Popularne posty

środa, 23 lutego 2011

Komentarz wstępny do artykułu "Świadomość to nie mózg"

Drodzy Czytelnicy, dzisiaj rano natrafiłem na niezwykły artykuł Pana Roberta Borowickiego.
Bywają sprawy, wydarzenia, informacje i ludzie, których nie powinno się przegapić. Do tej kategorii z pewnością zalicza się tekst Pana Roberta.
Może nie wpisuje się on dokładnie w główną intencję mojego blogu, ale może być przydatny, by przekonać sceptyków, którzy trzymają się wyłącznie naukowych realiów, że warto aby i oni wzięli pod uwagę możliwość istnienia nieśmiertelnych bytów niematerialnych i Boga.


Uprzedzam jednak, że jest to lektura niełatwa, bo tekst jest dość długi i pojawia się w nim sporo odniesień do doświadczeń i wiedzy z dziedziny fizyki, której wiele osób zupełnie nie toleruje (a szkoda). Jeśli podczas czytania nie zgubicie głównej myśli (wątku) autora, to nawet brak rozumienia niektórych nazw czy pojęć nie przeszkodzi Wam w odkryciu głównego sensu tego wywodu i w docenieniu jego wartości. Autor wskazuje nam bowiem wyraźnie, że współczesna nauka, a fizyka w szczególności, zbliża się być może do epokowego odkrycia.


Odkryciem tym będzie znalezienie naukowych dowodów na istnienie niematerialnej duszy, funkcjonowanie równoległych Wszechświatów, jedność duchową wszystkich istot i nie tylko na to. Pan Robert sam pokusił się o wyciągnięcie mniej więcej takich (i innych równie ciekawych) wniosków, na podstawie swoich doświadczeń oraz istniejących już teorii naukowych, popartych wprawdzie wynikami doświadczeń, ale nie akceptowanych jeszcze oficjalnie przez tzw. poważne środowiska naukowe.


Tam gdzie autor opuszcza twardy naukowy grunt i dzieli się swoimi opiniami lub wnioskami, można się z nim zgadzać lub nie. Nie zmienia to jednak faktu, że przedstawione argumenty naukowe to coś czego nie można przeoczyć i o czym z pewnością warto dyskutować.
Niedługo zamierzam spisać swoje przemyślenia zainspirowane tym właśnie tekstem, w postaci odrębnego artykułu.


Tymczasem gorąco polecam lekturę tekstu Pana Roberta!

Świadomość to nie mózg

Autorem artykułu jest Robert Borowicki



Teoria świadomości w oparciu o moje własne doświadczenia, przeżycia innych ludzi, a także najnowsze odkrycia teorii kwantowej i doświadczenia naukowe.

Miałem wówczas 12 może 13 lat, pierwsza połowa lat '90. We śnie wyjrzałem przez okienko w przedpokoju. Na dworze w tym śnie było ciemno i zobaczyłem w oddali nad lasem ogromny ogień, który był ze 2 razy wyższy od drzew; zrobił na mnie niesamowite wrażenie, bo wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Za jakiś czas (nie pamiętam dokładnie jaki, ale krótki, jakieś kilka tygodni), siedząc w pokoju usłyszałem jakieś trzaski. Był wieczór, na dworze już było ciemno. Wyjrzałem przez okienko w przedpokoju, by zobaczyć skąd pochodzą te trzaski i wtedy zobaczyłem identyczny widok jak w swoim wcześniejszym śnie. Zdałem sobie w mgnieniu oka sprawę, że dokładnie to mi się właśnie śniło, a teraz to się dzieje naprawdę. Wszystko identyczne, rozmiary, kształt i miejsce płomieni. Jak również okienko i strona z której wyjrzałem - jak we śnie.
Wiem, że absolutnie nie mogło być mowy o przypadku - jak to tłumaczą sceptycy. Niestety, nie ma innego sposobu by się przekonać, niż samemu doświadczyć na sobie. Źle tylko zinterpretowałem źródło tych płomieni, zarówno we śnie, jak i gdy je zobaczyłem. Były na tle lasu, więc myślałem, że to las się pali. Okazało się, że spalił się drewniany dom, który stał tuż przed tym lasem, a zasłaniały go drzewa, więc z mojego punktu widzenia nie było możliwe ustalenie, co się paliło.

Jednak wtedy fakt, że mi się przyśniło coś, co później miało miejsce w rzeczywistości - specjalnie mnie nie zdziwił, uznałem to właściwie za coś normalnego. Nie miałem wtedy pojęcia o tym, że coś takiego jest niespotykane i niewyjaśnione.

Dopiero po latach, kiedy dowiedziałem się, że nauka nie ma na to wyjaśnienia - zainteresowałem się tym. To doświadczenie spowodowało, że zainteresowałem się zjawiskami niewyjaśnionymi. Po prostu wiedziałem i wiem, że skoro ja coś takiego przeżyłem, to i przynamniej część opisów niezwykłych przeżyć innych ludzi - musi być prawdziwa.

Czytając, dowiedziałem się, że takie sny zdarzają się bardzo rzadko, nazywa się je realistycznymi snami proroczymi, lub deja-vu (z francuskiego: już widziane). Zdałem sobie sprawę, że nie jestem jedynym człowiekiem, który tego doświadczył.

Szukałem w nauce odpowiedzi, w jaki sposób mózg mógł mieć dostęp do informacji z przyszłości. Dowiedziałem się, że przeczy to teorii względności Alberta Einsteina, gdyż zakłada ona, że nie jest możliwe przesyłanie informacji z prędkością większą, niż predkość światła w próżni - c, oraz że z tego wynika niemożliwość przesyłania informacji do przeszłości (i ich odbioru z przyszłości). Dowiedziałem się o hipotetycznych cząskach nadświetlnych, które mogłyby poruszać się szybciej niż c i jednocześnie nie mieć możliwości zwolnić do poziomu c, ani niższych prędkości. Cząstki te nazwano tachionami. Jednak ich istnienie jest tylko hipotetyczne, poza tym nie wyjaśniało to, w jaki sposób mózg mógłby je odbierać, i co mogłoby je generować.

Wszak ze snu jasno wynika, że to co ma się zdarzyć - już jest gdzieś zapisane, albo tak jak myślał Einstein - czas jest tylko upartym złudzeniem; zapewne miał na myśli że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość - istnieją jednocześnie, choć nasza świadomość nie ma dostępu do przyszłości, przeszłość jedynie pamiętamy - stąd tak, a nie inaczej odbieramy rzeczywistość, jako nieodwracalny upływ czasu.

Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy aby na pewno cała nasza świadomość, osobowość, pamięć - mieści się w mózgu i że jest on elektrochemicznym komputerem, a nasze myśli to impulsy chemiczne i elektryczne między neuronami w mózgu (synapsy).

Szybko zdałem sobie sprawę, jakże naiwna jest taka teoria świadomości....

Mimo, że jest ona domeną świata akademickiego, i wciąż jest wykładana na uczelniach, niczego tak naprawdę nie wyjaśnia...
Owszem, takie zjawiska zachodzą w mózgu, zostało to zbadane i potwierdzone. Jednak w żadnym przypadku nie może być to nasze "ja", nasza świadomość.

Gdyby tak było - nie różnilibyśmy się niczym specjalnym od komputerów. Silny impuls elektromagnetyczny - broń elektromagnetyczna, która niszczy wszelkie urządzenia elektroniczne, albo wysokonaładowane cząstki wiatru słonecznego -
wręcz wykasowało by to nam pamięć z mózgu (jeśli przyjąć, że myśli to impulsy elektryczne). Tymczasem nic takiego nie ma miejsca. Naszej pamięci nie narusza też potężne pole magnetyczne w czasie obrazowania mózgu za pomocą jądrowego rezonansu magnetycznego. Impuls elektromagnetyczny zniszczy komputery, wykasuje pamięć, zniszczy urządzenia elektryczne i elektroniczne. Nie naruszy jednak naszej pamięci, nie zaburzy naszej osobowości, nie zmieni naszych myśli. A przecież mózg nie jest ekranowany, czaszka nie jest klatką Faradaya, większa część widma elektromagnetycznego (prócz podczerwieni, światła widzialnego, UV) - wnika w głąb, lub przenika przez nasze głowy na wylot. A pomyślcie o ludziach, którzy są narażeni na bardzo silne pola elektromagnetyczne, o operatorach wojskowych urządzeń radiolokacyjnych, narażonych na mikrofale o potężnej mocy, które by zniszczyły wszelkie urządzenia elektroniczne umieszczone w ich wiązce. Choroba mikrofalowa, która po latach jest tego konskwencją - nie oznacza jednak utraty osobowości, czy jakiegokolwiek zaniku pamięci.

W książce "Umysł przewidujący przyszłość" Davida Loye'a, na początku rozdziału "Holograficzny umysł" - czytamy:

"Karl Lashley był jednym z najbardziej wytrwałych i skrupulatnych neuropsychologów przełomu lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Zdecydowany odkryć, czym jest pamięć i gdzie należy ją lokalizować, przez blisko trzydzieści lat badał mózgi szczurów.
Jego eksperymenty polegały na wycinaniu określonego obszaru mózgu, a następnie, kiedy tylko zwierzę dochodziło do zdrowia, testowaniu utraconej pamięci. Ale chociaż usuwał aż do osiemdziesięciu procent całkowitej objętości mózgu, odkrywał, że pamięć szczurów nadal działa bez zarzutu. Analizując wyniki swoich badań, nie krył rozczarowania faktem, że nie istnieje żadne oczywiste miejsce, w którym można by zlokalizować pamięć i żaden "engram", który by ją przechowywał. Doszedł więc do wniosku, że proces uczenia się, w jakim wszyscy uczestniczymy, jest z logicznego punktu widzenia... niemożliwy.
W jednej z notatek zaproponował również coś, co miało nieco podbudować jego pracę, ale co w tamtych czasach wydawało się poglądem dość żałosnym. Engram - jak nieśmiało zasugerował Lashley - istniał, ale w jakiś zupełnie niezrozumiały sposób rozprzestrzeniony był w obszarze całego mózgu. Ponadto, aby rozjaśnić nieco tę mglistą ideę, dodał, że pamięć powstaje dzięki bliżej nieokreślonym "falom interferencji"."


Natomiast w książce "Poza granicami wyobraźni" Viktora Farkasa, w rozdziale "Cudowna istota człowiek: myślenie bez mózgu",
- opisane są udokumentowane medycznie przykłady normalnych, żyjących ludzi, u których w wyniku wodogłowia stwierdzono większościowy lub nawet całkowity brak... mózgu.

Wniosek jest taki, że naukowcy, którzy powołują się na teorię, jakoby to w mózgu miała być pamięć i osobowość - nie mają pojęcia, jak bardzo się mylą.

A może wiedzą, ale nie mają lepszego wyjaśnienia.

Tą teorię mogę tylko porównać do dawnej teorii budowy świata - teorii geocentrycznej. Wszechświat składał się z obracających się kryształowych sfer, na których były umieszczone Księżyc, Słońce, planety, i na ostatniej - gwiazdy stałe. W samym centrum wszechświata zaś tkwiła nieruchomo płaska Ziemia.

Jednak wraz z początkami heliocentryzmu, odkryto że Ziemia jest kulą, a Słońce jest znacznie od niej większe. Nieprawdopodobnym i nielogicznym było, by większe ciało krążyło wokół mniejszego. Uznano, że to Słońce jest nieruchome i znajduje się w centrum wszechświata, zaś Ziemia jest tylko jedną z planet, które krążą wokół niego. Odkryto, że maleńkie gwiazdy na nocnym niebie są w rzeczywistości ogromnymi słońcami, i że są ich miliardy, które jako całość nazwano Galaktyką.

Odkryto, ze Galaktyka jest tylko maleńką częścią większej całości, bowiem podobnych galaktyk są znowu miliardy....

Brzytwa Ockhama - słynna zasada naukowców, mówiąca, że nie należy mnożyć bytów ponad konieczność, i że najprostsze wyjaśnienie bywa zazwyczaj prawdziwe - już wtedy się stępiła...

Jak widzicie, cały czas mnożono byty "ponad konieczność", w miliardy miliardów....

Jak się później dowiecie - to co nazywamy dziś całym wszechświatem - także przyjdzie pomnożyć....

W międzyczasie pomnożono byty, dzieląc atom ( gr. atomos, niepodzielny! ) - na coraz mniejsze
części...

Pod koniec XX wieku odkryto wreszcie, że wokół innych gwiazd, także krążą planety. Obecnie odkrywa się ich coraz więcej, choć jest to trudne z uwagi na olbrzymią odległość. Prosta teoria budowy świata, okazała się nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością. Podobnie jak teraz teoria świadomości, będącej integralną częścią, czy wręcz właściwością mózgu...

A co powiecie na doświadczenia w czasie śmierci klinicznej, doświadczenia pacjentów, których
przywrócono do życia, mimo braku oddechu, tętna, i z płaskim wykresem EEG!

Płaski EEG oznacza tylko jedno: mózg nie funkcjonuje - a więc zgodnie z ustaleniami naukowymi, zmysły nie mogą być aktywne,
a człowiek nie może niczego widzieć, słyszeć, czuć, ani tym bardziej zapamiętać. Tymczasem w rzeczywistości jest inaczej.
Ludzie ci, po udanej reanimacji, byli w stanie zapamiętać i podać szczegóły operacji, ktorych w żaden sposób nie mogli wymyślić, zgadnąć - jak również to co się z nimi działo wówczas, gdy przyrządy nie rejestrowały żadnej aktywności mózgu!
I takich przypadków na świecie było i jest wiele!
Zainteresowanym polecam film "The Day I Died" - Dzień w którym umarłem. Jest na YouTube z lektorem PL.

Profesor Stuart Hameroff jest anestezjologiem i bada relacje pacjentów, którzy przeżyli śmierć kliniczną.
Wspólnie z angielskim fizykiem, Rogerem Penrose - pracują nad stworzeniem kwantowej teorii świadomości...

Fizyka kwantowa... Czuję że to właściwa droga! Nawet Albert Einstein nie mógł tego rozwikłać...
W świecie kwantów dzieją się dziwne rzeczy... Np. dwie splątane ze sobą cząstki, fotony czy elektrony - mogą się znajdować dowolnie daleko od siebie, a ich polaryzacja będzie przeciwna. Mimo, że stan pojedyńczej, dowolnej cząski jest całkowicie niekoreślony, po dokonaniu pomiaru polaryzacji dowolnej z tych cząsek - stan drugiej automatycznie ustali się jako przeciwny. Choćby te cząstki były w różnych galaktykach. Einstein nazwał to "upiornym oddziaływaniem na odległość" ponieważ przeczyło jego teorii, że informacja nie może poruszać się szybciej niż światło. Tymczasem w tym przypadku dzieje się to natychmiastowo, bez jakiegokolwiek opóźnienia.

Foton czy elektron może przejść jednocześnie przez dwie szczeliny i interferować sam ze sobą. Nazywa się to superpozycją.
Gdy jednak będziemy chcieli zaobserowac, którędy przechodzi ta cząstka - okaże się że wybierze zupełnie losowo jedną szczelinę, przez którą przejdzie, i tylko detektor umieszczony przy tej szczelinie zarejestruje przejście. Elektron lub foton nie obserwowany - zjawia się jako fala interferencyjna, jednak obserowany - jako cząstka. Nazywa się to dualizmem korpuskularno-falowym. Funkcję falową, będącą rozwiązaniem równania Schrödingera, należy rozumieć jako obszar, który opisuje rozkład prawdopodobieństwa wystąpienia cząstki w danym miejscu.

Niels Bohr, duński fizyk, stworzył "Interpretację kopenhaską mechaniki kwantowej", w której funkcja falowa, opisująca rozkład prawdopodobieństwa wystapienia cząstki - gdy zostanie dokonany pomiar - zredukuje się do tego jedynego stanu, który jest wynikiem pomiaru.

Kot Schrödingera

Erwin Schrödinger, aby pokazać jak teoria kwantowaprzeczy zdrowemu rozsądkowi, opracował myślowy eksperyment z udziałem kota. Kot jest zamknięty w pudełku, w którym umieszczono szczelny, np szklany pojemnik z trucizną, np lotną cieczą.
Do pudełka włożono próbkę materiału promieniotwórczego, emitującą średnio jedną cząstkę na godzinę, a także detektor promieniowania, mający na celu zarejestrować tę cząstkę. Detektor jest połączony z mechanizmem, który w chwili zarejestrowania cząstki, rozbija pojemnik i uwalnia truciznę. Po włożeniu kota i próbki i zamknięciu pudełka, oraz odczekaniu godziny - mamy 50% prawdopodobieństwo, że kot jest żywy i takie samo 50% że jest martwy. Tak mówi zdrowy rozsądek. Jeśli nastąpi radioaktywny rozpad i detektor go zarejestruje, to zostanie uruchomiony mechanizm, który uwolni truciznę z pojemnika,
i wtedy kot zginie. Jeśli rozpad nie nastąpi, kot nadal będzie żywy. Rozpad promieniotwórczy jest zjawiskiem kwantowym, można więc określić tylko prawdopodobieństwo zajścia rozpadu, a tym samym prawdopodobieństwo zatrucia kota.

Z interpretacji kopenhaskiej wynika jednak coś innego – zanim otworzymy pudełko, czyli dokonamy sprawdzenia zawartości pudełka - kot jest jednocześnie i żywy i martwy. Znajduje się on w dziwnym stanie (superpozycji) wszystkich możliwych rozwiązań. Dopiero otworzenie pudełka i sprawdzenie jego zawartości redukuje układ do jednego stanu – kot wyskoczy żywy z pudełka, albo pozostaje w nim martwy. Einstein upierał się przeciwko takie redukcji i przypadkowości w świecie zjawisk kwantowych, przewidywanych przez interpretację kopenhaską, pisząc w liście do Bohra słynne zdanie:
"Dobry Bóg nie gra ze światem w kości!"
.....i miał rację!

Kwantowa teoria wielu światów

W 1957r. amerykański fizyk, Hugh Everett III, obronił pracę doktorską, w której zaproponował zupełnie nowe podejście do problemu interpretacji mechaniki kwantowej. Zaproponował, by wszystkie możliwe stany kwantowe (możliwe wyniki pomiarów) funkcji falowej potraktować jako prawdziwe i rzeczywiste. Założył, że w chwili obserwacji (pomiaru) zdarzenia kwantowego, będącego wcześniej w superpozycji - wszechświat rozczepia się na tyle kopii, ile jest możliwych rozwiązań funkcji falowej.
Założył, że dzieje się tak w przypadku każdego zdarzenia kwantowego, że redukcja funkcji falowej jest tylko pozorna,
i jest związana z ustaleniem się kwantowego stanu w linii czasowej, że wszystko co tylko jest możliwe, ma miejsce w którejś odnodze multiwszechświata. Everett swoją teorię nazwał "Wieloświatową interpretacją mechaniki kwantowej". Swój pomysł poparł podstawą matematyczną, w ktorej nie udało sie znaleźć błędu.

Multiwszechświat jawi się jako rozgałęziające się drzewo o nieskończenie wielu gałęziach, cały czas rozgałęziających się i postępujących wraz z tym, co my nazywamy upływem czasu. Drzewo to może istnieć jako całość, naraz, jednocześnie, a iluzja uplywu czasu jest domeną naszej ograniczonej świadomości, odbierającą tylko jedną wąską ścieżkę łańcucha zdarzeń, spośród nieskończenie wielu możliwych.

Kot Schrödingera jest w połowie przyszłych linii czasowych (od momentu otworzenia pudełka, obserwacji) żywy,
a w drugiej połowie martwy, i to jakiego go zaobserwujemy, zależy od tego, jaki wynik był przypisany linii czasowej, w której znajduje się nasza świadomość. Kotów Schrödingera było wiele, bo nasze kopie w równoległych wszechświatach, również wykonały ten eksperyment. Oczywiście tylko myślowo, bez udziału prawdziwego kota :)

Paradoks dziadka też nie istnieje.

Faktem jest, że ta teoria nie jest kompletna jako teoria wszystkiego, opisująca wszystkie zjawiska w przyrodzie, nie uwzględnia się w niej bowiem grawitacji. Jednak sama idea istnienia wielu wszechświatów równoległych jest intrygująca, w naturalny sposób wyjaśnia wiele zjawisk, i mam kilka argumentów na rzecz jej prawdziwości.

Komputer kwantowy.

David Deutsch, fizyk z Uniwersytetu w Oksford, opracował w latach '80 kompletną teorię działania komputera kwantowego. Już dziś zbudowano pierwsze kwantowe bramki logiczne, przetwarzające pojedyńcze qubity (bity kwantowe), których obliczenia potwierdzają teorię. Niesamowitą szybkość i jednoczesność obliczeń, da się sensownie wyjasnić, tylko w oparciu o teorię wielu światów, w których wiele bliźniaczych kopii komputera, jednocześnie wykonuje wiele rożnych prób obliczeń tego samego zadania, i na koniec, zbiorczy wynik jest do odczytu na każdej z nich.

Doświadczenie Younga.

Na początku XIX wieku, Thomas Young, angielski fizyk - wykonał doświadczenie, które potwierdziło falową naturę światła.
Doświadczenie to polegało na przepuszczeniu światła świecy przez małą dziurkę wyciętą w nieprzeźroczystym materiale,
za którym znajdował się kolejny materiał, tym razem z dwiema małymi dziurkami położonymi blisko siebie. Następnie znajdował się ekran, na który rzutowane było światło po przejściu przez oba materiały z dziurkami. Young zamiast dwóch świetlnych punktów (na co wskazywała by logika) ujrzał właśnie wzór interferencyjny. Jednak 100 lat później, Einstein wyjaśnił zjawisko fotoelektryczne, i od tego czasu wiemy że światło składa się z fotonów. Co zostało potwierdzone doświadczalnie przez Arthura Holly Comptona w 1923r.

Naukowcy wykonali zmodyfikowaną wersję doświadczenia Younga, w której źródło światła emitowało pojedyńcze fotony, tak, że np. co ułamek sekundy, wychodził tylko jeden foton. Pojedyncze fotony były przepuszczane przez podwójną szczelinę, za którą umieszczono materiał światłoczuły. Po kilku godzinach wynik eksperymentu był już znany. Na światłoczułym materiale pojawiło się nic innego, jak znany już wzór interferencyjny. Z czym w takim razie interferuje pojedyńczy foton? W mechanice kwantowej ten efekt jest wyjaśniony jako nakładanie się funkcji falowej, która opisuje stan fotonu. Ale funkcja falowa jest przecież tylko rozkładem prawdopodobieństwa znalezienia cząstki, i według interpretacji kopenhaskiej nie istnieje jako coś realnego, z czym mógłby interferować pojedyńczy foton. Przecież zgodnie z założeniami szkoły kopenhaskiej, funkcja falowa ma nieustannie ulegać redukcji do jednego konkretnego stanu kwantowego. Rzeczywiście, tak to wygląda z poziomu obserwatora, który ma dostęp i obserwuje wynik z jednego tylko wszechświata równoległego (ściślej: z jednej równoległej linii czasowej).
Nie oznacza to jednak, że tak właśnie jest w szerzej pojętej rzeczywistości.

Dopiero po zastosowaniu kwantowej teorii wielu światów, znajdujemy wyjaśnienie tej zmodyfikowanej do pojedyńczych fotonów wersji doświadczenia Younga. Pojedyńczy foton interferuje z całą resztą funkcji falowej, którą stanowią niewidzialne w naszym wszechświecie fotony, znajdujące się w równoległych wszechświatach, których równoległa obecność i trasy - zgodnie z teorią Everetta - determinują trasę jaką przemieszcza się foton w naszej linii czasowej, w taki sposób, by zgodnie z rozkładem prawdopodobieństwa przewidzianym przez funkcję falową, chwilowe położenie i pęd pojedyńczego fotonu nie były identyczne w dwóch różnych wszechświatach równoległych. W ten sposób właśnie powstaje znany już wszystkim wzór interferencyjny.
Powyższa interpretację tego doświadczenia, którą ująłem własnymi słowami, opisał David Deutsch, i można o niej przeczytać w jego książce "Struktura rzeczywistości" (The Fabric of Reality).

Kwantowa świadomość

Zastanawialiście się, skąd się biorą treści, obrazy, sceny w Waszych snach? Skoro mój sen, o którym pisałem na początku, dotyczył przyszłego zdarzenia w rzeczywistym świecie, to nic nie stoi na przeszkodzie, by uznać, że przynajmniej ta część snów, w których widzimy zupełnie realistyczne sceny widoki, krajobrazy, miasta, domy, ulice, zdarzenia i ich szczegóły - ma rzeczywiście miejsce w którymś z wielu światów równoległych, postulowanych przez Everetta. W czasie snu, nasza świadomość może przekraczać granicę dzielącą nas od równoległych linii czasowych, a nasza pamięć może się na pewien czas "podłączyć"
do świadomości którejś z naszych kopii żyjącej w którymś ze swiatów równoległych, i rejestrować przeżycia tego naszego bliźniaka w innej linii czasowej, tak jakbyśmy to przeżywali my. Co więcej - w snach dosłownie zespalamy się z naszymi bliźniaczymi kopiami. W snach odbieramy rzeczywistość za pomocą ich świadomości, a nie naszej. Oznacza to, że śniąc dany sen - mamy w pamięci przeszłe zdarzenia, emocje, uczucia, wiedzę i umiejętności naszego bliźniaka w równoległym wszechświecie - a nie nasze. Dlatego mając na uwadze zwykły (nieświadomy) sen - śnimy go bez wpływu naszej świadomości na przebieg zdarzeń - decyduje o nich właśnie świadomość tej naszej bliźniaczej kopii. Czas nie ma tu żadnego znaczenia, możliwe jest połączenie zarówno z przyszłą jak i przeszłą równoległą linią czasową. I to by tłumaczyło mój sen deja-vu, o którym na początku pisałem...

A jak to jest, że widzimy we śnie jakiś napis czy liczbę, czytamy go, a potem spoglądamy gdzieś indziej, i znów na ten napis...
ale za drugim razem widzimy coś innego? Obserwujemy różne światy równoległe, będące takimi samymi, za wyjątkiem treści tego napisu.

Jednak z analizy moich snów wynika, że ludzie, których spotykamy w snach w części przypadków znajdują się również we śnie.
Z tym że prawie zawsze są to niematerialne dusze - świadomości ludzi ze światów równoległych, którym my się śnimy w taki sam sposób, w jaki oni nam. Jednak we śnie widzimy ich normalnie jako ludzi takie wytłumaczenie wynika z nalizy moich snów, chociażby z treści niektórych prowadzonych rozmów sennych.

Jak ustaliliśmy, choćby na podstawie doświadczeń śmierci klinicznej, istnienie duszy jest faktem. Świadomość jest niematerialna i może przebywać poza ciałem. Świadomość (dusza) w jakiś sposób jednak oddziaływuje z materią, sterując ciałem, zapewne za pomocą jakichś nieznanych jeszcze zjawisk kwantowych, rodzajów splątania kwantowego, z atomami każdej żywej komórki w naszym materialnym ciele, czyniąc go żywym, ożywiając materię. Zatem wszystko, co żyje, każde zwierzę i roślina, nawet bakterie - mają duszę bez kwantowej świadomości - duszy materia nie może być żywa. Nie oznacza to, że zwierzęta, rośliny, czy tym bardziej bakterie są świadome. Pisząc o świadomości, mam na myśli ten kwantowy pierwiastek życia, który jest odpowiednikiem w świecie duchowym. A zatem istnieje dusza, która przetrwa śmierć ciała fizycznego.
To tłumaczy, dlaczego śnią nam się nasi bliscy zmarli, i czasami podają informację, których nie można by uzyskać w inny sposób, np. w przypadku zaginięć, czy niewyjaśnionych morderstw, zmarły moze się przyśnić i podać szczegóły i okoliczności swojej śmierci oraz miejsce, w którym leży jego ciało, co może być później potwierdzone w trakcie śledztwa prowadzonego przez policję. Zdarzają się takie przypadki.
Podobnie działa nasz mózg - jest tylko odbiornikiem bytu duchowego w oparciu o zjawiska kwantowe. Jest jednak bardzo selektywny, i odbiera (analogicznie do radia) tylko jedną stację radiową (naszą świadomość), a nie transmisje na wszelkich możliwych częstotliwościach, które znajdą się w jego zasięgu.

Czasem zdarza się że jest inaczej, czy to z powodu praktyk, zdolności niektórych ludzi, czy też natury ich mózgu.
I wten sposób media na seansach spirytystycznych pozwalają na czasowe przejęcie kontroli nad swoim ciałem - innym bytom duchowym - stąd czasem mówią nieznanymi językami, bądź zmienionym, nienaturalnym głosem. To samo dotyczy opętanych, czy niekiedy uznanych za "chorych psychicznie". Zdarza się tak i bez spirytyzmu. Są przypadki ludzi, w których jednym ciele, kryje się kilka osobowości. Nazywa się to podwójną osobowością i polega na tym, że przez jedno ciało za pośrednictwem mózgu, kontaktuje się ze światem materialnym kilka świadomości (dusz). I też tu są przypadki, że ci ludzie np. znają obce języki, których nigdy się nie uczyli, i nie mieli takiej możliwości. Lunatycy wstają, chodzą, robią różne rzeczy, niekiedy takie, których nigdy by nie zrobili będąc świadomymi. Nic później po przebudzeniu nie pamiętają. Po prostu jakiś byt duchowy posługiwał się wówczas ich ciałem. W dużym uproszczeniu można się posłużyć analogią radia, telewizora - do mózgu. Widzimy i słyszymy coś w tych urządzeniach, co jednak nie jest w nich samych, a jedynie przez nie odbierane. Ale gdyby kilka wieków temu, pokazano komuś telewizor czy radio - nie dał by wiary, że to co tam widzi i słyszy, nie pochodzi z wnętrza tego urządzenia, że to urządzenie nie jest tego źródłem.
Weźmy radio na baterie, zdejmijmy obudowę, tak by był dostęp do płyty z elementami elektronicznymi (od strony lutowania)
Włączmy takie radio, dostrojmy jakąś stację. ok, wszystko gra. Teraz, gdy zaczniemy dotykać palcem tych lutowań i ścieżek na płycie, gdy trafimy na miejsce, gdzie mieści się układ pośredniej częstotliwości i tam dotkniemy, radio zacznie nam się rozstrajać, będziemy słyszeli kakofonię różnych stacji radiowych, także zagranicznych, krótkofalowych, które są nawet na innych zakresach fal. Gdy tylko odejmiemy palec, wszystko wróci do normy; znów będziemy slyszeć tylko naszą pierwotną stację.

Czasem w wyniku wykrycia np. tętniaka, wykonuje się operacje wymagające trepanacji czaszki wycina się fragment kości czaszki, by uzyskać dostęp do kory mózgowej. Pacjent może być wtedy świadomy. Lekarze robili doświadczenia, stymulując korę mózgową za pomocą elektrod, przez które przepuszczali niewielki prąd. Zmieniali w ten sposób stan świadomości pacjentów, pacjenci widzieli rzeczy, postacie, których nikt inny nie widział. Jednak nie ma możliwości by w ten sposób "dopisać" człowiekowi lub wymazać jakieś wspomnienie, coś czego ten człowiek nigdy nie przeżył, nie doświadczył. Co jest jeszcze jednym argumentem, przeciw teorii, jakoby to mózg był źródłem świadomości. Po odjęciu elektrody - wszystko natychmiast wracało do normy.

Narkotyki, czy wszelkie substancje psychoaktywne, psychodeliczne - właśnie powodują takie rozstrojenie mózgu; możliwy jest wgląd w inne światy, możliwe jest zakłócone widzenie rzeczy spoza naszej linii czasowej, ale niestety też otwiera to mózg dla innych niż nasza świadomość - bytów duchowych, co może mieć złe skutki, o jakich pisałem powyżej.

Ale wracając do snów - kto decyduje o treści naszych snów, danej nocy, w danej chwili drzemki? kto sprawia, że widzimy akurat takie, a nie inne zdarzenie, spotykamy akurat taką, a nie inną osobę i rozmawiamy z nią na określony temat, w akurat takim a nie innym świecie równoległym?

Skoro istnieje dusza, duchy, to znaczy że istnieje też cały świat duchowy, może istnieć wyższy wymiar rzeczywistości, łączący wszystkie te swiaty równoległe, w których żyją istosty z materialnym ciałem, mogą żyć w nich doskonalsze od nas istoty duchowe, które widzą całe to drzewo nazywane multiwszechświatem - jednocześnie.

To one znają naszą przyszłość w różnych liniach czasowych, różne możliwe wersje przyszłych zdarzeń, z naszym udziałem,
to one mogą decydować o treści naszych snów, łącząc nas ze światami równoległymi, pozwalając niekiedy naszym bliskim zmarłym na kontakt z nami w ważnych sprawach, a także ostrzegając nas w snach, dając symboliczne wskazówki lub wyświetlając nam w snach "zwiastuny filmu" będącego czekającym nas przyszłym wydarzeniem w jakiejś sporej procentowo liczbie przyszłych ścieżek w światach równoległych. Osobom niewidomym od urodzenia, mogą z jakichś powodów nie być dostarczane wrażenia senne zawierające obrazy.

Mieszkam w domu jednorodzinnym z działką i od drzwi domu do furtki jest chodnik (wylewka) i po środku jest wmurowany taki betonowy kwadrat z metalowym okuciem, o boku ok 70cm, przypomina klapę włazu do studzienki kanalizacyjnej, szamba itp. tylko nie ma żadnych dziurek i jest masywniejszy i ułożony równo z betonem. Jak byłem mały, może ze 4-5 lat miałem, to mam w pamięci widok jak dziadek zdjął ten kwadrat betonu i była tam wybetonowana jakaś kwadratowa studzienka, o głębokości ok 1,5 - 2m, na jej ścianach wyraźne ślady desek z szalunku i lekko pomalowane jakimś rzadkim lepikiem czy smołą. Później nikt tego więcej nie otwierał, i tak mi w pamięci został tamten widok byłem przekonany, że tak właśnie jest. A tymczasem niedawno przy okazji małego remontu i poprawek chodnika, wyszła rozmowa i babcia mówi, że to jest tylko płyta wmurowana w chodnik i niczego pod spodem nie ma, jest ziemia, i że tak było od początku.I faktycznie nie ma - sprawdziłem wbijając pod kątem metalowy pręt w ziemię - gdy by był beton, to by sie pręt zatrzymał.

Moje wyjaśnienie jest takie:
Przyjmuję teorię Everetta-Deutscha. (Istnieje stała liczba, być może nieskończenie wiele równoległych wszechświatów, w których są te same prawa przyrody). Nasza duchowa świadomość płynnie i niezauważalnie przez cały czas przełącza się pomiędzy tymi światami, ale tylko takimi, w których różnice polegają tylko na nieokreślonych subtelnych zmianach, (np. pogoda, przyroda, ludzi jakich po drodze spotykamy, a także ich nastrój w stosunku do nas, itp.), natomiast wszystkie zapisane w naszej pamięci ustalone dane - są wspólne dla tych swiatów (np. wygląd naszego domu, pokoju, miasta, budynki, drzewa, ludzie których znamy, to co mamy zapisane w zeszycie, na komputerze itp.). Jeśli jesteśmy bardziej rozwinięci duchowo, życzliwiej nastawieni do ludzi, przyrody - trafiamy do tych lepszych światów, w których czujemy spokój, harmonię, albo jest np ładniejsza pogoda, życzliwsi ludzie. W naszych snach - też to ma miejsce, z tym, że tam przełączani jesteśmy pomiędzy różniącymi się od siebie rzeczywistościami. Całą wędrówką naszej świadomości kierują istoty astralne. Wygląda to dla nas tak właśnie, jak twierdzą fizycy kwantowi, że świadomość tworzy rzeczywistość. Większość z nas nie zauważa tego, i przyjmuje po prostu jako upływ czasu w jednym wszechświecie. Jednak to co napisałem powyżej - 100% się zgadza z teorią kwantową, z doświadczeniem Aspecta, kwantową teorią świadomości Penrose'a i Hameroff'a - oraz - z moimi odczuciami. Wszystko mogło by się odbywać na zasadzie kwantowej teleportacji naszej świadomości, pomiędzy (jak już wiemy - będącymi kwantowymi komputerami) mózgami naszych bliźniaczych kopii w tych równoległych swiatach.

W tym miejscu należy wspomnieć o możliwości podróży w czasie. Zarówno w przyszłość jak i w przeszłość i to bez paradoksu dziadka, a także skoków czasowych bez wehikułów czasu, na zasadzie tego przełączania świadomości. Jest opisanych kilka takich przypadków, właśnie w wyżej wymienionej książce "Poza granicami wyobraźni".
Być może świadomość małych dzieci może być niekiedy przełączana pomiędzy nieznacznie różniącymi się światami - na co by wskazywało to moje doświadczenie z brakiem studzienki widzianej w dzieciństwie.
To wyczerpująco wyjaśniałoby zarówno realistyczne jak i symboliczne sny prorocze ludzi.

Tutaj możemy wreszcie spróbować wyjaśnić czym jest tzw. przeczucie czy intuicja.

Być może jesteśmy ostrzegani w podobny sposób na jawie, albo w jakiś sposób odbieramy silne emocje naszych bliźniaczych kopii z równoległych ścieżek, którym w wyniku decyzji objętej przeczuciem stało się coś dobrego lub złego. Bliska nam zmarła osoba, miała wgląd do funkcji falowej przyszłości (wszelkich możliwych rozwiązań zdarzeń z naszym udziałem) i mogła nas zawczasu ostrzec dając znak, ktory odbieramy jako przeczucie, intuicję.
W ten sposób mogą istnieć w naszej świadomości wszelkie nieuzasadnione lęki i fobie przed określonymi rzeczami i sytuacjami. Któremuś z naszych bliźniaków w równoległej linii czasowej, przydarzyło się coś złego i było związane z daną rzeczą, sytuacją, okolicznością i na zasadzie przeczucia lub jakiegoś zapomnianego snu - przeniknęło do naszej świadomości.

Teoria superstrun przewiduje istnienie wibrujących cząstek o rozmiarach zbliżonych do długości Plancka (około 10^-35m).
A więc nieporównywalnie mniejszych od atomów, nukleonów i tworzących ich kwarków. Może to być podstawowy budulec multiwszechświata. Tam właśnie może być świadomość, duch, która dzięki tak małym rozmiarom jest wszystko przenikać.
Postuluje się też istnienie nieco większych mikrotuneli czasoprzestrzennych, ale też w okolicach długości Plancka. Być może są to tunele łączące równoległe wszechświaty zarówno materialne jak i duchowe z naszym. Możliwe, że są to właśnie te tunele, które widzieli ludzie będący w stanie śmierci klinicznej. Możliwe też, że w czasie snu, poprzez takie mikrotunele, nasza świadomość ma wgląd w równoległe wszechświaty.

Projekt globalnej świadomości.

W 1997 roku, w dniu tragicznej śmierci księżnej Diany, badacze z Uniwersytetu Princeton, zaobserwowali anomalie (piki) w wykresie będącym obrazem losowego szumu wytwarzanego przez niewielkie pudełka - urządzenia podłączone do komputerów - sprzętowe generatory losowe. Podobne anomalie pojawiały się za każdym razem, gdy miało miejsce jakieś zdarzenie, które wstrząsnęło całym światem. 11 września 2001 roku - anomalie pojawiły się 4 godziny przed uderzeniem samolotów w wieże WTC. W grudniu 2004 roku miało miejsce tragiczne tsunami na Oceanie Indyjskim, w wyniku którego śmierć poniosło ponad 230 tysięcy osób. Urządzenia zarejestrowały także to zdarzenie z wyprzedzeniem czasowym. Anomalie pojawiają się także co roku także w czasie przejścia ze starego roku do nowego, co godzinę zgodnie ze strefami czasowymi.
Tak oto powstał na Uniwersytecie w Princeton, pod kierownictwem Rogera Nelsona - Projekt globalnej świadomości (GCP - Global Consciousness Project). Do tej pory zarejestrowano około 400 anomali, które można powiązać ze zdarzeniami na świecie, które wstrząsnęły świadomością duzej liczby ludzi. Używane w GCP generatory liczb losowych generują szum elektroniczny na zasadzie zjawiska kwantowej nieoznaczoności. Według teorii, tak wytworzony szum - powinien być całkowicie nieprzewidywalny, losowy. Tak jednak nie jest. Urządzenia są rozmieszczone w różnych częściach świata, najwięcej jest ich w Ameryce Północnej i w Europie. Jedno z nich jest w Polsce, w Collegium Civitas, w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.
W sumie na dzień dzisiejszy na całym świecie jest ich około 100.

Wyjaśnienie zjawiska:

Zjawiska kwantowe w tych generatorach, odpowiadające za "losowy" szum powstający w tych urządzeniach, są modulowane przez bezcielesne byty duchowe. W ten sposób powstają właśnie te anomalie. Nie jest to tak jak sądzą autorzy eksperymentu, że wpływ na ich pracę ma zbiorowa świadomość dużej liczby ludzi. Świadomość żywych ludzi nie ma żadnego wpływu na zjawiska kwantowe w tych urządzeniach. Są to różnorakie dusze, byty duchowe, także te złe, nieczyste - których świadomość wpływa na te losowe zjawisko w urządzeniu. Wiedzą one z pewnym wyprzedzeniem czasowym o zdarzeniach na świecie, gdyż mogą przenikać materię, obserwować zdarzenia w przyrodzie, zanim jeszcze zarejestują je przyrządy (tsunami-sejsmografy),
poczynania ludzi odpowiedzialnych za zamachy terrorystyczne (WTC - 2001). Na tej właśnie zasadzie zwierzęta są informowane z wyprzedzeniem czasowym, i opuszczają zawczasu miejsca katastrof. Ich mózgi nie są tak selektywne jak ludzkie, i mogą odbierać emocje, myśli takich bytów duchowych. Te generatory to są najprymitywniejsze jakie tylko mogą istnieć - kwantowe odbiorniki świadomości, nie są ani czułe ani selektywne, odbierają wszystko co się z nimi połączy; podobnie jak najprymitywniejszy, nie posiadający filtrów radioodbiornik o dużych szumach własnych - odbierający wszystkie częstotliwości, programy jednocześnie. W rzeczywistości te generatory odbierają świadomość bytów duchowych na tej samej zasadzie co mózg. Zarówno mózg, jak i te generatory odbierają duchową świadomość w oparciu o zjawiska na poziomie kwantowym.
Kwantową teorię świadomości Orch-OR (Orchestrated Objective Reduction) - opracowali Roger Penrose i Stuart Hameroff.
Mikrotubule, stanowiące cytoszkielet neuronów są rurkami zbudowanymi z białka tubuliny. Wewnątrz tych rurek znajduje się czysta woda, która w takiej nano-postaci zachowuje koherencję kwantową, za sprawą duchowej świadomości, z którą jest połączona. Tam, w świetle mikrotubul znajduje się właśnie kwantowe połączenie świata duchowego z materialnym. Mikrotubula sama z siebie nie tworzy świadomości, ale jest rodzajem komputera kwantowego - przekaźnika sterowanego poprzez duchową świadomość, która jest sprzężona i jest w stanie modulować i kontrolować koherencję zjawisk kwantowych wewnątrz mikrotubuli.
Neuronalna transmisja synaptyczna jest sterowana sygnałami z mikrotubul, i jest jedynie "drugim szczeblem" w procesie ożywiania materialnego ciała przez duszę. Mózg jest bardzo zaawansowanym, o wysokiej czułości, selektywnym kwantowym obustronnym łącznikiem materialnego ciała z duchową świadomością, i na ogół odbiera czysto i bez zakłóceń jedną świadomość danego człowieka (duszę). Podobnie jak komputer kwantowy, mózg składa się z nie jednej a wielu bramek logicznych (mikrotubul w miliardach neuronów) w celu koherentnego współgrania z jedną duchową świadomością i eliminacją błędów kwantowych. Błędy kwantowe objawiają się niemożnością pełnej kontroli nad mózgiem jednej duszy. Wówczas mamy do czynienia z różnymi chorobami psychicznymi, schizofrenią paranoidalną , itp. błędy takie powstają także wskutek uszkodzenia mózgu w czasie wypadków, jak też w przypadku zażycia narkotyków, np LSD, DMT i innych substancji psychodelicznych. Uszkodzone mikrotubule wypadają z koherencji z jedną świadomością i są przejmowane przez inne byty duchowe.
Wszelkie tego typu eksperymenty związane z próbą rejestracji bytów duchowych poprzez różne urządzenia elektroniczne - są niebezpieczne dla ich autorów. Niestety, nie wszystkie byty duchowe są szlachetne. Dręczenia, opętania, koszmary senne, to przykłady ich działań. I psychiatrzy diagnozują chorobę psychiczną, nie wiedząc z czym tak na prawdę mają doczynienia, bo nie znają prawdziwej natury świadomości.

Nie wolno wywoływać duchów, szukać kontaktów ze zmarłymi, uprawiać czarów, wróżb, stosować różdżek, wahadełek, i wszelkich podobnych rzeczy. Nie rozumiem czemu tyle ludzi czyta horoskopy, czy korzysta z usług wróżek. Tak, duch może coś powiedzieć o przyszłości, czy osobie, która szuka takich informacji. Miejcie jednak świadomość że są to złe duchy. Takie informacje nie przyniosą Wam szczęścia.
Zabrania tego Biblia, i takie też jest moje zdanie.

Jeśli coś z przyszłości będzie miało Wam być objawione, to tak się stanie bez Waszej ingerencji, czy to w postaci snu, czy też przeczucia, intuicji. Jednak właśnie tam, w tym najwyższym wymiarze, ponad multiwszechświatem, bądź jeszcze wyżej, bo nie wiemy jaka jest liczba takich wymiarów i multiwszechświatów, badając otaczającą nas rzeczywistość, wciąż odkrywamy, że to co dotychczas uważaliśmy za całość, okazuje się tylko maleńką cząstką czegoś znacznie większego - powinna być jedna wszechobecna świadomość, siła sprawcza która przenika wszystko, co istnieje i widzi całe swoje dzieło stworzenia, we wszystkich jego czasach i wymiarach jednocześnie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nazwać tę świadomość Bogiem.

Mam wrażenie, że to właśnie ostateczne, wobec niezbitych dowodów, naukowe potwierdzenie duchowego świata, duchowej świadomości wraz z niezliczonymi równoległymi wszechświatami - będzie największym odkryciem naukowym w historii ludzkości. Odkryciem, które powinno zostać dokonane już niedługo, wcześniej aniżeli odkrycie za pomocą radioteleskopów przez program SETI inteligentnego życia pozaziemskiego, cywilizacji zamieszkujących pozasłoneczne planety.

Budowane są coraz potężniejsze akceleratory cząstek, takie jak Wielki Zderzacz Hadronów (LHC) w CERN. Stosuje się coraz większe energie zderzeń, rozbijając cząstki na coraz mniejsze, o coraz to większej energii wiązania. Naukowcy próbują znaleźć przewidzianą przez Model Standardowy cząstkę, która nadaje materii masę, zwaną bozonem Higgsa, będącą cząstką pola Higgsa. Jaki będzie wtedy świat, jak i czy zmienią się ludzie? Czy nadal będą zabijać zwierzęta, wiedząc już na pewno, że wszystkie one mają duszę?
Trudno mi sobie teraz to wszystko wyobrazić...
Przedstawię Wam analogię teorii miejsca Ziemi w Układzie Słonecznym, do teorii świadomości.

Wiek XV - XVI Powszechnie w świecie przyjmuje się teorię geocentryczną, jednak jest Kopernik, Galileusz, którzy twierdzą, że Ziemia jest kulą, jedną z planet, trzecią w kolejności i krąży wraz z nimi wokół Słońca. Za tą "herezję" omal nie zostali spaleni na stosie przez inkwizycję. Był też Giordano Bruno, który twierdził ponadto że Słońce jest tylko jedną z niezliczonych gwiazd,
że wszechświat jest ogromny, że wszędzie obowiązują te same prawa, że wokół innych gwiazd krążą planety, które podobnie jak Ziemia - są zamieszkałe przez istoty rozumne. Ten wizjoner za tak absurdalne herezje - został spalony na stosie.

XX i początek XXI w. - Powszechnie w świecie naukowym przyjmuje się teorię, że to mózg jest źródłem świadomości, jednak jest Penrose i Hameroff, którzy twierdzą, że świadomość jest duchowa i łączy się z mózgiem za pomocą zjawisk kwantowych, w ten sposób ożywiając ciało. Dziś nie pali się już ludzi na stosach, jednak w świecie naukowym ich teoria nie ma poparcia.
Był też Hugh Everett III, który twierdził że funkcja falowa nie ulega redukcji, że wszystkie możliwe jej stany są rzeczywiste i zachodzące, że gęstość prawdopodobieństwa funkcji falowej, odpowiada gęstości wszechświatów równoległych w których jej poszczególne stany kwantowe się realizują, że liczba tych wszechświatów może być nieskończona i że wszystko co jest możliwe - ma na 100% miejsce gdzieś w multiwszechświecie. Te "herezje" tylko niewielka część naukowców traktuje poważnie, i to dopiero od bardzo niedawna. Dla przytłaczającej większości ludzi jest to czyste science-fiction.

W obu przypadkach była jakaś część ludzi, która wierzyła w obie teorie, jednak stanowili mniejszość, a przynajmniej nie byli w stanie przekonać ogółu do nowatorskich teorii.
W pierwszym przypadku wszystko okazało się prawdziwe (życia na innych planetach nie możemy odkryć tylko z powodu niewyobrażalnych odległości do gwiazd i galaktyk).
Naprawdę wierzycie, że w drugim przypadku nie będzie dokładnie tak samo?

Wreszcie przedstawię Wam najlepszą analogię jaka tylko mi przyszła na myśl, jeśli chodzi o porównanie do czegoś powszechnie znanego, relacji: świadomość (dusza) - mózg - ciało.

Każdy z Was zapewne miał w ręku telefon komórkowy. Większość z Was wie, że znajduje się w nim karta SIM, do której przypisany jest numer. Natomiast wszystko co jest z tą kartą SIM (numerem) związane, a więc: rachunek, stan konta, dane właściciela, usługi, taryfy,poczta głosowa, nagrane powitanie i wiadomości, itp. - znajduje się u operatora na centrali. Gdy przełożymy kartę SIM do innego telefonu - tym samym nadamy mu numer przypisany do tej karty SIM.

Załóżmy że istnieje tylko jeden jedyny operator komórkowy, i ma absolutnie wszędzie 100% zasięg. Telefonów są miliardy, ale każda karta SIM ma swój unikalny kod, dzięki czemu łącząc się z centralą poprzez niewidzialne fale radiowe - jest unikalna, i zawsze loguje się tylko pod własnym numerem - numery i karty SIM nie mieszają się.

Gdy włączamy telefon - loguje się on do sieci, i reprezentuje numer, z którym mozna sie kontaktowac przez tenże telefon. Załóżmy, że telefon ani karta SIM nie zawierają pamięci - wszystkie kontakty, SMSy i inne dane - są zapisane na centrali w pamięci należącej do operatora, w katalogu opisanym tymże numerem. Załóżmy też, że uszkodzona karta SIM, może powodować że telefon będzie odbierał i przetwarzał zakłócone dane z innych, nieznanych numerów, a także będzie podatny na wpływ hakerów - a więc nie będzie działał normalnie. Zniszczenie telefonu i karty SIM - nie powoduje zniszczenia i utraty numeru i danych na centrali.
Numer i wszystko co z nim związane - pozostaje nienaruszony i jest własnością i cząstką operatora.
W przypadku odbudowania/naprawienia uszkodzonego telefonu lub/i karty SIM - numer będzię funkcjonował tak samo jak poprzednio - wszystkie przypisane mu dane (pamięć) - zostały zachowane. Nadal będzią mogły zadzwonić (kontaktować się z nim) osoby które go znają, jak i będzie się prezentował tym, do których dzwonimy. Wszystkie numery są jednością, bowiem znajdują się na jednej pamięci, są ze sobą w ten sposób połączone, i są częścią operatora.

I teraz najważniejsze:

Ludzkie ciało - to telefon komórkowy.
Mózg - to karta SIM
Dusza(świadomość,osobowość) - to numer na centrali i wszystko co jest z nim związane.

Operatorem sieci - jest Bóg.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 21 lutego 2011

Życz a będą życzyć Tobie!



Czy znacie takie potoczne powiedzenie „życz a będzie Ci życzone”? To niepozorne powiedzonko krótko i celnie odzwierciedla jedno z podstawowych praw dotyczących naszego szczęścia. Jest ono zapisane w różnych formach, w wielu starych księgach (z Biblią na czele) i w nowych książkach na temat szczęścia, osiągania celów, rozwoju osobistego, zdobywania bogactwa itp.


Stare przysłowie mówi „Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie”. Przysłowiowy Kuba może się oczywiście modlić i chodzić do kościoła, dając solidne datki na ofiarę, może też chodzić w procesjach i nosić święte obrazy. Czy jednak o to chodziło autorom tego przysłowia? Ja sądzę, że nie.


Sposób, w jaki patrzymy na otaczający nas świat i ludzi jest tutaj kluczem. Jeśli zazdrościmy innym ich sukcesów, rodziny, pracy, samochodu czy domu, wtłaczamy naszej podświadomości wzorzec potępiający powodzenie życiowe. I taki niestety wzorzec nasza podświadomość uzna za właściwy dla nas – nie pozwoli nam niczego osiągnąć! Bo przecież: „Taki jeden z drugim zarabiają takie olbrzymie pieniądze a ja ledwo ciągnę, to niesprawiedliwe!”. Dajcie sobie spokój z takimi myślami. Jeśli ktoś dorobił się na kantach to zostawcie sprawiedliwość policji, sądom i Bogu, a Wy zajmijcie się myślami o swoim dobrobycie i szczęściu.


Zacznijcie więc cieszyć się z sukcesów innych ludzi – sąsiadów, bliższej i dalszej rodziny, kolegów i koleżanek z pracy. Życzcie im jak najlepiej. Jak uczą nas autorzy książek, o których już wspominałem w innych artykułach (i tych, o których jeszcze nie pisałem), życie jest bogate z samej swojej natury. Na świecie (czy raczej we Wszechświecie, jak mówi Rhonda Byrne) jest dość dóbr, aby każdy miał ich obfitość a nawet nadmiar. Trzeba tylko zacząć wpajać swojej podświadomości, życzliwą postawę wobec innych, mimo, że są na pozór ładniejsi lub mają ładniejszy samochód. Wówczas nasza podświadomość pozwoli i nam osiągnąć to, co udało się innym. Pozwoli nam cieszyć się naszym szczęściem i naszym dobrobytem.


Powodzenia! I nie zwlekajcie!


Namaste
Greg Ka


PS. Powyższa wersja artykułu może być w przyszłości uzupełniana.

sobota, 19 lutego 2011

Moja baśń o uczynieniu istot, światów i stworzeń.

   

Każdy próbuje jakoś tłumaczyć sobie to, co go otacza i czego doświadcza w ciągu swojego życia. Każdy z nas, tak sądzę, ma jakieś własne wyobrażenie o prapoczątku naszego istnienia i własne domysły na temat jego praprzyczyny.

Ja myślę, że mogło to być tak:

                Nieskończenie dawno temu, kiedy jeszcze nie było czasu ani materii, w jakiejś nieskończenie wielowymiarowej nadprzestrzeni, była sobie absolutnie doskonała, świetlista, nieśmiertelna, wszechmogąca, wszechobecna i wszechwiedząca Istota Najwyższa, którą my dzisiaj nazywamy Bogiem Stwórcą (lub Bogiem Ojcem). Istota Najwyższa była bardzo dobra i przepełniona wielką miłością, nie miała jednak nikogo, kogo mogłaby kochać, oprócz rzecz jasna samej siebie. Kochała więc siebie miłością dobrą, światłą i nieskończoną.

                Trwała tak w swej miłości bardzo długo, ale to nie ma znaczenia, bo przecież nie było wtedy czasu, aż w końcu, ta doskonała Istota Najwyższa pomyślała tak:

Cóż mi po mojej miłości, kiedy mogę kochać tylko siebie?
Na co mi moja wszechwiedza, skoro mogę wiedzieć wszystko tylko o sobie?
Na cóż mi moja wszechmoc, jeśli nie mam dla kogo jej użyć?
Do czego potrzebna mi moja wszechobecność, skoro mogę być tylko tu i teraz?

                Ponieważ Istota Najwyższa kochała siebie mądrą i nieograniczoną miłością, postanowiła zrobić dla siebie coś bardzo, bardzo dobrego. Pomyślała, że stworzy istoty, które będzie mogła bezgranicznie kochać, i które będą mogły kochać . Uznała, że to doskonała myśl, ponieważ istoty, które stworzy będą mogły ubogacić Jej wszechwiedzę i uczynić  jeszcze mądrzejszą i pełniejszą. W tym celu, pomyślała Istota, będzie im potrzebna wolna wola, jaką mam ja, bo co mi po miłość kogoś, kto nie ma wyboru. Ponieważ postanowiła obdarzyć te istoty całą swoją miłością, uznała, że nie może uczynić ich gorszymi od siebie. Musi uczynić je na swój obraz i podobieństwo!

Najwyższa Istota, doszła ostatecznie do wniosku, że część swojego jestestwa podzieli na niezliczoną ilość mniejszych bytów, i każdemu z nich nada całą swoją wszechwiedzę i wszechmoc oraz oczywiście nieśmiertelność. Postanowiła także, że odrębne byty będą nieprzerwanie stanowić jedność z Nią i ze sobą nawzajem, tak, aby każdy byt miał łączność z Istotą i dostęp do całej Jej mocy i miłości. Ponieważ Istota Najwyższa chciała ofiarować stworzonym przez siebie istotom istnienie, które będzie tak bogate jak to tylko możliwe, ba, chciała ofiarować im istnienie nawet lepsze od swojego własnego, postanowiła, że da im dar w postaci możliwości doskonalenia się, czyli uczenia się i zdobywania niezliczonych doświadczeń, a przez to stawania się coraz lepszymi. – Dar, którego Ona sama nie dostąpiła, bo była od zawsze, i od zawsze wiedziała i mogła wszystko! Aby mogły się doskonalić, tworzyć nową wiedzę i kreować nowe doświadczenia dla siebie i dla Istoty, postanowiła Ona, że ukryje przed nimi większą część mocy, ale za to da im narzędzia poznania, by mogli na nowo tę moc odkrywać. Da im czas i da im materialne ciało, i to nie jedno, lecz setki a nawet tysiące doskonałych ciał i umysłów, w które będą mogły się wcielać kolejno, tak długo aż nauczą się używać całej mocy i całej wiedzy, która została przed nimi czasowo ukryta. Uznała, że aby doświadczenie istot było pełniejsze i piękniejsze, stworzy dla nich niezliczone piękne światy (czyli planety), miliardy słońc (czyli gwiazd)* i tryliony innych koncentracji materii i energii, zebrane w setki miliardów skupisk zwanych galaktykami.

Da im nawet możliwość tworzenia nowych istot i oddzieli ze swojego jestestwa kolejne byty by tchnęły życie w te nowe istoty. Stworzy dla nich niezliczone prawa natury, które będą mogli bez końca odkrywać by doskonalić swoją ciekawość Istoty i swój podziw dla NiejTak, Istota, jak każdy z nas, potrzebuje zainteresowania! Postanowiła też uczynić stworzenia i niezliczone byty mniejsze, by były dla istot pomocne – niektóre przez ich bezpośrednią przydatność, inne przez ich nadzwyczajne piękno, a niektóre zaś przez ich pozorną szkodliwość i tworzenie wyzwań dla istot. Podobnie Istota umyśliła uczynić z siłami natury, czyli gwiazdami, wiatrami, wulkanami, rzekami, deszczem i śniegiem, związkami chemicznymi i prawami czasu oraz ze wszystkim innym, co dla istot wykreuje. W każde źdźbło trawy, każdy kamień i w każdy płatek śniegu tchnie swój nieskończony potencjał twórczy i całą swoją miłość, tak, aby życie było bogate, piękne i różnorodne, tak jak najgłębsza natura Istoty.

W swej nieskończonej dobroci i mądrości, Istota Najwyższa pomyślała, że nie ukryje przed istotami miłości. Ta będzie im drogowskazem i światłem w ciemności. Uznała, że Ci, którzy będą kochać siebie nawzajem, kochać  i kochać Jej Stworzenie, nie zagubią się w swoich poszukiwaniach, tylko niechybnie, prędzej czy później, dotrą do celu. Dla tych niestrudzonych przewidziała nagrodę, którą jest odkrycie wszystkich ukrytych mocy, a ostatecznie, ponowne całkowite zjednoczenie z Istotą, ubogaconą ich nieocenionym doświadczeniem – owocem ich wytężonej myśli, pracy, miłości i tęsknoty. Istota tak bardzo doceniała miłość, że postanowiła, by nawet Ci, którzy kochają tylko siebie, ale miłością mądrą – „myślącą”, mogli w końcu dostąpić zaszczytu otrzymania miłości od innej istoty, nawet w czasie jednego, krótkiego życia jednego śmiertelnego ciała i umysłu świadomego.

Z najciemniejszych odcieni swojego jestestwa, w swej nieskończonej mądrości, Istota postanowiła stworzyć pewną ilość bytów ciemnych, które będą stanowić wyzwanie dla istot, zwodząc je z drogi poznania nieskończonej miłości życia. Uznała jednak, że nigdy na byt cielesny lub duchowy istot nie ześle próby, która przekracza ich możliwości przeciwstawienia się siłom ciemności. To miała być taka boska gwarancja sukcesu.

Tak Bóg Stwórca postanowił, i tak właśnie uczynił!

PS.  Tak właśnie wyobrażałem sobie to wszystko jeszcze 20-go lutego 2011 roku. Kilka dni później dowiedziałem się, że myliłem się w paru istotnych kwestiach, ważnych dla zrozumienia dalszych losów istot, światów i stworzeń.
* - My ludzie, naliczyliśmy około kwadryliona tych gwiazd (1 kwadrylion = 1 000 000 000 000 000 000 000 000 = milion miliardów miliardów), a przecież zaczęliśmy je liczyć tak niedawno.


PPS. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i chciałbyś pobrać jego kod HTML to użyj proszę tego linku Link Moja baśń

piątek, 18 lutego 2011

Afirmacjom już dziękujemy. Nadchodzi epoka Aformacji!



Jedną z najczęściej zalecanych i praktykowanych dotychczas metod pokonywania własnych ograniczeń, jest stosowanie afirmacji. Jeśli czytaliście książkę Josepha Murphy’ego „Potęga podświadomości”, to może zapamiętaliście, że zwrócił on uwagę na jedną niezwykle istotną kwestię, która może znacząco ograniczyć efektywność afirmacji, lub nawet całkowicie zniweczyć nasze wysiłki. Chodzi tu oczywiście o działanie naszego umysłu świadomego. Filtruje on uzyskane informacje, odrzucając te, które mogłyby mieć zgubny wpływ na naszą podświadomość. To bardzo cenny mechanizm obronny! Jak już wiecie „podświadomość nie zna się na żartach” i przyjmuje do realizacji każde złożone zamówienie. Nasz umysł logiczny (będę używał tego określenia zamiennie) pełni więc rolę strażnika. Gdyby nie jego wysiłki, każdy mógłby nam łatwo zaszkodzić, np. mówiąc, że jutro zachorujemy lub będziemy mieli wypadek. Co więcej takie sugestie, nie odrzucone na wstępie przez umysł logiczny, miałyby olbrzymie szanse urzeczywistnienia się. Podświadomość reagowałaby wówczas mniej więcej tak jak w stanie hipnozy.


Mimo, iż stare przysłowie mówi, że „kłamstwo powtórzone tysiące razy staje się prawdą”, nasz strażnik jest na tyle skuteczny, że w sytuacjach, w których występuje oczywista sprzeczność pomiędzy tym, co twierdzimy na swój temat, a tym, co sami o sobie wiemy (czego jesteśmy świadomi), nie przepuści on do podświadomości twierdzenia, które uzna za zdecydowanie niezgodne ze stanem faktyczny. Murphy zalecał w takich sytuacjach, aby zamiast używać afirmacji o treści „Jestem bogaty!”, powtarzać raczej samo słowo „BOGACTWO”, niejako delektując się jego brzmieniem i znaczeniem. Wówczas, jak twierdzi autor, sprzeczność nie zachodzi i obrazy (wyobrażenia) bogactwa mogą bez przeszkód generować się w naszym mózgu i trafiać tym samym do podświadomości. Należy tu wyjaśnić, tym, którzy dopiero zaczynają zgłębiać tajniki …, że obrazy to główna i bodaj najważniejsza metoda komunikacji pomiędzy mózgiem a podświadomością.


Obecnie ocenia się, że afirmacje są skuteczne dla kilku procent przypadków. Moje obserwacje wskazują, że zarówno afirmacje jak i inne techniki i metody (np. dziękczynienia, czy metoda „Sekretu”) skutkują znakomicie, jeśli trafią na podatny grunt. Innymi słowy działają, jeżeli użyje ich człowiek, który jest szczęśliwy, zadowolony z życia, pewny siebie, ufny wobec Boga, będący w dobrym nastroju i pozytywnym nastawieniu do ludzi i otaczającego go świata. Człowiek zaś, którego życie przyparło do muru, któremu świat wali się na głowę, który jest nieprzerwanie pod presją czasu, kumulujących się problemów i zadań do wykonania, który czuje się bezradny, raczej nie uzyska pozytywnych skutków posiłkując się tymi metodami. Umysł świadomy odrzuci jego afirmacje, jako zdecydowanie nieprawdziwe!


I tutaj, ze swoją odkrywczą ideą, przychodzi nam z pomocą Pan Noah St. John, wynalazca Aformacji (ang. Afformations), autor „The Secret Code of Success” (tł. GK: Sekretny kod sukcesu) i założyciel „Noah St. John Success Clinic”!


Osoby znające język angielski zachęcam do wizyty na stonie:
Link Success Clinic 


Mogę Wam powiedzieć tylko tyle ile znalazłem w ogólnodostępnych materiałach, np. na YouTube 
(link Link Noah SJ i kilka innych),
chociaż sam wiem już ociupinę więcej, bo otrzymałem bonusowy dostęp do małego cyklu materiałów wideo Noah’a, z tytułu on-line’owego zakupu pewnej ciekawej książki innego autora (ale ten temat, równie pasjonujący, muszę odłożyć na nieco później).


Noah St. John, poszukiwał skutecznych metod wpływania na swoją podświadomość i wypróbował wiele dostępnych metod. Wciąż jednak nie był zadowolony z rezultatów. Niemal w każdym wykładzie podkreśla, jak bezskuteczne jest mówienie sobie „Jestem bogaty!”, kiedy w tym samym czasie nasz Świadomy umył myśli sobie „Phi, akurat!”


Idea aformacji, jak wiele innych najlepszych pomysłów w dziejach, jest bardzo prosta. Pomysłodawca, wynalazca, czy też odkrywca (moim zdaniem wszystkie określenia pasują tu równie dobrze) aformacji, mówi mniej więcej tak:


Przypuśćmy, że zadaję Wam następujące pytanie: „Dlaczego niebo jest niebieskie?”


Obojętnie czy znacie odpowiedź czy też nie, zwróćcie uwagę, co się dzieje z Waszymi myślami. Umysł (w sensie mózg) natychmiast zaczyna szukać odpowiedzi. Noah St. John, będąc pod prysznicem (znacie to?), wpadł na pomysł wykorzystania tego zjawiska, i zmiany bezpodstawnych twierdzeń afirmacyjnych na całkiem inaczej traktowane przez nasz umysł (a w zasadzie oba umysły świadomy i podświadomy) pytania formujące (to moje własne określenie). Wymyślił dla tych pytań nazwę Afformation / Afformations od włoskiego słowa formare (stąd wnoszę, że po części jest z pochodzenia Włochem), które oznacza zarówno formować jak i kształtować (i ma jeszcze kilka innych podobnych znaczeń). Przez analogię do polskiego Afirmacja / Afirmacje, najodpowiedniejszym polskim słowem będzie niewątpliwie Aformacja / Aformacje. Taki termin zaczął się już zresztą nieśmiało pojawiać na polskich forach.


Sam zacząłem już eksperymentować z aformacjami i pierwsze wrażenia i odczucia są bardzo pozytywne. Trzeba Wam wiedzieć, że podświadomość nie zaprzestaje poszukiwania rozwiązania problemu lub odpowiedzi na pytanie, nawet, kiedy my zajmujemy się już czymś zupełnie innym lub smacznie śpimy. Ta właściwość naszego umysłu była i jest powszechnie wykorzystywana przez naukowców, badaczy i wynalazców. My też nieświadomie z niej korzystamy, tylko nie zawsze zwracamy na to uwagę. Jeśli nie możemy sobie przypomnieć gdzie położyliśmy klucze czy parasol, wystarczy przez chwilę odwrócić swoją uwagę od tematu a odpowiedź pojawia się samoczynnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – to nasza niezmordowana podświadomość, nie ustaje w działaniu aż nie znajdzie odpowiedzi! Zauważcie, że bardzo często, w takich właśnie sytuacjach, wysiłek racjonalnego rozumu nie daje rezultatów! Denerwujemy się, miotamy się bezradnie i nic! Dlatego właśnie niektórzy twierdzą, że ciężka praca to prosta droga na cmentarz a nie do dobrobytu czy bogactwa. Nawet bracia Golcowie napisali o tym całkiem udaną piosenkę - „Kto się ceni”.


Noah St. John ma oczywiście swoją dość rozbudowaną metodologię prowadzenia seminariów i tej jeszcze nie poznałem. Zresztą, amerykanie nie znają żartów, jeśli chodzi o prawa autorskie i ochronę patentową.


Na razie mogę z całym przekonaniem doradzić Wam jedno:
Nie mówcie „Jestem bogaty!” tylko pytajcie „Dlaczego jestem taki bogaty?”
Nie mówcie „Odnoszę sukcesy w pracy!” tylko pytajcie „Dlaczego odnoszę aż tak wielkie sukcesy w pracy?”


No i jeszcze odradzałbym konstrukcje typu: „Dlaczego jest tak, że odnoszę wielkie sukcesy w pracy?”, czy coś w tym rodzaju (to przeczytałem w dyskusji na jakimś forum). Do podświadomości i tak dotrze tylko (mniej więcej): „Dlaczego wielkie sukcesy praca”. Zatem im prościej tym lepiej.


Będę się starał systematycznie kontynuować ten temat i, w miarę możliwości, dostarczać Wam więcej pożytecznych informacji. Na firmowej stronce, którą Wam podałem powyżej, możecie otrzymać bezpłatnie pierwsze trzy rozdziały książki „The Secret Code of Success”. Niestety książki Noaha nie są jeszcze dostępne w języku polskim. Mam nadzieje, że to się szybko zmieni, i mam zamiar przyłożyć do tego rękę.


Powodzenia!


Namaste
Greg Ka


PS. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i chcesz pobrać jego kod HTML to skorzystaj proszę z tego linku Link Aformacje1 

czwartek, 17 lutego 2011

Komentarz do artykułu „Jesteś doskonały”

Artykuł pt. Jesteś doskonały stanowi dobre uzupełnienie i rozwinięcie jednego z wątków mojego artykułu pt. „Sekret” – prawda czy takie tam … ? Cz. 2
Nie ma znaczenia czy przeczytacie go przed, po czy w trakcie lektury „Sekret” … Cz. 2
W tekście mojego artykułu, w stosownym miejscu, znajdziecie odniesienie do tekstu Pana Wojciecha.
Miłej lektury:)

środa, 16 lutego 2011


Jesteś doskonały



Autorem artykułu jest Wojciech  Diechtiar



Urodziłeś się jako doskonała istota, kompletna, pełna i wspaniała. Zawsze nią byłeś, jesteś i będziesz. Czy istnieje więc coś, co zmieniło się w tej kwestii?

Tak naprawdę nic. To, czym i kim naprawdę jesteś, nigdy się nie zmieniło. Nadal jesteś doskonałym, wspaniałym dzieckiem Wszechświata.


W miarę rozwoju jednak nauczyłeś się opowieści. Opowieści o tym kim  jesteś, czym jest świat, i do czego się nadajesz. Jedną z historii,  które usłyszałeś i jakiej się nauczyłeś, jest być może taka, że nie  jesteś OK, dopóki nie zmienisz się w jakiś sposób, czegoś nie  osiągniesz, albo nie zdobędziesz akceptacji jakiś innych ludzi; że  dopiero wtedy będziesz w porządku, uzdrowiony i kompletny.


Ale to tylko opowieści, historie. Nie są prawdziwe. Nie jesteś wybrakowany i nigdy nie byłeś. Doskonały, kompletny i pełny Ty wciąż jesteś gdzieś tam, w środku, jak błękitne niebo za chmurami. Dochodzenie do doskonałości nie polega na dążenia do niej. Już jesteś doskonały.


Dążenie do doskonałości polega na zaprzestaniu dawania wiary  kłamstwom, których się nauczyłeś - na swój temat, na temat świata i  wszystkiego innego. Dążenie do doskonałości polega na odrzuceniu tych kłamliwych  historii. Możesz wybrać to, w co wierzysz, więc uwierz w swoją doskonałą  naturę.


Powiedz sobie: Jestem otoczonym obfitością dzieckiem Wszechświata, potężnym ponad wszelką miarę. Zaakceptuj myśli i uczucia, które ta afirmacja w Tobie wywołuje. To, na czym skupiasz uwagę swojej świadomości, wzrasta. Jak więc  możesz zwiększyć świadomość swojej doskonałej natury? W końcu urodziłeś  się doskonały, kompletny i pełny, prawda?

---
    

O Autorze
Wojciech Diechtiar - pasjonat i trener rozwoju osobistego i duchowego, bloger, przedsiębiorca. Uwielbia pomagać innym pokonywać bariery na drodze do życia pełnego dostatku i szczęścia, szkoli przedsiębiorców z branży marketingu sieciowego. Autor blogów "Sekret Życia w Obfitości" oraz "Magnetyczny Marketing", autor publikacji z dziedziny rozwoju osobistego, marketingu i biznesu.







Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 12 lutego 2011

„Sekret” – prawda czy takie tam …? Cz. 2

Dlaczego różne wspaniałe techniki i metody spełniania marzeń oraz radzenia sobie z przeciwnościami losu działają dla innych, ale nie dla nas? Jak sprawić by zadziałały?

Jak już napisałem wcześniej „Sekret” działa. Sprawdziłem to! Wcześniej niż opisany w pierwszej części artykułu eksperyment z monetą, wykonałem jeszcze kilka mniejszych prób tzn. dotyczących naprawdę drobnych rzeczy. Efekt był zawsze tak samo pozytywny, tylko pojawiał się szybciej tj. tego samego dnia lub następnego! Celowo nie opisuję pewnych szczegółów, bo zasadą „Sekretu” jest, aby nie myśleć o tym, w jaki sposób otrzymamy lub osiągniemy pożądaną rzecz czy stan rzeczy. Nie powinienem i nie chcę niczego Wam sugerować, bo to może i z pewnością będzie przeszkadzać w osiągnięciu Waszych celów. Opatrzność ma swoje ścieżki i sposoby - zawsze niepowtarzalne i zaskakujące.

Dlaczego więc nie potrafimy zrealizować większych marzeń, tych o wspaniałej pracy, która daje nam satysfakcję i godziwe pieniądze, o własnym wygodnym domu, położonym w pięknej okolicy, o zdobyciu popularności, szczęśliwym związku lub posiadaniu wystarczającej ilości pieniędzy, aby podróżować, i wielu, wielu innych?
Niemal każdy mógłby dodać do powyższej listy jeszcze kilka swoich szczególnych pragnień, które wydają się być poza zasięgiem możliwości. Przyczyny tego, że nasze marzenia pozostają wciąż „tylko” marzeniami, mogą być różne. Najpierw spróbujemy je nazwać, a później zastanowimy się jak ograniczyć ich oddziaływanie. Tak, to jest możliwe!

Po pierwsze, nie praktykujemy, lub jeśli już to robimy, to nie stosujemy się do zaleceń.
Ileż to razy kupiliśmy wspaniałą książkę z gatunku „self-help”, która nas zachwyciła? Przeczytaliśmy, zadumaliśmy się na chwilę nad jej wspaniałością, nad prostotą i oczywistością przesłania autora, nad bezgraniczną miłością i hojnością Stwórcy? Może nawet próbowaliśmy przez jakiś czas stosować się do opisanych metod i zasad, po czym, stwierdzając, że nie działają, odkładaliśmy książkę na półkę myśląc „może kiedyś do tego wrócę, jak będę miał(a) więcej czasu i spokoju”. Niektórzy z kolei praktykują bardziej konsekwentnie, ale za to zbyt gorliwie. Co chwilę, niecierpliwie wypatrują rezultatu. Zniecierpliwienie jest wyrazem braku wiary, a brak wiary w powodzenie znacznie utrudnia osiągnięcie celu. Akurat w przypadku „Sekretu” niezachwiana wiara jest podstawowym warunkiem.
A zatem, brak nam konsekwencji, wytrwałości, cierpliwości i wiary. Najbardziej jednak brak nam odwagi potrzebnej do opuszczenia naszej „strefy komfortu”. A strefa komfortu to bardzo silny mechanizm obrony przed nieznanym, przed niekoniecznym ryzykiem – ryzykiem, które, jak podświadomie zakładamy, musi wiązać się z opuszczeniem dobrze nam znanych terytoriów i wypłynięciem na szersze, nieznane wody.

Po drugie, mamy więc swoje strefy komfortu! I wcale nie chodzi tu o ulubioną kanapę przed telewizorem. Po prostu, tak bardzo przyzwyczajamy się do tego, co jest nam dobrze znane, choć często (obiektywnie rzecz biorąc) nieatrakcyjne, że podświadomie wolimy stare trudności niż nowe, nieznane nam dotąd, przyjemności. Jest nam względnie dobrze tak jak jest! Nawet, jeśli kupujemy odpowiednie książki, z czasem tworzymy z nich zasoby nazwane przez kogoś „shelf-help”, czyli taką „pomoc na półce”. Czujemy się lepiej, bo wiemy, że w razie czego możemy sięgnąć do tej półki, i … to nam wystarcza. Dochodzimy do wniosku, że „praca, którą mamy nie jest taka zła”. Myślimy, choć często sami przed sobą się do tego nie przyznajemy, że „przynajmniej wiem na czym stoję”. Przychodzi nam do głowy, że właściwie, teraz, nie jesteśmy jeszcze gotowi na jakieś rewolucje w naszym życiu, bo tak jak żyjemy „da się żyć” a co nas czeka, jeśli spróbujemy pójść za naszym marzeniem, tego nie wiemy. Obawy biorą górę nad pragnieniem. Są to obawy przed nadmiarem pracy, którą trzeba będzie wykonać, przed goryczą porażki, przed ośmieszeniem się, przed gderaniem bliskich, przed utratą tego, co już mamy …


Spróbujcie, na początek, nazwać wasze obawy – dla każdego marzenia, czy też pragnienia, oddzielnie.


O strefach komfortu możecie przeczytać nieco więcej np. tutaj: 
Link Opuścić strefę komfortu

Po trzecie, mamy swoje niewyczerpane źródło obaw i lęków! Są nim głęboko zakorzenione w naszej podświadomości przekonania, co do własnych możliwości, zdolności, pracowitości i talentów, szczęścia lub pecha, i wiele innych. Jeśli przeczytaliście „Potęgę podświadomości” Murphy’ego, lub inną podobną książkę, to wiecie już skąd się wzięły te przekonania.  Bez wnikania w szczegóły, wzięły się z naszych własnych doświadczeń (potknięć, porażek, sukcesów, zgromadzonej wiedzy „obiektywnej”, …) ale także z doświadczeń innych osób, z którymi zetknęliśmy się bezpośrednio lub pośrednio w dotychczasowym życiu (rodziców, rodziny, rówieśników, partnerów życiowych, trenerów, pisarzy …). Jeśli pośród tej drugiej grupy nie spotkaliśmy przynajmniej jednej osoby, która była naszym „kochającym lustrem” (ang. loving mirror), o którym wspominałem już w artykule „Znajdźcie czas na marzenia!”, to istnieje duże ryzyko, że mamy w podświadomości mocno zniekształcony obraz samych siebie. Obraz, który jest zdeformowany i umniejszony przez wpływ cudzych obaw i bolesnych porażek, przekazanych nam i utrwalonych w ciągu wielu lat, w drodze napomnień, ostrzeżeń, przykładów, zakazów i nakazów, itd. Jako uzupełnienie wątku polecam lekturę artykułu Pana Wojciecha Diechtitara pt. „Jesteś doskonały”, który zamieszczę niebawem na moim blogu.
Poza tym, jeśli nie mieliśmy bliskiej styczności z osobą, która potrafiła pokonywać lęki i podejmować ryzyko w imię swoich marzeń, i która pokazała nam, że sukces, szczęście i satysfakcja są możliwe do osiągnięcia, to niby skąd mamy wiedzieć jak to się robi?!

Po czwarte, nie szukamy potrzebnej wiedzy! Niestety, niektórym nawet nie przychodzi do głowy myśl o tym, że mogliby podjąć starania, aby wydostać się z zaklętego kręgu niemożności i „ulepszyć” swoje życie. Nie odczuwają takiej potrzeby ani nie tęsknią za czymś niezwykłym, piękniejszym i pełniejszym. Nawet, jeśli imponuje im luksusowe życie innych ludzi, uważają, że to wynik ich znajomości, nieczystych interesów albo odziedziczonego majątku. Koncentrują się na narzekaniu i przepowiadaniu kolejnych nieszczęść. Ci lubią myśleć „ach, gdybym tak wygrał parę milionów w lotka to całkowicie zmieniłbym swoje życie”. Nic bardziej mylnego!
Inni, chociaż starają się, pracują na dwóch etatach, szukają kontaktów, otwierają kolejne biznesy, wkładają ogromny wysiłek w poprawę bytu swojego i swojej rodziny, nijak nie potrafią oderwać stóp od ziemi nawet na milimetr, a jeśli nawet wzniosą się na moment to szybko spadają z hukiem na ziemię. Ich wysiłki kończą się kolejnymi niepowodzeniami. Nie wiedzą, bo i skąd, że przyczyna niepowodzeń leży głęboko w ich podświadomości, w ich sposobie widzenia świata i siebie samych. Może i sięgnęliby po pomocną wiedzę, ale nikt nie powiedział im, że jest ona dostępna i gdzie jej szukać.

Istnieje jednak całkiem liczna grupa ludzi, którzy otwierają szeroko oczy i umysł, rozglądają się, poszukują, czytają, eksperymentują, podążają za różnymi teoriami i własną intuicją, słuchają różnych nauczycieli, i jeśli mają odrobinę szczęścia w końcu udaje im się odnaleźć własną drogę i dotrzeć do szczęścia. Od takich ludzi warto się uczyć. Warto czerpać z ich wiedzy i doświadczenia, warto słuchać i rozglądać się aby nie przegapić podpowiedzi, którą podsuwa nam „los”.

 Kiedyś, mój kolega z pracy, który interesuje się psychologią, siłami umysłu i NLP, pożyczył mi pierwszą właściwą lekturę. Była to książka rzymsko-katolickiego księdza Justina Belitz’a OFM pt. „Sukces – pełnią życia”. Gorąco polecam ją tym, którzy obawiają się, że zbyt otwarte, „ponadreligijne” myślenie nadwątli ich katolicki kanon wartości. To była iskra, która rozpaliła moją ciekawość i spowodowała, że sięgnąłem po cały szereg kolejnych lektur i zacząłem próbować jak działają opisane w nich metody.

Jak więc zabrać się do dzieła i przełamać tkwiące w nas ograniczenia? Jak poradzić sobie z podstawowymi trudnościami i gdzie szukać stosownej wiedzy? Jakich użyć metod i jak nie przegapić swoich szans?
Odpowiedzi nie uda się udzielić w kilku zdaniach. Dlatego też musicie uzbroić się w odrobinę cierpliwości. Niebawem, w trzeciej części tego artykułu poszukamy odpowiedzi na powyższe pytania.
W międzyczasie nie zapomnijcie marzyć i (jeśli tylko możecie) czytajcie książki, które Wam zarekomendowałem. To da Wam wystarczające przygotowanie teoretyczne a jednocześnie sprawi Wam, co gwarantuję, ogromną przyjemność i przygotuje Was mentalnie do szerszego otwarcia umysłu.

Namaste

Greg Ka

PS. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i chcesz pobrać jego kod HTML to skorzystaj proszę z tego linku Link Sekret cz-2