatem Świątynią Boga Żywego, który zajmuje w niej swoje miejsce zazwyczaj tuż po porodzie, a czasem nieco przed nim.  Czasem też odczekuje nieco dłużej, ale to nie ma wielkiego znaczenia dla niniejszego wywodu.
·         Dziecko, w zasadzie tym tylko rożni się od człowieka dorosłego, że jego umysł (świadomość* i podświadomość*) nie opanowały jeszcze sztuki użytkowania swojego ciała (w tym także i mózgu). Zapisy w jego pamięci zewnętrznej, są więc nadzwyczaj skromne w porównaniu z dorosłym  człowiekiem. Stopniowo, poczynając od złapania pierwszego oddechu, dziecko uczy się użytkowania swojego ciała.
·         Dzieci mają jednak tę nadzwyczajną właściwość, że głos ich serca nie został jeszcze przytłumiony przez umysł zewnętrzny, zapełniany w niewiarygodnym tempie przez tysiące zewnętrznych informacji i bodźców (w tym emocjonalnych), które dziecko uczy się rozpoznawać, zapamiętywać i analizować. Specyfika sposobu w jaki nasze społeczeństwo zwykło uczyć swoje dzieci, powoduje, że szybko zapominają one wiedzę, z którą przyszły na świat – która stanowi najważniejszy zapis przenoszony (i wnoszony) przez Obecność JAM JEST. Zapominają, że są Bogiem, bo „ładujemy” do ich umysłów nasze błędne przekonania, otrzymane od naszych rodziców i społeczeństwa. To oczywiście pewne uproszczenie, ale wystarczające by zrozumieć to co za chwilę powiem.
·         Dzieci, są więc dane rodzicom pod opiekę, którą powinni sprawować tak by nie tłumić i nie niszczyć indywidualności, która je cechuje. Są dane by je chronić i uczyć, najlepiej jak potrafimy. Co nie jest łatwe, zważywszy, że nawet w „Złotej Księdze” nie znalazłem wskazówek jak to zrobić. Sądzę jednak, że odpowiedzią i rozwiązaniem jest Miłość i Akceptacja. Mądra Miłość i partnerskie traktowanie. Utrzymanie w świadomości powyższych prawd powinno być Tobie pomocne w sprawowaniu tej opieki i obdarzaniu dziecka Miłością.

Dziecko ma prawo odkrywać świat i poznawać go. Ma prawo popełniać własne błędy i podejmować własne decyzje, bo ma w swoim życiu własne wyższe cele, których nie znamy, a które możemy rozpoznać tylko wówczas gdy potrafimy uważnie słuchać i obserwować. Co ważne, powinniśmy też unikać wtłaczania dziecku własnych ograniczających przekonań, a w szczególności gotowych ocen (ludzi, sytuacji, wydarzeń, …). Aby móc działać w ten sposób, sami musimy mieć otwarty umysł i nie zamykać się w ciasnych dogmatach, w których zwykło żyć nasze społeczeństwo.
Nie możemy zniewalać dziecka, narzucając mu wybór zainteresowań czy też zawodu. Możemy je jednak umiejętnie inspirować i pokazywać różne możliwości rozwoju, no i czasami także ostrzegać.

Wraz z wiekiem dziecka, te zadania stają się coraz trudniejsze, ale zaufaj Miłości – ona Cię poprowadzi.

Pochylmy się teraz nad konkretną sytuacją.
Dziecko dorasta. Staje się nastolatką. Odkrywa Prawdę o swojej Boskiej Mocy i chłonie ją jak gąbka – jest otwarte. Nie znaczy to jednak, że potrafi od razu umiejętnie wykorzystać tę wiedzę.
Zwodnicze wrażenia uzyskane podczas palenia „trawki” uznaje za potwierdzenie swojego odkrycia. Tymczasem palenie marihuany powoduje (za każdym razem) śmierć pewnej liczby komórek mózgowych. Ten proces umierania części mózgu, jest w zasadzie nieodwracalny. Już słyszę jak co niektórzy w tej chwili podnoszą protest, przytaczając przykłady znanych osób, które palą od lat a mimo to ich umysły funkcjonują całkiem sprawnie. Mogą też podnosić argument leczniczych zastosowań  marihuany, np. w leczeniu ostrej padaczki. Będą dowodzić, że „rozsądne” palenie uzależnia w mniejszym stopniu niż papierosy czy alkohol.

Nie kwestionuję tych argumentów i przykładów.  To wszystko prawda (ale przez małe „p”).

Prawdą przez duże „P” jest to, że mózg (to arcydzieło Boskiego Stworzenia) jest „urządzeniem” sterującym i komunikacyjnym. Jego pełna sprawność i pełny rozmiar (liczba komórek) są nam potrzebne byśmy mogli komunikować się z Obecnością Boga w nas i kierować otrzymywaną nieustannie Mocą. Mówiąc prościej: jeśli zniszczymy pewne elementy tej „radiostacji” (naszej aparatury komunikacyjnej) to możemy już nigdy (w tym życiu) nie połączyć się z „Boską Centralą”, tzn. możemy odciąć sobie drogę do Mistrzostwa w kierowaniu Mocą i do wniebowstąpienia w tej inkarnacji. Nawet w kolejnej (lub kilku) kolejnych inkarnacjach nabyte uzależnienia i fascynacje mogą przejawiać się ponownie, skutecznie blokując drogę do Źródła – do Wiecznej Wolności.

Mam nadzieję, że dla Twojego dziecka, które właśnie zafascynowało się swoją Boskością, będzie to argument wart uwagi.

Takimi niebezpiecznymi uzależnieniami (czy fascynacjami) mogą być także „fenomen” jasnowidzenia, wiara w numerologię czy astrologię, wróżbiarstwo wszelkiego typu i wszystko co próbuje odwrócić naszą uwagę od Jedynej Prawdy, takiej oto, że to my decydujemy o wszystkim. Ktoś powie, że wróżby czy widzenia często mu się sprawdzają? A jakże inaczej szkodliwe i nieszczęsne byty mogłyby nas zwieść, niż stwarzając iluzję prawdziwości? Większość ludzi mylnie uważa, że obudzenie jasnowidzenia jest sprawą duchową. Tymczasem jest to tylko działanie planu psychicznego. Więcej na ten temat znajdziesz w rozdziale XXI Złotej Księgi, zatytułowanym „Bezpłatne Nauczanie”.

Możesz też i powinieneś/powinnaś wspierać swoje dziecko w podejmowaniu właściwych decyzji, np. stosując afirmację:
JAM JEST Bogiem w działaniu, jedyną Inteligencją i Działalnością kontrolującą tego brata/tą siostrę”.
Nie obawiaj się, nie chodzi tu o Twoją osobistą kontrolę, ale o kontrolę sprawowaną przez Nieskończoną Inteligencję – przez obecność JAM JEST.
Zastosuj też:
"JAM JEST Obecnością, która prowadzi moją córkę/mojego syna (tu imię) do zrozumienia prawdy i oświecenia (lub wniebowstąpienia)."

I w ten oto sposób zbliżyliśmy się do ostatniego już dzisiaj tematu – tzn. bezpłatnego nauczania.

Nie potępiam nikogo kto pobiera opłaty za swoje usługi. Tylko Ty masz prawo zdecydować, czy taka lub inna usługa jest Ci potrzebna i czy chcesz za nią zapłacić. Podobnie zresztą płacisz lekarzowi za badanie i diagnozę, aptekarzowi za lekarstwa, lub dajesz zwyczajowe „co łaska” za kolędę lub inne usługi kapłana, którym to Ty i Tylko ty nadajesz moc pomagania Tobie w potrzebie czy kłopocie, który sam powołałeś do działania.
Nie twierdzę, i nie zachęcam Cię, byś porzucił/a wszelkie tego typu praktyki, bo jest to możliwe tylko wówczas jeśli Twoja wiara i umiejętność używania Mocy wyprzedza takie decyzje. Musisz ćwiczyć (doskonalić się) i obserwować swoje dokonania, wtedy poczujesz co i kiedy można odrzucić.

Ja nie świadczę usług. Po prostu staram się zgłębić, zrozumieć i zastosować nauki Mistrzów Saint Germain’a i Jezusa w odniesieniu do siebie samego. W miarę jak uzyskuję zrozumienie kolejnych zagadnień, staram się dzielić moim rozumieniem z innymi, którzy kroczą w tym samym kierunku ale są jeszcze na nieco wcześniejszym etapie.
Nie pobieram i nie będę pobierał opłat za wyjaśnienia i „podpowiedzi”, których udzielam innym z najgłębszej potrzeby duszy – wręcz z jej nakazu. Nie chcę i nie mogę tego robić, bo okazałbym w ten sposób nieufność mojej Obecności JAM JEST – to takie moje własne i uproszczone rozumienie, ponieważ Mistrz nie wyjaśnia dokładnych powodów, ale wyraźnie ostrzega przed komercjalizacją nauczania. Ja ufam Mistrzowi na tyle by nie łamać takiego wyraźnego ostrzeżenia. Po prostu możliwość osiągnięcia Mistrzostwa jest dla mnie ważniejsza niż jakiekolwiek pieniądze tu i teraz natychmiast.
Staram się też systematycznie wspierać osoby, które dały władzę chorobie, ułomności fizycznej lub starości, czasem kierując energię do konkretnej osoby, którą znam lub po prostu widzę na ulicy. Co oczywiście jest działalnością nieodpłatną – z potrzeby serca i za radą Mistrza Saint Germain'a.

Instruktorowi lub uczniowi praktykującemu działanie „JAM JEST” wolno co najwyżej przyjąć dobrowolny dar, ale nie wolno mu wyznaczać cen i brać opłat.

Bóg wymyślił i stworzył świat tak aby Jego dzieciom niczego nie brakowało. To ludzie wprowadzili ograniczenia i dystrybucję energii, wody i innych naturalnych bogactw Ziemi. Czas dyktatu współczesnej ekonomii niebawem jednak się zakończy. Nie wiem dokładnie kiedy to nastąpi, ale wierzę w to gorąco, bo taka jest moja wola i wola wielu, wielu ludzi umęczonych wielowiekowymi ograniczeniami.

Każdy zatem niech robi swoje i na zasadach, w które wierzy (byle nie krzywdził innych). Ja działam nieodpłatnie.
Chciałbym pisać dla Was jak najwięcej, ale proces „hartowania” mojego charakteru (woli i wiary) oraz gromadzenia doświadczeń jeszcze się nie zakończył. Innymi słowy, także działam w pewnych uwarunkowaniach, często bardzo „niewygodnych” (delikatnie mówiąc). Po kilkuletnim przechodzeniu przez "ciemną dolinę" pozostała mi pewna "spuścizna". Muszę więc wciąż jeszcze pracować nad tym by, za pomocą Obecności JAM JEST, zmienić wszystkie te niekorzystne uwarunkowania. Radość z każdego małego sukcesu jest jednak warta każdej pracy i trudu.

Gdyby ktoś z Was miał życzenie i możliwość wesprzeć moje starania i działania finansowo lub w inny sposób, to w komentarzu pod tym artykułem znajdzie informację jak można to zrobić.

Niech Was Bóg błogosławi.
Z Miłością

Greg Ka

* - jak rozumiem te pojęcia (nadświadomości, świadomości i podświadomości) o tym napiszę co nieco niebawem w odrębnym poście

poniedziałek, 24 listopada 2014

O Prawie Przebaczenia i Miłości Bliźniego (czyli odpowiedź dla Pati)

Niedawno, pod postem „100 tysięcy myśli” znalazłem taki oto komentarz-pytanie:

„Czyli mam sobie wmawiać, że osoba która mnie nie trawi od teraz mnie kocha i szanuje i że mam z nią dobre relacje?
Pozdrawiam, Pati.”

Uznałem, że skoro Pati potrzebuje dodatkowych wyjaśnień, to pewnie i innym też się przydadzą.
Poświęcę więc odpowiedzi na pytanie Pati niniejszy post.

Zacznijmy od wyjaśnienia spraw podstawowych.
Po pierwsze, nie masz sobie „wmawiać”, tylko spróbować poczuć miłość … - odnaleźć ją w sobie.
Po drugie zaś, nie, że ta osoba kocha Ciebie, tylko, że Ty ją kochasz, a to zasadnicza różnica (przynajmniej na pierwszy rzut oka).

A oto obszerniejsze omówienie tego ważnego zagadnienia.

Mistrz Jezus dokładnie wiedział co robi, nauczając nas byśmy miłowali nieprzyjaciół swoich. Prawo Przebaczenia jest jednym z najważniejszych Boskich Praw, a jednocześnie tym, które ma zasadnicze znaczenie dla naszego własnego szczęścia i powodzenia w życiu.
Jest też jednocześnie jednym z najtrudniejszych do wytłumaczenia i do zrozumienia, czyli ogarnięcia naszym ludzkim umysłem.
No bo „jak to?” – myślimy – „mam kochać kogoś kto zrobił mi krzywdę? – kogoś kto mnie nienawidzi?”

TAK. Właśnie tak.

Sami wiecie, że nasza ludzka tzw. „sprawiedliwość” bywa wysoce ułomna. Do tego, bywa też nieskuteczna lub krzywdząca dla innych Dzieci Boga, dla naszych Braci i Sióstr. Tak naprawdę nigdy nie potrafimy postawić się w położeniu innej osoby – uwzględnić, w sposób wyważony i sprawiedliwy, wszystkich jej prawdziwych motywów działania i uwarunkowań, które je ukształtowały.
Dlatego nasz Boski Ojciec, który zawsze i każdemu daje kolejną szansę, sam zadbał o to, poprzez ustanowione przez Siebie Boskie Prawa Wszechświata, aby każdy odebrał swoje lekcje – doświadczył tego co zgotował innym. Nie dla jakiejś tam zemsty, czy z innych niskich pobudek, a dla samorozwoju – po to by dzięki doświadczeniu mógł zrobić kolejny krok na swojej drodze do Prawdy.
Dzięki Boskim Prawom, zarówno miłość jak i niegodziwość wracają do ich źródła (do tego, kto je wytworzył). Wracają w tej lub kolejnej inkarnacji, i to z niezawodnością, której my ludzie nie jesteśmy w stanie zapewnić.
Osobiście wierzę, że każdy człowiek jest w głębi serca dobry. Nie może zresztą być inaczej, zważywszy na pochodzenie naszego istnienia i źródło naszej Mocy. Niektórzy jednak bardzo się pogubili, bo nie słuchali głosu swojego serca, i wyrządzają innym niegodziwości ze strachu (przed biedą, przed krytyką, przed odizolowaniem społecznym, …), z mylnego poczucia sprawiedliwości lub innej (zawsze niesłusznej) przyczyny.

Ludzie często inkarnują w tych samych okolicach (w sensie położenia geograficznego), społecznościach, a nawet w tych samych rodzinach. Możliwe, że Ty Droga Siostro otrzymujesz teraz to co „zaoferowałaś” tej (lub innej) siostrze w poprzedniej inkarnacji. Możliwe, że odbierasz swoją lekcję – zbierasz plon z ziarna, które zasiałaś.

Dlatego, tak ważne jest aby nie krytykować i nie oceniać innych Dzieci Naszego Ojca.

Każdy powinien zdawać sobie sprawę, i utrzymywać w świadomości ten fakt, że pośród Boskich Praw, które żądzą naszym życiem na Ziemi, najistotniejsze jest to Prawo, które pozwala nam zarządzać Mocą daną nam przez Ojca.

A przedstawia się ono następująco:
Wszystko na czym skupiasz swoją uwagę i z czym wiążesz określone emocje „przylepia się do Ciebie” i staje się Twoim doświadczeniem w tym życiu.  
Jeśli zatem koncentrujesz swoją uwagę na wadach innych ludzi, krytykujesz ich i oceniasz, wprowadzasz te wady do swojego świata – swojego doświadczenia.
Jeśli wysyłasz nienawiść , powróci ona do Ciebie w postaci choroby lub innych ciężkich doświadczeń.
Co zatem należy robić?
Koncentrować się na sobie – tzn. na samopoprawie. Na doskonaleniu siebie.
Pielęgnować swoje myśli i emocje, wyrywając z nich chwasty nienawiści, zazdrości, krytyki, niezadowolenia, rozczarowania, a także dostrzegania i komentowania cudzych ułomności fizycznych.

Jak możesz oczekiwać, że Bóg (czy ktokolwiek z Braci i Sióstr) przebaczy Ci Twoje niegodziwości, jeśli Ty nie przebaczasz.
Jak możesz oczekiwać, że nauczysz się korzystać z danej Ci Boskiej Mocy, jeśli nie odnajdziesz i nie obudzisz w sobie innych atrybutów Boskości, to znaczy:
Umiejętności Przebaczania i
Wszechogarniającej Miłości

Przebaczając i Kochając, tak naprawdę oddajesz trudną do przecenienia przysługę samej/samemu sobie.

Zacytuję teraz pewne fragmenty ze wspaniałej Złotej Księgi Mistrza Saint Germain’a. które dotyczą omawianych zagadnień (rozdział IX – Medytacja):
„Od momentu, w którym otrzymaliśmy wolną wolę ten, który nie kontroluje swojego uczuciowego świata niszczy wszystko wokół siebie, własne i cudze. Tak działa Wielkie Prawo, chyba, że człowiek skoryguje swe myśli i uczucia i utrzyma w tak skorygowanym stanie.
Każdy człowiek inkarnowany popełni ogromną ilość błędów. Z tego powodu nikt nie powinien pozwalać sobie na postawę typu: "JAM JEST bardziej święty od ciebie", ale wprost przeciwnie, powinien wywołać Prawo Przebaczenia, bo jeśli wciąż ma ochotę krytykować, potępiać i nienawidzić inne dziecko Boga, to musi wiedzieć, że nigdy nie osiągnie powodzenia. Zamiast tego należy mentalnie powiedzieć tej osobie: "Wysyłam tobie pełnię Boskiej Miłości, aby ciebie błogosławiła i abyś miał/a powodzenie". To jest postawa, która uwalnia od fiaska …”

Ci osobnicy, którzy przywykli ciągle powracać w swoich umysłach i dyskusjach do jakiegoś niepowodzenia w interesach lub w życiu, powinni wiedzieć, że w końcu zniszczą sami siebie, jeżeli nie zaapelują do Prawa Przebaczenia, aby całkowicie wymazać tę sytuację.
Ten, który utrzymuje w sobie chęć zemsty z jakiegoś rzeczywistego lub wyimaginowanego powodu, przyciągnie sobie niezdolność mentalną i fizyczną np.: paraliż lub chorobę Parkinsona. To stare powiedzenie: "Jeśli ty nie przebaczysz, jak możesz oczekiwać, aby tobie przebaczono?" – jest jednym z najważniejszych praw w ludzkim doświadczeniu. Gdybyś tylko mógł zobaczyć, jak przylepiają się te rzeczy, których ty nie chcesz mieć wokół siebie, kiedy pozwalasz aby wszystkie niemiłe sprawy stale powracały do ciebie, …”

Praktykuj więc Miłość a otrzymasz Miłość. Posiądziesz zdolność odczuwania Miłości Ojca, która jest zawsze, i jest bezwarunkowa, tyle, że wielu z nas nie potrafi jej odczuć.
Zacznij co wieczór wysyłać „pełnię Boskiej Miłości” osobie, która cię „nie trawi”, a jej postawa się zmieni albo Wasze drogi rozejdą się w sposób harmonijny i „bezbolesny”.

Na zakończenie przytoczę jeszcze jeden fragment tego samego rozdziału „Złotej Księgi”:

„Wolałbym tysiąc razy umrzeć niż być narzędziem, które mogłoby odebrać wolność lub wyrządzić krzywdę któremukolwiek z dzieci Boga. Nie ma większej zbrodni w ludzkich doświadczeniach niż ta, którą popełnia się wyciągając wnioski z przedstawionych sytuacji, ponieważ w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach na każde sto okazuje się, że są fałszywe. Czasami prawda nigdy nie jest znana ogółowi.
Tak więc, moi drodzy uczniowie, niech żaden z was, poszukujący Światła nie stanie się sędzią żadnego dziecka Boga.
Przypuśćmy, że ktoś, kogo bardzo kochamy, postępuje niewłaściwie. Co w takiej sytuacji ludzie zazwyczaj robią? Osądzają i krytykują. Tymczasem najpotężniejszą rzeczą, którą można zrobić dla tej osoby to napełnić ją miłością i uznać mentalnie "JAM JEST Bogiem w działaniu, jedyną Inteligencją i Działalnością kontrolującą tego brata/tą siostrę".  A należy mówić to mentalnie do jego/jej świadomości, bo jest to największą pomocą, jaką można mu/jej dać.”

Mam nadzieję, że powyższe wyjaśnienia choć trochę pomogły Ci zrozumieć, jaka jest Twoja rola i jak powinnaś/powinieneś postępować by ulepszać Twój Świat ulepszając siebie.

Praktykuj Miłość i Przebaczenie.

Niech Cię Bóg błogosławi.

Greg

środa, 12 listopada 2014

Czy musimy umierać?


Czy musimy się zestarzeć? Czy musimy chorować? Czy musimy umrzeć?

Każdy kto chociaż raz żegnał bliską osobę, która odeszła z tego świata, każdy kto zmagał się lub zmaga z ciężką chorobą (osobiście lub wśród najbliższych), każdy kto obserwował lub obserwuje jak starzeją się jego rodzice lub ukochani dziadkowie, musiał choć przez chwilę zastanowić się:

Czy mnie też to czeka?
Czy to nieuniknione?
Dlaczego?

Potem większość z nas stara się zapomnieć … i nie wracać myślą do tych budzących lęk pytań.
To naturalne, a nawet - poniekąd - słuszne.

Dlaczego tylko „poniekąd”?
Dlatego, że jeśli widzimy coś niewłaściwego (wyrządzane zło, chorobę, oznaki starości …) wielu z nas próbuje to zmienić (zwalczyć), a przynajmniej uważa, że powinno się zwalczać te niewłaściwe (nieharmonijne) zjawiska, zarówno w życiu społecznym jak i osobistym.
Dlatego, idziemy do lekarza, by szukać pomocy, do sądu lub mediów by szukać sprawiedliwości, itd.

Dlaczego nie postępujemy podobnie w kwestii starości i śmierci?

Bo uważamy (zakładamy), że nie ma lekarza mogącego wyleczyć nas z „obowiązku” starości, a w konsekwencji także i śmierci.

By Ci bardziej niecierpliwi, mogli spokojnie i z uwagą przeczytać ten tekst, i by nie przeoczyli istotnych treści, ledwie przeglądając artykuł w poszukiwaniu odpowiedzi, od razu powiem wprost, że odpowiedź na wszystkie trzy postawione na wstępie pytania brzmi:

Nie! Nie musimy!

Aby uzasadnić powyższe twierdzenie, cofnę się nieco w czasie – do lat mojego dzieciństwa. Sięgniemy też do bardziej zamierzchłej historii – do początków Stworzenia.

Kiedy, jako kilkuletnie dziecko, po raz pierwszy zetknąłem się ze zjawiskiem śmierci, a jednocześnie (mniej więcej w tym samym czasie) otrzymałem pierwsze lekcje religii, „wyjaśnienia” o pierwszych rodzicach i ich grzechu pierworodnym, poczułem i pomyślałem, że coś tutaj się nie zgadza. Moja dziecięca intuicja i poczucie sprawiedliwości podpowiedziały mi, że niemożliwe aby kara za grzech pierworodny (jakkolwiek go wówczas rozumiałem) nieuchronnie i przez długie tysiąclecia spadała na całą ludzkość.
Przyznacie sami, że wygląda to trochę tak, jakby Bóg Ojciec nie tylko „stłukł tyłek” swoim niesfornym dzieciom, które zwędziły ze stołu ciasteczko, ale konsekwentnie, za ten sam czyn lał by te dzieci po tyłku przez całe życie, zsyłając na nie choroby i starość, a następnie karał w ten sam sposób dzieci tych dzieci, ich wnuki i prawnuki itd. Co za niedorzeczność!
Przecież nawet moi śp. Rodzice, których miłość do mnie siłą rzeczy nie mogła dorównywać miłości Boga Ojca, spuszczali mi tylko jedno lanie za jedno przewinienie, a i to nie zawsze i nie za każde.

Ta dziecięca niezgoda na niesprawiedliwość, nie wygasła we mnie z biegiem lat, a raczej zaczęła przybierać na sile. Coś we mnie mówiło mi, że ktoś tu się pomylił, interpretując zbyt dosłownie określone fragmenty Biblii i innych starożytnych zapisów. Czułem, że gdzieś istnieją odpowiedzi i, że jeśli nie zrezygnuję z poszukiwań, odnajdę je.

Jeszcze nieco później pojąłem, że słowa „Szukajcie a znajdziecie” i „Pukajcie a otworzą wam” stanowią niezbyt zakamuflowaną, a raczej podaną wprost, zachętę do szukania wiedzy i zrozumienia. Do szukania odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania. Do zrozumienia istoty naszego życia, tu na Ziemi, jak i w znaczeniu szerszym, jako istot duchowych obdarzonych szczególną, nieograniczoną miłością Stwórcy.

Dlaczego zatem godzimy się na choroby, starość i śmierć?

Ponieważ, kiedy dorastamy, nasze środowisko i mylne przekonania naszych ludzkich Braci (i Sióstr), skutecznie przełamują tę tkwiącą w nas naturalną dziecięcą wiarę i „naiwne” dziecięce poczucie sprawiedliwości. Boski Płomień, który pali się w sercu każdego dziecka, jest zasypywany „brudnym piachem i błockiem” zrzucanym nań przez innych ludzi, których płomienie już ledwo się tlą.
Na szczęście jednak, tego płomienia nie można całkowicie ugasić. Nasz Stwórca – w Swej Nieskończonej Miłości i Dobroci – zadbał bowiem o to by każde z Jego dzieci zawsze miało otwartą drogę powrotu do Źródła Życia – do Prawdy.

Jeśli odszukasz w sobie ten Boski Płomień, zajrzysz w głąb swojej Nieśmiertelnej Duszy, poczujesz w swoim sercu, że to co Ci tutaj obwieszczam jest Prawdą.

Pisałem już o tym (np. w cz.1 Nowej Baśni), że Ojciec stworzył nas na Swój Obraz i Podobieństwo, po to aby mieć kogo kochać. Nie chciał i nie potrzebował stworzyć bytów służalczych, które będą kochać Go „z obowiązku” bo tak zostały „zaprogramowane”. Chciał stworzyć Byty równe Sobie. Byty, które będą mogły pokochać Go za Jego dobroć, miłość i hojność. Które będą w stanie „nauczyć się” Miłości godnej Istot Najwyższych pomimo wielu trudności i przeszkód, które wolna wola człowieka może postawić na jego drodze do Ojca. Źródłem takich przeszkód jest najczęściej nasz umysł zewnętrzny, potrzebny nam do rozpoznawania ale także do kształtowania świata fizycznego w dowolny sposób, jakiego zapragniemy. Ale o tym za chwilę.
Stwórca zapragnął zatem stworzyć istoty równe Sobie.
I takie właśnie stworzył.

W świecie fizycznym (materialnym) narzędziem kształtowania otoczenia jest nasze świadome działanie. Całe życie jakie znamy, a także wszystkie ciała niebieskie, oraz zjawiska i różne postaci Boskiej Energii Życiowej, takie jak Ziemia, woda, wiatr, ogień, powietrze, skaliste góry, pustynie, grawitacja, oddziaływania wewnątrz atomu i wszystko inne co istnieje w świecie fizycznym, utrzymywane są za pomocą czyjejś świadomości – świadomego starania.

Czyjego?
To już temat na odrębny artykuł, który może kiedyś napiszę.

Tymczasem powróćmy do głównego wątku. „Świadome staranie” – czyli inaczej „samokontrola umysłu” lub „panowanie nad myślami i uczuciami”, które wysyłamy Ojcu, to klucz do wszystkiego, do niewysłowionego szczęścia – do Wiecznej Wolności od wszelkich ograniczeń.

Ramtha (inaczej Rama lub Ramaćandra), w swojej „Białej Księdze”, mówi wprost: „Każda śmierć jest rodzajem samobójstwa”. W innym miejscu stwierdza też, że wniebowstąpić jest łatwiej niż umrzeć.

Przede wszystkim jednak, o tym, że można pokonać śmierć, wiemy od ukochanego Wzniesionego Mistrza Jezusa, który będąc przecież Człowiekiem, mówił również, że jest Synem Bożym, czego dowiódł dokonując wielu cudów i odnosząc zwycięstwo nad śmiercią.
Mistrz Jezus nie zrobił tego by się popisywać. Po prostu chciał pokazać współczesnym i tym, którzy narodzą się ludźmi w kolejnych tysiącleciach, że Człowiek ma moc (daną mu przez Ojca) by dokonać wszystkiego czego zapragnie. Jakiż inny sens miałoby mieć takie poświęcenie i całe nauczanie Mistrza Jezusa, jeśli nie właśnie taki?!

I taki właśnie sens miało! „Odczyta” go każdy, kto głęboko zastanowi się nad słowami Jezusa i nad sobą oraz w głębi swojego Jestestwa poszuka wyjaśnienia.

Abyś zatem mógł/mogła pokonać choroby, starość i śmierć, najpierw myśl, że jest to w ogóle możliwe musi zakiełkować w Twoim umyśle. Musi wzrosnąć i pchnąć Cię do poszukiwania dalszych odpowiedzi, które sprowadzą się do zdobycia wiedzy o tym:
Jak to osiągnąć?

Ten tekst ma właśnie takie zadanie – zasiać w Twoim umyśle to ziarno – pierwszą myśl, że „można pokonać choroby, starość i śmierć”.

Niech Bóg błogosławi Ciebie i Twoje starania.

Greg Ka

piątek, 10 października 2014

Do Saszki i Kasi (i nie tylko do Nich)

Witam Was moje Drogie Siostry.

Nieomal rok upłynął od czasu kiedy zadałyście mi tak ważne dla Was pytania. Jeżeli wciąż czekacie na odpowiedzi, to Wasza cierpliwość zobowiązuje mnie do tego by ich Wam udzielić.

Poza tym robię to z prawdziwą przyjemnością, wierząc, że kropla drąży skałę, a więc i moje słowa mogą przeważyć szalę … i skłonić jedną czy drugą osobę do uchwycenia się z całą mocą myśli o swojej Boskości – tj. o swoim Boskim pochodzeniu, władzy i jej atrybutach, i mogą też zaprowadzić taką osobę o krok dalej w kierunku Wiecznej Wolności.

Nie pytajcie dlaczego musiałyście czekać tak długo, bo nie mogę Wam teraz udzielić dokładnej odpowiedzi na to pytanie, a wymijającej udzielać nie chcę.

To może po kolei.

Droga Saszko, oczywiście możesz wpłynąć na swój kod genetyczny. W rzeczywistości, całkowicie nieświadomie, my Ludzie robimy to cały czas. Nie jest bowiem tak, że to kod genetyczny decyduje o wszystkim, tzn. o tym jak wyglądamy, na jakie choroby jesteśmy podatni, jakie mamy zdolności ruchowe lub umysłowe.
Podobnie zresztą jak nie decydują o tym takie czynniki jak data urodzenia, imiona i nazwisko, itp., czego dowodzą (lub próbują dowodzić) różne „logie”, takie jak astrologia lub numerologia.
To raczej, a nawet zdecydowanie, My decydujemy o tym jak wygląda nasz kod genetyczny, tzn. co chcemy w nim zapisać i odtworzyć (w naszym ciele), … i … robimy to! - Stale, chociaż bezwiednie.

Robimy to niestety także poprzez tak zwane zaniechanie. Zaniechanie obrony i ochrony.

Tzn. jeśli np. jakaś reklama sugeruje nam, że powszechnym problemem są bóle stawów, większość ludzi podświadomie przyjmuje taką sugestię, która po wielokrotnym powtórzeniu zakorzenia się w naszej „nieświadomej akceptacji”. Dodatkowo, ponieważ wszyscy jesteśmy połączeni niewidzialnymi „nićmi” Wspólnej Świadomości, to nawet jeśli konkretna osoba nie przyjęła takiej sugestii do siebie, to jej umysł często przejmuje ją od innych, którzy sugestię zaakceptowali.
Im powszechniejsza akceptacja danego przekonania pośród ogółu, tym łatwiej pojedyncze umysły przejmują to przekonanie. Każdy ma przy tym odmienną podatność na różne sugestie.
Wyjaśnię.
Powiedzmy, że któraś Siostra „nie przestraszyła się” sugestii dotyczącej powyższej dolegliwości, bo nie miała takiego problemu w otoczeniu i rodzinie, a zatem nie boi się, że odziedziczy dolegliwość (lub podatność na daną dolegliwość) po przodkach, i nie ma też koleżanek  lub sąsiadek, które „zaraziłyby” ją świadomością tegoż problemu.

Ma za to, niestety, w rodzinie przypadki raka piersi, wobec czego interesuje się profilaktyką i innymi zagadnieniami dotyczącymi tej choroby. Ogląda programy telewizyjne, chodzi na badania profilaktyczne, dyskutuje z koleżankami z pracy na ten temat. Przygotowuje się (niestety) …

Podczas któregoś z nowoczesnych badań genetycznych, ktoś (jakiś autorytet) stwierdza, że ta Siostra ma tylko 40% procent szans na uniknięcie raka piersi.
Co się dzieje z taką osobą? Chyba się domyślacie … - gonitwa myśli, obawy i lęki, domysły … EMOCJE! Negatywne emocje!

Te ostatnie są najgorsze. Emocje tworzą bowiem najtrwalszy zapis w naszym archiwum wewnętrznym. Tworzą szybkie i (w tym wypadku) niebezpieczne oddziaływanie – tj. przenoszą się do naszej rzeczywistości wraz z „tworem”, którego dotyczą.

Podobnie Bracia (tzn. mężczyźni), mogą reagować na sugestie odnośnie np. raka prostaty. Ta choroba jest powszechnie REKLAMOWANA! Podobnie jak zresztą wiele innych zaburzeń zdrowia.
Ostatnio doszło nawet do tego, że niektóre firmy reklamują śmierć! – pokazują w sugestywny sposób jak wnuczkowi znika „sprzed nosa” dziadek, który zmarł na zawał serca!

To dramatycznie szkodliwa działalność! Powiedziałbym nawet, że zbrodnicza, gdyby nie fakt, że ludzie, którzy decydują o produkcji i emisji takich reklam, robią to w większości przypadków nieświadomie.
Podobne przykłady można by mnożyć ale szkoda na to naszej energii i czasu. Dość powiedzieć, że nie dotyczą one wyłącznie reklam, ale także seriali, reportaży, programów interwencyjnych, itp.

A na czym polega wspomniane zaniechanie? - Nasze zaniechanie.

Na tym, że nie odrzuciliśmy świadomie i zdecydowanie powyższych sugestii, płynących z głupiej i szkodliwej ludzkiej „twórczości”.

Jak można to zrobić?
Trzeba w każdym momencie życia, a szczególnie w takich chwilach, zdawać sobie sprawę, że jesteśmy Doskonałością – Bożymi Dziećmi stworzonymi na obraz i podobieństwo Ojca i wyposażonymi w Wolną Wolę. Ta świadomość zobowiązuje nas do wychwycenia nieharmonijnych sugestii, które nie mieszczą się w Doskonałości i do zdecydowanego zamknięcia drzwi naszego umysłu, by takie sugestie i myśli na zawsze pozostały na zewnątrz.

Czym dokładnie się posłużyć i jak?
Kiedy tylko zauważysz, że coś niedoskonałego chce wkraść się w Twoją uwagę, afirmuj np. tak:
„JAM JEST obecnością strzegącą mnie, która w tym momencie spala to, co chce mnie zaburzyć.”
Powtórz to trzy razy w myślach (potem, po pewnym czasie, wystarczy tylko raz) i pomyśl o tym, że jesteś odporna/y na takie sugestie, bo wiesz, że jesteś Doskonałością.
Możesz wówczas siedzieć z rodziną lub znajomymi przed telewizorem (jeśli tego wymaga sytuacja) i słuchać tych głupot, pozostając nietkniętą/ym ludzką twórczością, która prawie zawsze jest błędna i szkodliwa.

Dla ścisłości dodam, że nie zamierzam nikogo zniechęcać do wykonywania badań profilaktycznych czy innej diagnostyki chorób. Ale proszę Was, nie zapraszajcie tych chorób do siebie, poprzez poświęcanie im nadmiernej uwagi. Wykonajcie co konieczne i (jeśli jest OK.) „zapomnijcie”, że choroby istnieją.

Tymczasem wróćmy do głównego nurtu.

Moja Droga Siostro, w gruncie rzeczy w twoim pytaniu chodziło jednak o możliwości wpływania na swoje ciało, a o zmiany genetyczne pytałaś tylko dlatego, że uważasz, że są one konieczne by zmieniło się ciało.

Tak, możesz zmienić swoje ciało. Możesz ukształtować je tak jak tego pragniesz. Wzniesiony Mistrz Saint Germain w rozdziale 20-tym Złotej Księgi (zatytułowanym „Energia z ręki”) mówi jak można tego dokonać. Dodatkowe wyjaśnienia znajdziesz w rozdziale 26-tym („Samopoprawa”).

Czy jest łatwo tego dokonać? Nie. Z góry uprzedzam, że nie jest to zdolność, którą można uaktywnić łatwo i szybko. Gdyby tak było, każdy już by to praktykował, a przynajmniej Ci najbardziej zdesperowani w kwestii zachowania wiecznej młodości i urody.

Nie sądź, że przeczytasz te dwa rozdziały, wykonasz wskazane ćwiczenia parę razy i zdarzy się cud. Tak się nie stanie. Bez głębokiego zrozumienia, czym jest Obecność Boga w Tobie, nie dokonasz niczego. Co więcej, jeśli poświęcisz całą uwagę Twojemu ciału, to ono zacznie Tobą zarządzać i domagać się coraz więcej troski.

Niedawno odnaleziono zaskakujący dokument sprzed prawie dwóch tysięcy lat. W dokumencie tym napisano, że Jezus potrafił zmieniać swój wygląd (i nie mówię tu o jakiejś „charakteryzacji”) i Jego oprawcy o tym wiedzieli. Dlatego chcieli by ktoś (Judasz), dla pewności, wskazał im właściwą osobę.

Napisano tam też wiele innych ciekawych rzeczy, np. że Judasz był uczniem, który najlepiej rozumiał naukę Jezusa (i kochał Go nad życie), i z bólem serca, na prośbę Mistrza zgodził się, że Go „wyda”. Ale o tym więcej przy innej okazji.

Nasze ciała powinny być nam posłuszne. Tak to zaplanowano i tak ma być. Tak może być.
Jezus dokonał wielu cudów, ale obiecał, że my będziemy czynić jeszcze większe cuda niż On.
Zrobił i powiedział to wszystko po to abyśmy, poprzez jego przykład, zrozumieli, że człowiek może dokonać takich cudów. Że może władać materią i energią a nawet pokonać śmierć i Wniebowstąpić.

Tylko to jest warte zachodu i wysiłku!

Tym bardziej, że każdy z nas musi kiedyś, gdzieś odnaleźć drogę powrotną do Ojca. To jest nieuniknione. Każdy może zrobić to w tempie jakie mu odpowiada, nabywając dowolnie dużo doświadczeń na swojej ścieżce poszukiwań.
Ja chcę to zrobić już teraz. W tym wcieleniu. W najbliższych latach czy miesiącach – tak szybko jak to tylko możliwe.

Kiedy Ty chcesz to zrobić? To już pozostaje w Twojej gestii.

Kiedy w końcu zdecydujesz, że już czas, i że dotychczasowe miotanie się nic Ci nie dało, że jesteś gotowa poświęcić tyle czasu ile trzeba by zrozumieć Prawdę, sięgnij po instrukcje zawarte w Złotej Księdze. To są wspaniałe słowa mądrości, dane nam dla uwolnienia z wszelkich ograniczeń. Studiuj je w skupieniu, kawałek po kawałku, i praktykuj z cierpliwością godną Istoty Boskiej i Nieśmiertelnej (bo taką jesteś w istocie).

Kiedy pojmiesz Prawdę i zaczniesz jej używać, Twoje ciało zrobi co zechcesz, ale wtedy będzie to już dla Ciebie tylko „dodatkowa atrakcja” – mały kwiatek na ogromnej, cudownej łące zachwytów i odkryć.

A teraz kilka słów do Ciebie droga Kasiu.

Twoje słowa przypomniały mi mnie samego sprzed dziesięciu a nawet pięciu lat. Co chwila, kupowałem jakąś książkę, kurs, ebook, metodę itp. Miotałem się próbując rożnych niezawodnych (zdaniem twórców) recept na szczęście i rozwiązanie problemów.
Odłóż to wszystko na właściwe miejsce, tzn. na półkę, z której nie korzystasz.
Możesz działać, a nawet powinnaś działać, w pełni świadomie (co nie kłóci się ze stanem relaksacji ale nie wymaga go).
Ja znalazłem Księgę Ksiąg, i w ten sposób odnalazłem pewność i spokój. Tzn. Pewność co i jak robić, i spokój (pełną wiarę), że idąc za instrukcjami dojdę do celu z całą pewnością, prędzej czy później, ale zawsze w tempie, które jest dostosowane do mojej obecnej zdolności pojmowania.
Sięgnij po Zlotą Księgę. Nie będę doradzał Ci niczego innego, bo to może zadziałać, ale nie musi. Wszystkie te metodyki, kursy, itp. czerpią tak naprawdę z jednego Źródła – tyle, że czerpią tylko fragmenty Prawdy i wykorzystują tylko niektóre zjawiska wynikające z odwiecznych Praw Kosmicznych.
Całą Prawdę, drogę do Wiecznej Wolności, odnajdziesz tylko poznając i uznając swoją Boskość – swoją obecność JAM JEST, która jest jedyną Inteligencją, Energią i Władzą działającą w Twoim świecie.

W Buddyzmie Zen istnieje pojęcie „drogi miecza” (chyba już gdzieś o tym wspominałem na moim blogu). Polega to na tym, że uczeń (a później mistrz) zgłębiający jakąś sztukę, np. karate, kaligrafię, łucznictwo, …, porusza się jak gdyby po jednym z piór wachlarza w kierunku jego środka. Kiedy zdobędzie już absolutne mistrzostwo, czyli dojdzie do środka wachlarza, może stamtąd wejść na dowolne inne pióro. Inaczej mówiąc ma równie dobrą znajomość każdej innej sztuki, w której się nie ćwiczył. Co więcej z historii znane są postaci takich mistrzów, którym się to udało.
Po co o tym piszę?
Otóż z problemami, którymi chcesz (musisz) się zająć jest podobnie. Możesz załatwiać jeden problem, potem kolejny …i kolejny, a w tym czasie pojawi się jakiś nowy, którego wcześniej nie miałaś. Dlaczego się pojawi? Bo w swojej świadomości, nie jesteś przygotowana do życia bez problemów – wręcz przeciwnie, zawsze Ci towarzyszyły i to, że są, zakorzeniło się w Twojej świadomości (w sposób uzmysłowiony i/lub częściowo lub całkowicie nieuzmysłowiony).

To tak jakbyś, wracając do przykładu z wachlarzem, uczyła się oddzielnie zwalczania każdego z możliwych życiowych problemów. Można tak – oczywiście, ale życia Ci zabraknie by pozbyć się ich wszystkich.
Inaczej rzecz się ma, kiedy skupisz się na poznaniu Twojego „Ja-Bóg”. Dochodzisz do środka wachlarza a wszystkie pióra w tym miejscu się kończą … i kończą się wszystkie Twoje problemy. Różnica polega na tym, że poznając swoją obecność JAM JEST, i ucząc się jej używania, po pewnym czasie zaczynasz zauważać zmiany w Twoim życiu. Początkowo są one subtelne, ale zauważalne. Stopniowo problemy zaczynają się rozpływać, a Twoje sprawy (niby przypadkowo) zaczynają się układać coraz lepiej. Uwierz mi. Byłem w sytuacji, którą niejeden człowiek uznałby za rozpaczliwą i beznadziejną, ale nie poddałem się. I nagle jeden mały sukces, potem drugi. Zmiana uwarunkowań, w których działam, na mniej ograniczające. Więcej nadziei. Więcej zwiastunów poprawy. Lepsza sytuacja materialna. I tak, krok po kroku, miesiąc po miesiącu, moja wiara umacnia się coraz bardziej i coraz więcej otrzymuję od Obecności. Przestałem się bać. Zawsze uważano mnie za wzór optymizmu, ale teraz stałem się także ostoją spokoju. Przyjaciele wyczuwają to we mnie i dziwią się, skąd mi się to bierze?
Czasem próbuję wyjaśnić co nieco, tym, którzy są w miarę otwarci i gotowi na tak radykalną zmianę myślenia o Bogu i o sobie.
Po prostu przestałem osądzać i oceniać inne Dzieci Boga. Staram się widzieć „stojącą za nimi” Doskonałość, którą zniekształcili, niewłaściwie zarządzając otrzymywaną od Ojca energią, na skutek niewiedzy i błędnych przekonań.
Pomyśl droga Kasiu: czy masz szansę rozwiązać kilka problemów jednocześnie, jeśli dotychczas miałaś kłopot z rozwiązaniem chociaż jednego?
Ojciec dał Ci czas na wszystko, na każde doświadczenie którego potrzebowałaś. Teraz Ty musisz pozwolić sobie z tego daru (czasu) skorzystać – musisz dać go też sama sobie, tzn. uwierzyć, że go masz … no i uwierzyć, że Boska opieka pozwoli i pomoże Ci przetrwać wszystko. Bo tak jest w istocie – jak mówi dość znane powiedzenie „Bóg nie zsyła na człowieka prób, które są ponad jego siły”. Pomijam tu drobną nieścisłość, że Bóg w ogóle nic na nas nie zsyła, bo doświadczenia wybieramy my sami, I NIKT INNY.

Jeszcze mała rada dla wszystkich, którzy zechcą sięgnąć po „Złotą Księgę”:
Możecie przeczytać od razu całość, ale nie spodziewajcie się, że wszystko będzie dla Was jasne przy pierwszym czytaniu. Praktykowanie zacznijcie od podstaw – od pierwszych rozdziałów. Stopniowo poczujecie potrzebę pójścia dalej – wtedy to zróbcie.
Cierpliwość, wytrwałość i wiara – oto co jest potrzebne by odnieść Ostateczne Zwycięstwo i uzyskać Wieczną Wolność. Bez tego się nie da.

Toteż życzę Wam by nie zabrakło Wam niczego co jest potrzebne.
Niech Bóg błogosławi Was i wasze starania.
Przesyłam Wam moją miłość i energię.

Z Miłością

Greg

środa, 12 lutego 2014

Odpowiedź dla Aleksandry

Dotyczy komentarza do artykułu „100 tysięcy myśli”.

Aleksandra napisała do mnie, co następuje:

Drogi Greg Ka. Odnośnie myśli mam jeden problem. Przykładowo słucham afirmacji, leżę zrelaksowana i nagle dopadają mnie jakieś czarne myśli, odrzucam ale wracają. Jakieś dziwne poczucie, że złośliwy duszek do nich wbiega by pokazać 'Nie relaksuj sie za bardzo bo ja i tak tu jestem' . W życiu codziennym wracają tak samo czy złe wspomnienia czy czarne złe myśli, że np. coś się stanie złego mojej córeczce, że mężowi. Jestem szczęśliwa, otaczam się pozytywnymi ludźmi, nie oglądam głupot w tv, z natury straszny ze mnie nerwus dlatego szukam sposobów na wyciszenie nerwów jednak ta świadomość, że to zło gdzieś blisko jest nie daje mi spokoju, boję się ciemności bo mam wrażenie, że w tej ciemności coś łazi. Drogi Gregu, jak się od tego uwolnić i co to może być? Aleksandra

A oto moja odpowiedź:

Droga Aleksandro

Tak już jest, że nasze rozbiegane myśli są naszym największym wrogiem.
Jednocześnie myśli kontrolowane i odpowiednio ukierunkowane, są naszym (Ludzi) największym sprzymierzeńcem.

Cała rzecz polega na tym aby:
po pierwsze, zrozumieć sens (i znaczenie) tych dwóch zdań, które napisałem na wstępie, i
po drugie, nauczyć się panować nad naszymi myślami.
I to już w zasadzie wszystko. Proste?

Takie się wydaje. Jest to jednak najtrudniejsze zadanie jakie stoi przed każdym Człowiekiem i całą Ludzkością.
Udało się to dotychczas stosunkowo niewielu z nas, bo wymaga wielu lat pracy i samokontroli.
Co oczywiście nie znaczy, że nie należy i nie warto próbować.

Po pierwsze MUSISZ pojąć, że jesteś ukochanym dzieckiem Stwórcy, który kocha Cię tak niewyobrażalną miłością, że powierzył Ci całą swoją moc, abyś dowolnie rozporządzała swoim życiem – każdym swoim życiem! – bo w tej „grze edukacyjnej” mamy tyle żyć ile nam potrzeba.

A co my robimy z tą mocą?! Kierujemy nią w sposób zupełnie niekontrolowany. Nasza myśl, wykrzywiona przez nasze mylne rozumienie Świata i Boga, kreuje nam choroby, wypadki, i inne niechciane (czy aby na pewno?) „niespodzianki”.

Wyobraź sobie, że masz potężną broń (np. laser), który działa nieprzerwanie. Jeśli skierujesz go we właściwą stronę, to utoruje Ci drogę, ku wymarzonemu życiu. Ale jeśli zaczniesz rozglądać się we wszystkich kierunkach, obracając się i jednocześnie machając bronią na wszystkie strony (jak nieporadny żołnierz na poligonie), to możesz narobić szkód w swoim otoczeniu.

A teraz trochę bardziej praktycznie.
Od przyjaciela, który pasjonuje się NLP, dowiedziałem się, że on czasami stosuje taką metodę:
Kiedy jego myśli schodzą na niewłaściwy tor wbija sobie jeden paznokieć pod drugi, tak aby wywołać ból. Tym „brutalnym” sposobem uczy swój umysł by nie zbaczał z właściwej drogi – na zasadzie odruchu.
Osobiście nie praktykuję tej metody i nie polecam jej. To tylko taka ciekawostka.

Tak jak zimno samo w sobie nie istnieje, bo jest w istocie tylko brakiem ciepła, tak też nie istnieje zło, które jest jedynie brakiem dobra. Kieruj Twoje myśli, zawsze, tylko i wyłącznie w stronę dobra: miłości, rodzinnego ciepła, wspólnego śmiechu w radosnych chwilach, …

Wypełnij dobrem każdy moment kiedy nie koncentrujesz się na konkretnym zadaniu wymagającym skupienia. Wtedy nie pozostawisz miejsca na „zło” w Twoich myślach.

Przywołuj najpiękniejsze wspomnienia. Nie po to by się nimi „pożywiać” i odchodzić od „tu i teraz”, ale po to by przypomnieć swojemu sercu i umysłowi te najpiękniejsze stany emocjonalne, które nazywamy chwilami wszechogarniającego szczęścia, i utrwalać je jako wzorzec, do którego dążysz.

Używaj też afirmacji:
JAM JEST wewnętrznym mistrzem w zarządzaniu i kontrolowaniu wszystkich moich procesów myślowych w doskonałości Chrystusowej, aby tworzyły całość jakiej ja sobie życzę.

Powtarzaj ją przed zaśnięciem (może być w myślach), po przebudzeniu oraz zawsze kiedy tylko zauważysz, że Twoje myśli błądzą.

Nie analizuj „co to może być?” i „skąd się bierze?” – to wpływ wielu czynników działających na nas przez lata. Wyrwij to z korzeniami.
Wzmocnij efekt afirmacją:
JAM JEST Zmartwychwstanie i Życie.

Powtarzaj z ufnością i niech Ci to wejdzie w nawyk. Zobaczysz, że z czasem lęki zaczną się zmniejszać i wydadzą się czymś tak odległym i małym, że wręcz nie wartym uwagi.

Relaksacja? – owszem, jak najbardziej, ale zawsze łącz ją z pięknymi marzeniami i (po trosze) z cudnymi wspomnieniami. Dziękuj za wszystko co Cię cieszy w Twoim życiu. Przypominaj sobie bliskich i przyjaciół, i każdego kto obdarzył Cię dobrem, okazał miłość, przyjaźń lub chociażby pomoc. Przypominaj sobie wszystko co Ci się udało zrealizować, mimo, że nie było to łatwe. I dziękuj, ciesz się i dziękuj, …
POCZUJ

Wytrwałość jest tutaj konieczna. Im bardziej będziesz nieugięta tym lepsze efekty osiągniesz.

Bywa, że życie przynosi nam trudne zadania, ciężkie próby i niemile przeżycia, ale te są częścią doświadczenia, koniecznego by ostatecznie radość i szczęście były tym większe.

Ważne, by pamiętać, że Stwórca zadbał o to, by nic nam nie zagroziło w sposób ostateczny. Nie nam, bytom ludzkim, w ich jednostkowym doświadczeniu – w życiu, które nam wydaje się tak kruche. Zabezpieczył nas jako wyższe istoty duchowe.
Dał nam wszystko co było możliwe, łącznie z mocą decydowania, ile razy chcemy sobie „nabić guza” i zacząć od nowa.
Wsłuchaj się w swoją duszę. Ona powie Ci, że zdolność do lęku nie pochodzi od Stwórcy, lecz jest rezultatem Twojego wyboru.
Wybieraj więc pewność, że wszystko będzie dobrze, a tak własnie się stanie.

Niech Cię Bóg błogosławi.

Namaste
Greg Ka


sobota, 8 czerwca 2013

Perełki intuicji i perły zrozumienia … zamiast złota …

Niedawno jeden z czytelników mojego blogu zadał mi (niestety anonimowo) bardzo ważne pytanie, które to cytuję poniżej:

„Greg, mam pytanko.
Potrafisz spełniać swoje marzenia za pomocą medytacji. Myślę, że skoro napisałeś ten tekst, to musisz być w tym bardzo dobry :) Pomimo, że nie jestem sceptykiem, który odrzuca wszystko jak leci, zastanawia mnie coś ...
Dlaczego udostępniasz takie informacje?
Jeżeli to naprawdę działa, to masz niezliczone możliwości, posiadając taką wprawę w medytacji. Możesz za jakiś czas dostać spadek, wygrać w lotka, dostać pracę, w której zarobisz na własny, bardzo dochodowy biznes, mieć rodzinę, z którą będziesz co roku wygrzewał się na Bora Bora, przyjaciół ... no i wszystko czego zapragniesz i myślę, że wtedy nawet nie zajmowałbyś się prowadzeniem bloga, czy stronki, ponieważ miałbyś xxxx innych lepszych rzeczy do roboty.”

„Auuuć!” Pomyśli niejeden/niejedna z Was. „Ale gościa trafił! Prosto ‘w serce’”.
Faktycznie, o co tu chodzi?”

Pytanie zostało zamieszczone pod postem o „Medytacji Słońca-Księżyca”, ale to prawie bez znaczenia, bo mogło - równie dobrze - znaleźć się pod kilkoma innymi moimi tekstami, chociaż … czy aby na pewno? Ten tekst powstał przecież w pewnym okresie mojego życia i na pewnym etapie moich poszukiwań …

Pytanie jest znakomite!

Mimo, że ostatnio mam mało czasu na pisanie – dzielenie się z Wami moimi małymi odkryciami i przemyśleniami (przy czym mniejsza teraz o przyczyny takiego stanu rzeczy) – właśnie to pytanie zmusiło mnie by znaleźć wreszcie czas i zasiąść do pisania.

Taaak … wiem co chcę napisać oraz ile odpowiedzi i wyjaśnień powinienem zamieścić w tym tekście. Jedyne o co się martwię, to „czy uda mi się poukładać te dziesiątki odpowiedzi (bo to pytanie wymaga dziesiątek odpowiedzi) i informacji we właściwym porządku i w sposób czytelny - zrozumiały dla jak największej ilości osób, które zechcą przeczytać ten tekst?”, który z pewnością nie będzie krótki, no i będzie dość osobisty.

Pod palcami stukającymi w klawiaturę komputera, a przede wszystkim w moim skupionym umyśle „zewnętrznym”, kotłuje się przynajmniej z dziesięć możliwych pierwszych zdań, ale może zacznę tak:

Owszem, potrafię spełniać swoje marzenia za pomocą medytacji.
Potrafię je też spełniać za pomocą moich emocji.
No i potrafię je spełniać za pomocą moich myśli.

Nic w tym trudnego!
Potrafię je spełniać za pomocą każdej znaczącej (i nieznaczącej) aktywności emocjonalnej i umysłowej.

Co więcej, potrafię spełniać nie tylko swoje marzenia, ale i swoje obawy.
Potrafię przenieść do swojego życia każdą myśl i emocję, której poświęcę więcej uwagi, niż potrzeba, by ją „sklasyfikować” i potwierdzić lub definitywnie odrzucić, jako zgodną z tym kim jestem i kim chcę być, lub też jako całkowicie przeciwstawną do mojej wizji i koncepcji Grega Ka „tu i teraz”.

Przyznaję, że kiedy zaczynałem pisać mojego bloga (czy też „mój blog” – kto wie jak właściwie powinno się to odmieniać?), podobnie jak wielu zagubionych i niepewnych Braci-Sióstr, szukałem złota „głupców” – bałem się!

Na szczęście strach mnie nie sparaliżował, lecz zmusił do zajrzenia w głąb siebie – poznania tego kim i po co jestem.

Przyznaję, chciałem szybko zarobić, bo życie dało mi kopa i dobrze znany grunt osunął się spod moich stóp. Jakiś … przekonał mnie (prawie), że na blogu (w Polsce) można zarobić! I sprzedał mi ten pomysł za moje ostatnie pieniądze – co za „hiena”! J Ta „hiena” spełniła jednak swoje zadanie – gość, po wielu latach przerwy, pchnął mnie znowu w kierunku pisania, o którym zawsze marzyłem – mniej lub bardziej świadomie.

Jednocześnie, od zawsze – od kiedy pamiętam – wiedziałem (czułem w głębi swojego jestestwa), że śmierć jest jakaś niesprawiedliwa, a wyjaśnienia o „grzechu pierworodnym” zupełnie do mnie nie trafiały – nawet gdy miałem kilka lat – 6, no może 7.

Tkwiła też we mnie tęsknota do odkrywania, pisania i tworzenia – czułem, że mi się uda ... kiedyś, w końcu … uda mi się znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania, a może nawet podzielić się tymi odpowiedziami ze wszystkimi ludźmi, wszystkimi których kochałem – a miałem zawsze poczucie, które uświadomiłem sobie mając może lat 14, że kocham wszystkich ludzi – bez wyjątku.

Wracając do domu w zimowe wieczory zaglądałem dyskretnie w okna mieszkań, w których widziałem krzątające się przy kuchni matki, i myślałem o tym jakie to wspaniałe i niezwykłe, że jest nas tyle miliardów, a każdy o kogoś się troszczy i kogoś darzy miłością – w najgorszym razie siebie samego.
Czułem, że mogę poznać ich życie – tych wszystkich osób – i mogę poczuć ich uczucia ich sercem, i … zrozumieć ich świat ich umysłem, przez pryzmat ich doświadczeń, które nie zawsze były i są różowe – to wiedziałem już wtedy.

Wierzyłem, zawsze i szczerze, że w głębi duszy każdy człowiek jest dobry i, że w każdym z nas jest coś wzniosłego i wielkiego, coś co czyni nas, w jakiś tajemniczy sposób, wspólnotą o wielkim lecz niepojętym znaczeniu.

To znaczenie odkryłem całkiem niedawno – po wielu, wielu latach.

Całkiem możliwe, że ten właśnie artykuł (post) stanie się pierwszą częścią całej serii artykułów, które opowiedzą Wam, choć może nieudolnie, o moim pojmowaniu świata i Boga – o moim poszukiwaniu i zrozumieniu, i o wielu innych rzeczach, sprawach, problemach i zagadnieniach, które trapią co bardziej dociekliwych.

Bardzo ciekawi mnie, dlaczego uważasz, mój Anonimowy, że gdybym mógł w nieskończoność wygrzewać się na Bora-Bora, to nie powinienem i nie miałbym powodów, by dzielić się z innymi Braćmi-Siostrami (tak naprawdę nie mamy płci) patentem na szczęście?

Psim obowiązkiem każdego z nas jest dzielić się wiedzą – nie pieniędzmi, a właśnie wiedzą i zrozumieniem!

Czy sądzisz, że czułbyś się szczęśliwy leżąc do końca życia na plaży, popijając sobie pod palmą drinki z parasolką? Wybacz, ale jesteś naiwny jak dziecko, lub po prostu nigdy głębiej nie zastanowiłeś się nad celem naszego pobytu na tej pięknej Planecie, mieniącej się niezliczonymi barwami życia.

Mój Drogi Bracie-Siostro
Stwórca „zaszył” w naszej naturze potrzebę poszukiwania, zdobywania, odkrywania, badania i … wiary … i miłości!

Bo wiara tworzy!
Bo miłość buduje!
Bo nadzieja napędza!

Tworzy zawsze! - dosłownie, całkowicie i … wszystko, o czym intensywnie myślimy, nad czym skupimy się dłużej niż momencik!

Zrobiłem kiedyś głupstwo (nie, nie żaden przekręt - głupstwo) i potem długo (ze dwa tygodnie lub miesiąc) bałem się, że stracę pracę. Przygotowałem się na wypadek gdyby mnie chcieli zamieść pod dywan i czekałem w napięciu.
Potem wszystko się uspokoiło. Wyglądało, że jest już bezpiecznie – nikt nie zakapował o mojej głupocie.  Minęło dobrych kilka miesięcy i – ni stąd ni zowąd – kiedy już nawet zdążyłem zmienić pracę, inny pracodawca, który nie mógł się dowidzieć, że byłem przez moment durniem, wylał mnie z roboty pod zupełnie bzdurnym pozorem, nie wiedząc, że – w gruncie rzeczy – spełnia moje „marzenia” i pomaga mi spełnić podświadome tęsknoty.

Tak naprawdę, to od dawna chciałem odejść, tyle, że nie było mnie stać na taki ruch – zarabiałem z 5 - 7 średnich krajowych (i marzyłem by zarabiać z 10 - 12 takich średnich). No i po latach stresu, miesiącach wyrzeczeń, biedy, krwawicy, wojen, testowania mojej dobrej woli, sprawdzania przyjaciół, poznawania tych fałszywych i odnajdywania tych prawdziwych, bicia głową w mur … naruszyłem betonową ścianę.
Cel się ujawnił, a moje fascynacje i tęsknoty przestały wydawać się mrzonkami bez pokrycia.

No, powiedzmy, że cel prawie się ujawnił – tzn. zrozumiałem co powinno pozostać moim celem, do czasu kiedy nie ujawni mi się kolejny.

Musiałem na kilka dni przerwać pisanie tego tekstu i w międzyczasie coś mnie tchnęło by sięgnąć, po jedną z moich ulubionych książek, tj. „Śpiew Ptaka” Anthony’ego de Mello. Dla tych, którzy nigdy nie słyszeli o tej książce, wyjaśnię, że jest to absolutnie niezwykły spis bajek i przypowieści. Tak, tak – bajek!
Jeśli ktoś chce się dowiedzieć dlaczego mówię o tym zbiorku „niezwykły”, to musi niestety sam po niego sięgnąć, chyba, że przekona go bajka, którą zacytuję. Jest to bajka, która otwiera cały zbiór, i to ją właśnie przeczytałem ponownie jako pierwszą, po dłuższym okresie czasu. Była mi potrzebna. Właśnie ona.

Będę cytował z pamięci więc proszę o wyrozumiałość, jeśli nie będzie to cytat wierny co do słowa.

Bajka ma tytuł „Jedz sam owoce” i brzmi mniej więcej tak:

„Pewnego razu skarżył się uczeń Mistrzowi:
Opowiadasz nam różne historie, ale nigdy nie odkrywasz ich znaczenia.

A Mistrz na to:
Czy chciałbyś aby ktoś ofiarował Ci owoc i pogryzł go przedtem?”

Po tej krótkiej powiastce następuje komentarz.
„Nikt nie może odkryć za Ciebie Twojego znaczenia. Nawet Mistrz.”

Mnie przyszedł do głowy nieco inny komentarz – idący nieco dalej, a mianowicie:
Nikt nie może odkryć za Ciebie Twojego znaczenia. Nawet Bóg.

Tak właśnie jest. Bóg–Stwórca, Bóg-Życie, zna oczywiście wszystkie możliwe scenariusze tej „gry edukacyjnej”, na starcie której postawił nas kilka miliardów lat temu.

Zna je, bo już dawno, na samym początku, rozegrał je wszystkie w swoim Nieograniczonym Umyśle.

Zna je, ale woli być zaskoczony wyborami jakich dokonujemy. Dał nam bowiem wolną wolę, byśmy mogli odkrywać … uczyć się korzystania ze swojej Boskości.
Nie planuje więc za nas naszych losów i nie wytycza nam celów. Nie karze nas i nie nagradza. Sami musimy kształtować nasze losy i sami dokonujemy wyborów, tyle, że w większości czynimy to niestety nieświadomie.

Właściwie to powinienem jeszcze wspomnieć dlaczego zacytowałem Wam powyższą bajkę. Otóż, zatrzymała mnie ona „wpół słowa” … - o mało nie stałem się zbyt dosłowny, zamiast opowiadać historie. Oczywiście nie czuję się (jeszcze) Mistrzem i może nigdy się nim nie poczuję, ale to drugie jest mało prawdopodobne. Dlaczego? Ponieważ wszyscy, każdy w swoim tempie i swoimi ścieżkami, zdążamy do Mistrzostwa. Takie jest nasze przeznaczenie i główny cel (na początek). No i dlatego, że już postanowiłem, że chcę się Nim stać. Że jest to dla mnie ważniejsze od złota tu i teraz.

Umysł Boga jest Nieskończony i każdy, nawet Mistrz, jeśli szuka dla siebie inspirującego celu, znajdzie go i będzie się dalej rozwijał.
Zachodzi tu pełna analogia do nauki i naukowców. Kiedy wydaje im się, że już, już z przedpokoju, w którym się znajdują, wchodzą do komnat wiedzy „najwyższej”, to okazuje się, że te komnaty to tylko skromne korytarze prowadzące do kolejnych, jeszcze wspanialszych odkryć, okupionych jeszcze większym wysiłkiem, a zatem wymagających większej pasji i większej ciekawości świata i … śmielszych marzeń.

Bycie dosłownym nie jest dobre – nie zdaje egzaminu. Nie zmusza do myślenia, do odkrywania.

Piszę dosłownie: Jesteś Bogiem!
I co? Czy ktoś to zaakceptował? Pojął? Przyjął do serca tę Prawdę Prawd?

Taka już nasza pokrętna ludzka natura, że najprostsze prawdy, podane wprost pozostają niewidoczne dla naszego umysłu zewnętrznego, dopóki nie wzniesie on się na odpowiedni poziom „wibracji” – inaczej mówiąc, musimy dojrzeć by dojrzeć … klucz, który leży nawet nie pod wycieraczką, lecz tkwi na widoku, wetknięty w zamek od naszej strony bramy.

A po co zamieszczam taką np. „Medytację Słońca-Księżyca”? Bo kiedyś się nią zainteresowałem.
Podobnie zresztą napisałem o mantrach …
Marzenia, mantry, medytacja, … przeniosły mnie o krok dalej. Nie uważam ich za jedynie słuszne i najlepsze metody. Co więcej uważam, że mój największy problem został rozwiązany dzięki metodom podanym przez Abrahama, w książce „Proście a będzie Wam dane”. Nie zmienia to jednak faktu, że „Medytacja S-K” może się komuś przydać, na jakimś konkretnym etapie jego życia. Świadczy o tym chociażby fala popularności jaką cieszy się ostatnio ta technika, a ściślej, tekst, który ją przybliża czytelnikom-poszukiwaczom szczęścia. I bardzo dobrze, bo nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Oczywiście myślałem o tym żeby zacząć pisać od nowa, np. ten artykuł, a nawet cały blog. To jednak nic by nie dało, bo niektóre teksty żyją własnym życiem, które zaczęły w momencie publikacji. Niektóre zostały już nawet przywłaszczone przez zdesperowanych poszukiwaczy łatwego zarobku, co akurat jest dla mnie raczej powodem do zadowolenia niż zmartwienia, choć oczywiście nie popieram piractwa. Niech więc wcześniejsze teksty pozostaną gdzie są – niech pokazują ścieżkę – niech opowiadają historię.
Kto ma się doczytać, ten się doczyta.

Zawsze znajdujemy to czego szukamy – informacja, której potrzebujemy, trafia do nas w taki czy inny sposób. Ważne by szukać, by zrobić pierwszy krok … a potem kolejne.

Dlatego, mój drogi „Anonimowy” Przyjacielu, pójdę dalej moją ścieżką.
Po drodze już dostałem spadek, który mnie uratował, choć wierz mi, że wolałbym go nie dostać, poznałem moich prawdziwych przyjaciół, którzy bez proszenia wyciągnęli pomocną dłoń, kiedy byłem pod wodą, dostałem pracę lepszą niż własny biznes, rodzinę miałem już wcześniej ale poznałem ją lepiej, a na Bora-Bora przyjdzie czas.
Wolę też raczej sam wytworzyć swój dostatek, niż wygrać go od innych „biedaków” w tarapatach, choć wygranie w lotka to też w zasadzie wynik naszej pracy, chociaż bywa, że wykonanej nieświadomie. Niewiele więc różni się od wypracowania bogactwa w pocie czoła lub w  wyniku dobrego pomysłu i odrobiny szczęścia.

Dodatkowo: poczułem przepływ boskiej energii; chciałem by „moje dłonie” uzdrawiały i … uzdrawiają; chciałem się unieść w powietrzu i … mniejsza o to.
Mniejsza, bo mam inne, ważniejsze cele.

Kilkanaście miesięcy systematycznego wysiłku, przyniosło mi rezultaty warte więcej niż cale złoto świata. Co zatem mogę uzyskać kontynuując swoje starania?

Wierzę jednak, że niektórym mogę pomóc, więc będę to robił.
O szczegółach, czyli o tym jak to działa, to już w innym tekście.

Jeśli nie jesteś totalnym „sceptykiem”, o czym mnie zapewniałeś na wstępie, to może skłoniłem Cię do zastanowienia.


Namaste
Greg Ka