Niedawno jeden z czytelników mojego blogu zadał mi (niestety anonimowo)
bardzo ważne pytanie, które to cytuję poniżej:
„Greg, mam pytanko.
Potrafisz spełniać swoje marzenia za pomocą medytacji. Myślę, że skoro napisałeś ten tekst, to musisz być w tym bardzo dobry :) Pomimo, że nie jestem sceptykiem, który odrzuca wszystko jak leci, zastanawia mnie coś ...
Potrafisz spełniać swoje marzenia za pomocą medytacji. Myślę, że skoro napisałeś ten tekst, to musisz być w tym bardzo dobry :) Pomimo, że nie jestem sceptykiem, który odrzuca wszystko jak leci, zastanawia mnie coś ...
Dlaczego udostępniasz takie informacje?
Jeżeli to naprawdę działa, to masz niezliczone możliwości, posiadając taką wprawę w medytacji. Możesz za jakiś czas dostać spadek, wygrać w lotka, dostać pracę, w której zarobisz na własny, bardzo dochodowy biznes, mieć rodzinę, z którą będziesz co roku wygrzewał się na Bora Bora, przyjaciół ... no i wszystko czego zapragniesz i myślę, że wtedy nawet nie zajmowałbyś się prowadzeniem bloga, czy stronki, ponieważ miałbyś xxxx innych lepszych rzeczy do roboty.”
Jeżeli to naprawdę działa, to masz niezliczone możliwości, posiadając taką wprawę w medytacji. Możesz za jakiś czas dostać spadek, wygrać w lotka, dostać pracę, w której zarobisz na własny, bardzo dochodowy biznes, mieć rodzinę, z którą będziesz co roku wygrzewał się na Bora Bora, przyjaciół ... no i wszystko czego zapragniesz i myślę, że wtedy nawet nie zajmowałbyś się prowadzeniem bloga, czy stronki, ponieważ miałbyś xxxx innych lepszych rzeczy do roboty.”
„Auuuć!” Pomyśli niejeden/niejedna z Was. „Ale gościa trafił! Prosto ‘w
serce’”.
Faktycznie, o co tu chodzi?”
Pytanie zostało zamieszczone pod postem o „Medytacji Słońca-Księżyca”,
ale to prawie bez znaczenia, bo mogło - równie dobrze - znaleźć się pod kilkoma
innymi moimi tekstami, chociaż … czy aby na pewno? Ten tekst powstał przecież w
pewnym okresie mojego życia i na pewnym etapie moich poszukiwań …
Pytanie jest znakomite!
Mimo, że ostatnio mam mało czasu na pisanie – dzielenie się z Wami
moimi małymi odkryciami i przemyśleniami (przy czym mniejsza teraz o
przyczyny takiego stanu rzeczy) – właśnie to pytanie zmusiło mnie by znaleźć
wreszcie czas i zasiąść do pisania.
Taaak … wiem co chcę napisać oraz ile odpowiedzi i wyjaśnień powinienem
zamieścić w tym tekście. Jedyne o co się martwię, to „czy uda mi się poukładać
te dziesiątki odpowiedzi (bo to pytanie wymaga dziesiątek odpowiedzi) i
informacji we właściwym porządku i w sposób czytelny - zrozumiały dla jak
największej ilości osób, które zechcą przeczytać ten tekst?”, który z pewnością
nie będzie krótki, no i będzie dość osobisty.
Pod palcami stukającymi w klawiaturę komputera, a przede wszystkim w
moim skupionym umyśle „zewnętrznym”, kotłuje się przynajmniej z dziesięć
możliwych pierwszych zdań, ale może zacznę tak:
Owszem, potrafię spełniać swoje marzenia za pomocą medytacji.
Potrafię je też spełniać za pomocą moich emocji.
No i potrafię je spełniać za pomocą moich myśli.
Nic w tym trudnego!
Potrafię je spełniać za pomocą każdej znaczącej (i nieznaczącej)
aktywności emocjonalnej i umysłowej.
Co więcej, potrafię spełniać nie tylko swoje marzenia, ale i swoje
obawy.
Potrafię przenieść do swojego życia każdą myśl i emocję, której
poświęcę więcej uwagi, niż potrzeba, by ją „sklasyfikować” i potwierdzić
lub definitywnie odrzucić, jako zgodną z tym kim jestem i kim chcę być, lub też
jako całkowicie przeciwstawną do mojej wizji i koncepcji Grega Ka „tu i teraz”.
Przyznaję, że kiedy zaczynałem pisać mojego bloga (czy też „mój blog” –
kto wie jak właściwie powinno się to odmieniać?), podobnie jak wielu zagubionych
i niepewnych Braci-Sióstr, szukałem złota „głupców” – bałem się!
Na szczęście strach mnie nie sparaliżował, lecz zmusił do zajrzenia w
głąb siebie – poznania tego kim i po co jestem.
Przyznaję, chciałem szybko zarobić, bo życie dało mi kopa i dobrze
znany grunt osunął się spod moich stóp. Jakiś … przekonał mnie (prawie), że na
blogu (w Polsce) można zarobić! I sprzedał mi ten pomysł za moje ostatnie
pieniądze – co za „hiena”! J
Ta „hiena” spełniła jednak swoje zadanie – gość, po wielu latach przerwy,
pchnął mnie znowu w kierunku pisania, o którym zawsze marzyłem – mniej lub
bardziej świadomie.
Jednocześnie, od zawsze – od kiedy pamiętam – wiedziałem (czułem w
głębi swojego jestestwa), że śmierć jest jakaś niesprawiedliwa, a wyjaśnienia o
„grzechu pierworodnym” zupełnie do mnie nie trafiały – nawet gdy miałem kilka
lat – 6, no może 7.
Tkwiła też we mnie tęsknota do odkrywania, pisania i tworzenia –
czułem, że mi się uda ... kiedyś, w końcu … uda mi się znaleźć odpowiedzi
na najważniejsze pytania, a może nawet podzielić się tymi odpowiedziami ze
wszystkimi ludźmi, wszystkimi których kochałem – a miałem zawsze poczucie,
które uświadomiłem sobie mając może lat 14, że kocham wszystkich ludzi – bez
wyjątku.
Wracając do domu w zimowe wieczory zaglądałem dyskretnie w okna
mieszkań, w których widziałem krzątające się przy kuchni matki, i myślałem o
tym jakie to wspaniałe i niezwykłe, że jest nas tyle miliardów, a każdy o
kogoś się troszczy i kogoś darzy miłością – w najgorszym razie siebie samego.
Czułem, że mogę poznać ich życie – tych wszystkich osób – i mogę poczuć
ich uczucia ich sercem, i … zrozumieć ich świat ich umysłem, przez pryzmat ich
doświadczeń, które nie zawsze były i są różowe – to wiedziałem już wtedy.
Wierzyłem, zawsze i szczerze, że w głębi duszy każdy człowiek jest
dobry i, że w każdym z nas jest coś wzniosłego i wielkiego, coś co czyni nas, w
jakiś tajemniczy sposób, wspólnotą o wielkim lecz niepojętym znaczeniu.
To znaczenie odkryłem całkiem niedawno – po wielu, wielu latach.
Całkiem możliwe, że ten właśnie artykuł (post) stanie się pierwszą
częścią całej serii artykułów, które opowiedzą Wam, choć może nieudolnie, o
moim pojmowaniu świata i Boga – o moim poszukiwaniu i zrozumieniu, i o
wielu innych rzeczach, sprawach, problemach i zagadnieniach, które trapią co
bardziej dociekliwych.
Bardzo ciekawi mnie, dlaczego uważasz, mój Anonimowy, że gdybym mógł w
nieskończoność wygrzewać się na Bora-Bora, to nie powinienem i nie miałbym powodów,
by dzielić się z innymi Braćmi-Siostrami (tak naprawdę nie mamy płci) patentem
na szczęście?
Psim obowiązkiem każdego z nas jest dzielić się wiedzą – nie
pieniędzmi, a właśnie wiedzą i zrozumieniem!
Czy sądzisz, że czułbyś się szczęśliwy leżąc do końca życia na plaży, popijając
sobie pod palmą drinki z parasolką? Wybacz, ale jesteś naiwny jak dziecko,
lub po prostu nigdy głębiej nie zastanowiłeś się nad celem naszego pobytu na
tej pięknej Planecie, mieniącej się niezliczonymi barwami życia.
Mój Drogi Bracie-Siostro
Stwórca „zaszył” w naszej naturze potrzebę poszukiwania, zdobywania,
odkrywania, badania i … wiary … i miłości!
Bo wiara tworzy!
Bo miłość buduje!
Bo nadzieja napędza!
Tworzy zawsze! - dosłownie, całkowicie i … wszystko, o czym intensywnie
myślimy, nad czym skupimy się dłużej niż momencik!
Zrobiłem kiedyś głupstwo (nie, nie żaden przekręt - głupstwo) i potem
długo (ze dwa tygodnie lub miesiąc) bałem się, że stracę pracę. Przygotowałem się
na wypadek gdyby mnie chcieli zamieść pod dywan i czekałem w napięciu.
Potem wszystko się uspokoiło. Wyglądało, że jest już bezpiecznie – nikt
nie zakapował o mojej głupocie. Minęło dobrych
kilka miesięcy i – ni stąd ni zowąd – kiedy już nawet zdążyłem zmienić pracę, inny
pracodawca, który nie mógł się dowidzieć, że byłem przez moment durniem, wylał
mnie z roboty pod zupełnie bzdurnym pozorem, nie wiedząc, że – w gruncie rzeczy
– spełnia moje „marzenia” i pomaga mi spełnić podświadome tęsknoty.
Tak naprawdę, to od dawna chciałem odejść, tyle, że nie było mnie stać na
taki ruch – zarabiałem z 5 - 7 średnich krajowych (i marzyłem by zarabiać
z 10 - 12 takich średnich). No i po latach stresu, miesiącach wyrzeczeń, biedy,
krwawicy, wojen, testowania mojej dobrej woli, sprawdzania przyjaciół,
poznawania tych fałszywych i odnajdywania tych prawdziwych, bicia głową w mur …
naruszyłem betonową ścianę.
Cel się ujawnił, a moje fascynacje i tęsknoty przestały wydawać się
mrzonkami bez pokrycia.
No, powiedzmy, że cel prawie się ujawnił – tzn. zrozumiałem co powinno
pozostać moim celem, do czasu kiedy nie ujawni mi się kolejny.
Musiałem na kilka dni przerwać pisanie tego tekstu i w międzyczasie coś
mnie tchnęło by sięgnąć, po jedną z moich ulubionych książek, tj. „Śpiew Ptaka”
Anthony’ego de Mello. Dla tych, którzy nigdy nie słyszeli o tej książce,
wyjaśnię, że jest to absolutnie niezwykły spis bajek i przypowieści. Tak, tak –
bajek!
Jeśli ktoś chce się dowiedzieć dlaczego mówię o tym zbiorku
„niezwykły”, to musi niestety sam po niego sięgnąć, chyba, że przekona go
bajka, którą zacytuję. Jest to bajka, która otwiera cały zbiór, i to ją właśnie
przeczytałem ponownie jako pierwszą, po dłuższym okresie czasu. Była mi
potrzebna. Właśnie ona.
Będę cytował z pamięci więc proszę o wyrozumiałość, jeśli nie będzie to
cytat wierny co do słowa.
Bajka ma tytuł „Jedz sam owoce” i brzmi mniej więcej tak:
„Pewnego razu skarżył się uczeń Mistrzowi:
Opowiadasz nam różne historie, ale nigdy nie odkrywasz ich znaczenia.
A Mistrz na to:
Czy chciałbyś aby ktoś ofiarował Ci owoc i pogryzł go przedtem?”
Po tej krótkiej powiastce następuje komentarz.
„Nikt nie może odkryć za Ciebie Twojego znaczenia. Nawet Mistrz.”
Mnie przyszedł do głowy nieco inny komentarz – idący nieco dalej, a mianowicie:
Nikt nie może odkryć za Ciebie Twojego znaczenia. Nawet Bóg.
Tak właśnie jest. Bóg–Stwórca, Bóg-Życie, zna oczywiście wszystkie
możliwe scenariusze tej „gry edukacyjnej”, na starcie której postawił nas kilka
miliardów lat temu.
Zna je, bo już dawno, na samym początku, rozegrał je wszystkie w swoim Nieograniczonym
Umyśle.
Zna je, ale woli być zaskoczony wyborami jakich dokonujemy. Dał nam
bowiem wolną wolę, byśmy mogli odkrywać … uczyć się korzystania ze swojej
Boskości.
Nie planuje więc za nas naszych losów i nie wytycza nam celów. Nie
karze nas i nie nagradza. Sami musimy kształtować nasze losy i sami dokonujemy
wyborów, tyle, że w większości czynimy to niestety nieświadomie.
Właściwie to powinienem jeszcze wspomnieć dlaczego zacytowałem Wam
powyższą bajkę. Otóż, zatrzymała mnie ona „wpół słowa” … - o mało nie stałem
się zbyt dosłowny, zamiast opowiadać historie. Oczywiście nie czuję się (jeszcze)
Mistrzem i może nigdy się nim nie poczuję, ale to drugie jest mało
prawdopodobne. Dlaczego? Ponieważ wszyscy, każdy w swoim tempie i swoimi
ścieżkami, zdążamy do Mistrzostwa. Takie jest nasze przeznaczenie i główny cel
(na początek). No i dlatego, że już postanowiłem, że chcę się Nim stać. Że jest
to dla mnie ważniejsze od złota tu i teraz.
Umysł Boga jest Nieskończony i każdy, nawet Mistrz, jeśli szuka dla
siebie inspirującego celu, znajdzie go i będzie się dalej rozwijał.
Zachodzi tu pełna analogia do nauki i naukowców. Kiedy wydaje im się,
że już, już z przedpokoju, w którym się znajdują, wchodzą do komnat wiedzy
„najwyższej”, to okazuje się, że te komnaty to tylko skromne korytarze
prowadzące do kolejnych, jeszcze wspanialszych odkryć, okupionych jeszcze
większym wysiłkiem, a zatem wymagających większej pasji i większej ciekawości
świata i … śmielszych marzeń.
Bycie dosłownym nie jest dobre – nie zdaje egzaminu. Nie zmusza do
myślenia, do odkrywania.
Piszę dosłownie: Jesteś Bogiem!
I co? Czy ktoś to zaakceptował? Pojął? Przyjął do serca tę Prawdę
Prawd?
Taka już nasza pokrętna ludzka natura, że najprostsze prawdy, podane
wprost pozostają niewidoczne dla naszego umysłu zewnętrznego, dopóki nie
wzniesie on się na odpowiedni poziom „wibracji” – inaczej mówiąc, musimy
dojrzeć by dojrzeć … klucz, który leży nawet nie pod wycieraczką, lecz tkwi na
widoku, wetknięty w zamek od naszej strony bramy.
A po co zamieszczam taką np. „Medytację Słońca-Księżyca”? Bo kiedyś się
nią zainteresowałem.
Podobnie zresztą napisałem o mantrach …
Marzenia, mantry, medytacja, … przeniosły mnie o krok dalej. Nie uważam
ich za jedynie słuszne i najlepsze metody. Co więcej uważam, że mój największy
problem został rozwiązany dzięki metodom podanym przez Abrahama, w książce
„Proście a będzie Wam dane”. Nie zmienia to jednak faktu, że „Medytacja S-K”
może się komuś przydać, na jakimś konkretnym etapie jego życia. Świadczy o tym
chociażby fala popularności jaką cieszy się ostatnio ta technika, a ściślej,
tekst, który ją przybliża czytelnikom-poszukiwaczom szczęścia. I bardzo dobrze,
bo nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
Oczywiście myślałem o tym żeby zacząć pisać od nowa, np. ten artykuł, a
nawet cały blog. To jednak nic by nie dało, bo niektóre teksty żyją własnym
życiem, które zaczęły w momencie publikacji. Niektóre zostały już nawet
przywłaszczone przez zdesperowanych poszukiwaczy łatwego zarobku, co akurat
jest dla mnie raczej powodem do zadowolenia niż zmartwienia, choć oczywiście
nie popieram piractwa. Niech więc wcześniejsze teksty pozostaną gdzie są –
niech pokazują ścieżkę – niech opowiadają historię.
Kto ma się doczytać, ten się doczyta.
Zawsze znajdujemy to czego szukamy – informacja, której potrzebujemy,
trafia do nas w taki czy inny sposób. Ważne by szukać, by zrobić pierwszy krok
… a potem kolejne.
Dlatego, mój drogi „Anonimowy” Przyjacielu, pójdę dalej moją ścieżką.
Po drodze już dostałem spadek, który mnie uratował, choć wierz mi, że
wolałbym go nie dostać, poznałem moich prawdziwych przyjaciół, którzy bez
proszenia wyciągnęli pomocną dłoń, kiedy byłem pod wodą, dostałem pracę lepszą
niż własny biznes, rodzinę miałem już wcześniej ale poznałem ją lepiej, a na
Bora-Bora przyjdzie czas.
Wolę też raczej sam wytworzyć swój dostatek, niż wygrać go od innych
„biedaków” w tarapatach, choć wygranie w lotka to też w zasadzie wynik naszej
pracy, chociaż bywa, że wykonanej nieświadomie. Niewiele więc różni się od
wypracowania bogactwa w pocie czoła lub w
wyniku dobrego pomysłu i odrobiny szczęścia.
Dodatkowo: poczułem przepływ boskiej energii; chciałem by „moje dłonie”
uzdrawiały i … uzdrawiają; chciałem się unieść w powietrzu i … mniejsza o to.
Mniejsza, bo mam inne, ważniejsze cele.
Kilkanaście miesięcy systematycznego wysiłku, przyniosło mi rezultaty
warte więcej niż cale złoto świata. Co zatem mogę uzyskać kontynuując swoje
starania?
Wierzę jednak, że niektórym mogę pomóc, więc będę to robił.
O szczegółach, czyli o tym jak to działa, to już w innym tekście.
Jeśli nie jesteś totalnym „sceptykiem”, o czym mnie zapewniałeś na
wstępie, to może skłoniłem Cię do zastanowienia.
Namaste
Greg Ka