Popularne posty

wtorek, 8 listopada 2011

100 tysięcy myśli


Czy chcielibyście, aby afirmacje (lub aformacje), które stosujecie były skuteczne?
Czy chcecie, aby wizualizacje, oprócz kilku miłych chwil, przynosiły także konkretne, pozytywne rezultaty?
Czy pragniecie, by nareszcie coś w Waszym życiu drgnęło i ruszyło w upragnionym kierunku?
Mam dla Was dobrą wiadomość! Można tego dokonać!

Czy wielokrotnie próbowaliście, bez wyraźnych rezultatów, zastosować różne metody poprawy jakości Waszego życia?
Czyż nie przeczytaliście kliku (lub wielu) książek i artykułów, opisujących różne cudowne (i gwarantowane) metody …, np.:
- siedem sposobów na …
- pięć kroków do …
- trzy metody …
- tajemnica …
?

Ja też wiele tego przeczytałem i … nieco napisałem. Ze sterty komercyjnej (choć darmowej) sieczki, czasami udawało mi się nawet wyłowić coś bardzo wartościowego. Kupiłem też kilka niezłych książek i materiałów Audio/Video zza oceanu i subskrybowałem newsletter-y kilku znaczących postaci ze świata self-help. Te ostatnie spowodowały, że moja skrzynka mailowa tak szybko zapełniała się kolejnymi „rewelacyjnymi” ofertami, że nie byłem już w stanie oddzielać ziarna od plew.
Musiałem wyłączyć większość subskrypcji.

Nie twierdzę, że Ci wszyscy spece nie znają się na rzeczy. Jestem też przekonany o ich dobrych intencjach – chcą pomagać, lubią i potrafią to robić. Tyle, że – zgodnie z duchem epoki, która na szczęście powoli się kończy (wznosząc ku nam swój łabędzi śpiew) – za swoją wiedzę każą sobie słono płacić. Żeby wszystko było jasne, nie potępiam nikogo.

Przy okazji zobaczyłem przynajmniej, jak fantastycznie współpracuje ze sobą spora grupa największych amerykańskich guru od osiągania sukcesów. Stosują skoordynowane (choć nie idealnie), zespołowe działania marketingowe, wymieniając się specjalnymi ofertami, a czasami wspólnie tworzą unikatowe materiały. Rodzimi naśladowcy, jeszcze nie nauczyli się takiej współpracy – każdy sobie rzepkę skrobie.

Muszę niestety przyznać, że często „wartość estetyczna opakowania” bywała większa, niż merytoryczna wartość jego zawartości. Takie czasy. Spece od marketingu wznieśli się na wyżyny swojej „podstępnej” sztuki i potrafią wcisnąć większości ludzi dowolny produkt, niezależnie od jego wartości i przydatności.

Pośród całej masy materiałów, które przeczytałem, obejrzałem i przesłuchałem, trafiły się bardzo cenne informacje i rady, które warto przemyśleć, stosować i upowszechniać.

Po tym przydługim wstępie, przejdę wreszcie do meritum.

Naukowcy szacują, że przez nasz mózg przebiega od 60 do 100 tysięcy myśli, każdego dnia!
Niektórzy, twierdzą, że jest ich znacznie więcej. Załóżmy jednak, dla uproszczenia, że jest tych myśli 100 tysięcy.

Każda z tych myśli wysyła do Wszechświata konkretny sygnał. Wypadkowa tych wszystkich sygnałów jest Tobie, droga Czytelniczko lub Czytelniku, odsyłana w postaci zmaterializowanego życia (zdarzeń, sukcesów, porażek, chorób, przyjaciół, miłości, nienawiści, podróży, przygód, pogody, pecha lub szczęścia, itd.).

A teraz odpowiedz sobie szczerze na następujące pytanie:
Czy uważasz, że jeśli pół procenta tych wszystkich myśli skierujesz (np. poprzez afirmacje, wizualizacje i inne techniki) w stronę tego, czego pragniesz, to możesz rzeczywiście to otrzymać?
A jeśli skierujesz w stronę Twoich marzeń jeden procent Twoich codziennych myśli?

Pomogę Ci:
Marne są Twoje szanse, jeśli pozostałą część z tych stu tysięcy myśli, nadal stanowić będą rozmyślania o chorobach, strach przed biedą lub zdradą, rozpamiętywanie niespełnionej miłości i tysiące innych podobnych „trujących” błysków Twojego, puszczonego samopas intelektu.

Dysponujesz ogromną mocą – mocą realizacji tego, o czym cały czas myślisz!

Afirmacje, to jednak nie tylko słowa, które wypowiadasz w chwili relaksacji. Pamiętaj, że afirmujesz całym życiem: każdą myślą, każdym działaniem i każdym uczuciem!

Wszystko, co wysyłasz, zostaje Ci zwrócone w postaci Twojego życia.

Co należy zrobić? To proste: zapanować nad swoimi rozbieganymi myślami, słowami i czynami.

Jak to zrobić:
  1. Nie oglądaj kolejnego odcinka durnego, tasiemcowego serialu, którego bohaterowie nie robią nic innego, jak tylko walczą z trudnościami, lub (co gorsza) snują intrygi. Zamiast tego idź na spacer i popatrz na Słońce lub gwiazdy, przeczytaj coś budującego lub obejrzyj komedię.
  2. Nigdy się nie wściekaj i nie złorzecz komuś, kto zrobił Ci przykrość lub świństwo. Zamiast tego pomyśl o tym, że chciałbyś, aby drogi Twoje i tej osoby nigdy się już nie przecinały. Życz jemu/jej dojrzałości i mądrości. Nie mścij się!
  3. Nie rozpamiętuj swoich błędów, ale ucz się na nich. Powiedz sobie: „nie muszę tego ponownie doświadczać, bo już wiem jak to jest; nigdy już tego nie zrobię, bo jestem teraz mądrzejszym i lepszym człowiekiem”.
  4. Zamiast tracić czas na szkodliwe myśli, pomyśl trochę więcej o Twoich marzeniach. Wyobrażaj sobie często jak ma wyglądać Twój upragniony dom i ogródek. Spaceruj po nich w myślach i projektuj. Podobnie projektuj inne rzeczy i wydarzenia, których chcesz doświadczyć.
  5. Nigdy nie zastanawiaj się jak osiągniesz Twój cel. Wyobrażaj sobie ze szczegółami końcowy rezultat, ale nigdy drogę do niego. Jednocześnie przyglądaj się życzliwie ludziom wokół Ciebie, przyrodzie i swoim myślom. W pewnym momencie poczujesz impuls – pojawi się pomysł, osoba, wydarzenie, przeczucie lub inna inspiracja, aby coś zrobić (zadziałać). Wtedy działaj, najlepiej jak potrafisz, z ufnością i pewnością wygranej.
  6. Nigdy nie próbuj się „dorobić” (osiągnąć Twój cel) kosztem krzywdy innych ludzi. Nie możesz wykorzystywać cudzej naiwności, niewiedzy lub nieświadomości. Cwaniactwo nie zapewni Ci harmonijnego i stałego poczucia szczęścia. Co najwyżej krótkotrwałą radość z jakiegoś wątpliwego sukcesu.
  7. Zachwycaj się tym, co masz i dziękuj za to Opatrzności. Popatrz na twoje zręczne palce i pomyśl o tym jak doskonale są zbudowane. Pomyśl o ludziach, których kochasz i o tym, co im zawdzięczasz. Doceń fakt, że z kranu leci ciepła i zimna woda – wielu ludzi tego nie ma. Bądź świadom wszystkich dobrych „rzeczy” w Twoim życiu, bo tylko wówczas otrzymasz ich więcej.
  8. Nie oceniaj innych – nie jesteś „nimi”, więc nie możesz być pewien, co byś zrobił na ich miejscu (mając ich doświadczenia, otoczenie, wzorce itp.). Spoglądaj raczej na siebie i myśl o tym, co możesz poprawić.


Krótko mówiąc:
Wyrywaj głupie, bezużyteczne i złe myśli jak chwasty i zastępuj je zadbanymi i wypielęgnowanymi, czystymi i pięknymi myślami, pełnymi życzliwości wobec siebie i innych. Wówczas, wszystkie metody zadziałają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Namaste
Greg Ka

PS. Jest jeszcze „tajemny" klucz, który ułatwi Wam zarządzanie swoimi myślami, ale o tym napiszę w odrębnym artykule.


PPS. Jeśli komuś spodobał się ten artykuł i chciałby go pobrać, to proszę skorzystać z tego linku: Link do Artelis - 100 tysięcy myśli

czwartek, 20 października 2011

Działaj świadomie - uwolnij się!


Zapewne wielu z Was słyszało już o metodzie, jaką od dawna stosują łowcy, by złapać żywe okazy małp dla ogrodów zoologicznych (lub innych, czasem mniej szczytnych celów). Otóż umieszczają oni jakiś małpi przysmak (np. orzeszki) w naczyniu, którego wlot jest na tyle szeroki, aby małpa włożyła tam swoją dłoń, ale jednocześnie na tyle wąski, by nie mogła jej wyciągnąć, kiedy trzyma w niej swój przysmak.

Wiadomo od dawna, że małpa nie puści orzeszków, bo nie rozumuje logicznie (pomijam tu laboratoryjne wyjątki). Czasem, zależnie od sposobu umocowania, mogłaby też odwrócić naczynie do góry dnem i wysypać rarytasy, ale tego nie robi.

No dobrze, zapytacie może, ale co to ma wspólnego z nami, ludźmi!? Każdy człowiek od razu zrobiłby, co trzeba, by się uwolnić z tak prostej pułapki.

I tak i nie.

W doświadczeniu fizycznym … oczywiście, że tak by zrobił, jeśli jednak pułapka jest nie fizyczna a mentalna, z reguły zachowujemy się zupełnie inaczej, tzn. identycznie jak wspomniane wyżej małpy.

Czy nie zdarzyło się Wam powiedzieć czegoś w rodzaju:
- Moja sytuacja finansowa jest krytyczna!
- Moje biedne nogi, tak bolą!
- j ból głowy, jest tak silny, że nie pomagają mi żadne tabletki!
- Moja praca jest beznadziejna i z ledwością w niej wytrzymuję!

No właśnie! To jest „zawłaszczanie” problemu!

Przyznajemy, że problem jest nasz. Identyfikujemy siebie, jako właściciela problemu. Hołubimy nasz problem. Ogłaszamy się jego właścicielem. Chwalimy się, że nasz problem jest większy niż problem sąsiada czy przyjaciela.

To jest zasadniczy błąd!

Zaciskamy w garści nasz problem i nie chcemy go puścić. Tym sposobem musimy nauczyć się żyć w pułapce, w której pozostajemy dobrowolnie.

Pewnie wielu z Was słyszało, że chcąc udzielić komuś konstruktywnej krytyki, powinniśmy oddzielić krytykowane „dzieło” lub zachowanie, od osoby, do której się zwracamy, czyli tej, której krytyka ma pomóc.

Powinniśmy, więc powiedzieć:
- Twoje dzisiejsze zachowanie mi się nie podobało, ponieważ …
- Ten rysunek jest mniej udany od poprzednich, bo …

Zamiast mówić:
- Jesteś nieznośny i niewychowany …
- Jesteś beznadziejnym rysownikiem …

Tak samo powinniśmy robić mówiąc o problemach, których doświadczamy. Powinniśmy więc mówić „ten ból głowy” zamiast „mój ból głowy”, „ta sytuacja finansowa, której obecnie doświadczam, jest rzeczywiście trudna …” ( i najlepiej dodać „ale jestem pewien, że wkrótce to się zmieni na lepsze”).

Jeśli traktujesz problem jak Twoją własność, nie dziw się, że nie możesz się go pozbyć.
Oddziel go do siebie, nazwij go właściwie i pozwól mu odejść.


Ludzie, którzy interesują się NLP wiedzą, że słowa, które często wypowiadamy, podobnie jam nasze przeważające myśli i wyobrażenia, mają bezpośredni wpływ na to, czego doświadczamy – dosłownie: tworzą nasz świat i nasze życie doczesne.

Jeśli masz wątpliwości, wykonaj małe ćwiczenie, które nazwiemy „wypieranie chmur”.




Kiedy będziesz leżał sobie spokojnie na niezbyt przeludnionej plaży, lub (lepiej) na pięknej łące albo leśnej polanie, popatrz w niebo i poszukaj chmur.
Może, któraś akurat będzie przysłaniać Ci słońce. Wyobraź sobie, że ta chmura znika – nie ma jej, a słońce bez przeszkód gładzi Twoją twarz swoimi promienistymi, ciepłymi dłońmi. Możesz też spróbować zmienić kształt, którejś chmury na taki, jaki Ci się podoba. Zrób to spokojnie i bez wysiłku. Zobacz efekt oczyma wyobraźni. Nie dalej jak za kilka minut poszukaj Twojej chmury …

Wykonuję to ćwiczenie od jakiegoś czasu i efekty coraz bardziej mnie zadziwiają.
Bywa, że rano zasnute jest całe niebo. Idę na spacer z psem. Wykonuję ćwiczenie, starając się ujrzeć jak chmury rozstępują się, a przez powstałe okno widzę skrawek niebieskiego nieba i słońce. Błękitny obszar powiększa się, a ja czuję ciepło i przez przymknięte powieki widzę charakterystyczną jasność, naszej cudnej gwiazdy.

Czasem po piętnastu minutach, kiedy wracamy, a czasem za godzinę lub dwie, widzę, że ciemna zasłona się rozstąpiła, a przez wyrwę w chmurach słońce świeci prosto na „mój kawałek planety”.

Nie ważne, jakie były prognozy pogody na dany dzień i jak bardzo beznadziejna wydawała się sytuacja. Działa!

Poćwicz i sprawdź:)

Tak właśnie powinieneś wypierać problemy! Po prostu zobacz zbliżającą się jasność. I nie zawłaszczaj problemu, tylko pozwól mu odejść.

Namaste

Greg Ka


PS. Myślicie, że macie problemy? Pewnie macie rację - prawie każdy je ma. Powinniście jednak poznać kogoś, kto bardzo mi zaimponował. Człowieka, który musi być Mistrzem w wypieraniu problemów (ale przygotujcie wpierw chusteczki - dużo chusteczek, bo wzruszycie się tak jak ja). Niech Was nie zwiedzie wesolutki początek tego krótkiego filmu i nie martwcie się, jeśli nie znacie języka angielskiego - wszystko pojmiecie w lot.


Link Niebywały Człowiek


Uwaga: Gdyby ktoś chciał pobrać ten artykuł na swoją stronę, proszę użyć linku: Link do Artelis - Działaj świadomie

czwartek, 8 września 2011

Wizualizacja Plus


Witajcie Przyjaciele i Goście mojego blogu.


Jakiś czas temu, obiecałem jednej z Czytelniczek [patrz: komentarze do „Sekret” – prawda czy takie tam …? Cz. 3 i ostatnia (wer. robocza A)], że zamieszczę na swoim blogu opis metody, którą na swój użytek nazwałem Wizualizacją Plus (akurat nic lepszego nie przyszło mi do głowy). Jest to metoda będąca połączeniem innych technik i metod, jakie poznałem w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat. Dorzuciłem również swoje trzy grosze i w rezultacie mamy metodę, którą zaraz Wam opiszę.

Kilka miesięcy temu opisałem tę metodę mojej serdecznej Przyjaciółce, która od dłuższego czasu chodziła o lasce i borykała się z silnym bólem, który nieustannie jej towarzyszył. Lekarze kazali jej leżeć i czekać w kolejce na operację. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dwa czy trzy miesiące później ujrzałem ją bez laski i z szerokim uśmiechem na ustach. Na szczęście Ona nie zauważyła związku pomiędzy metodą WP a swoim obecnym stanem zdrowia. Tzw. „prawo przyciągania” zadziałało tutaj z właściwą sobie elegancją i dyskrecją. Dość powiedzieć, że moja Przyjaciółka spotkała na swej drodze kogoś, kto skierował ją do właściwego specjalisty – terapeuty, u którego sam znalazł pomoc i ulgę w cierpieniu. Wystarczyło kilka wizyt, i laska wylądowała w kącie!
Może piękniej by było gdyby organizm sam się uzdrowił? Nieee! Wcale nie! To właśnie jest fantastyczne – „mówimy”, co chcemy mieć i nie martwimy się jak. Bóg czy też Wszechświat (nazwijcie sami tę Potęgę) znajduje sposób by nam dostarczyć to, czego sobie życzymy.

Nieważne czy macie problemy ze zdrowiem, z pieniędzmi czy z miłością. Zamiast o miłości możemy też mówić o szeroko pojętych relacjach z innymi ludźmi. Nieistotne więc czego dotyczy Wasze zmartwienie – zacznijcie stosować tę metodę.
Gorąco polecam!

Jest to technika prosta i opierająca się na znanych, starych prawach i mechanizmach, których połączenie ma jednak (jak dla mnie) wydźwięk dość nowatorski. Jest szczególnie przydatna, kiedy człowiek czuje się przytłoczony jakimiś myślami (o problemach zdrowotnych, finansowych lub problemach w relacjach z innymi ludźmi). Mówiąc „przytłoczony”, mam na myśli stan, w którym trudno jest skupić myśli na czymkolwiek innym niż dręczący nas problem (niepewność, obawa …).


Ja, w praktyce, robię to tak:
1.       Nakładam słuchawki i włączam muzykę (np. „Secret fountain” – David & Steve Gordon z albumu Musical Healing, lub Andreas Scholl “How sweet the moonlight” jeśli jest wieczór – ten ostatni jest na YouTube http://www.youtube.com/watch?v=anxQ-CoesRQ , lub coś innego i spokojnego co lubię - najlepiej utwór instrumentalny, relaksacyjny) – nie za długa całość 3-4 minuty;
2.       Przez kilka, kilkanaście sekund daję się ponieść muzyce i jej klimatowi – pozwalam się zainspirować;
3.       Mówię swojemu umysłowi świadomemu miej więcej tak: „wiem, wiem – jest mnóstwo pilnych spraw lub zmartwień do przemyślenia, ale teraz są moje trzy minuty i ja decyduję, o czym myślimy, do zmartwień wrócimy za chwilę, a teraz daj mi te trzy minuty spokoju!”; z reguły umysł odpuszcza i pozwala przełamać gonitwę myśli negatywnych;
4.       Przez chwilę kieruję myśli na jakieś najcudowniejsze wspomnienia lub jakąś wymarzoną, cudowną sytuację –  pozwalam rozkwitać marzeniom
a) Potem kieruję myśli na wymarzoną sytuację, która przy okazji symbolizuje i uosabia koniec moich kłopotów, (np. tańczysz rock and rolla, fikając jak 18-to latek, albo wlazłeś na Giewont i cieszysz się widokami i własną siłą, albo …można tu puścić wodze …). Ważne by wyobrażać sobie rezultat a nie drogę do niego. (Utrzymaj wizję przez nie mniej niż 70 sekund.) Myślę o tym jak korzystam z otrzymanego daru (zdrowia, pieniędzy, miłości).
b) Wtedy staram się odczuć ulgę, radość, satysfakcję, wzruszenie i wszystko co trzeba tzn. co będę czuł kiedy mój kłopot się skończy; Staram się poczuć tak jakby to już się dokonało (jak pojawiają się łzy ulgi i radości to – z mojego doświadczenia – jest tak jak należy). Żyję przez moment tą radością, daję się jej ponieść …
c) Na koniec: dziękuję (Bogu, Opatrzności, Wszechświatowi … ) – odczuwam i wyrażam wdzięczność mówiąc (i czując w głębi siebie): JESTEM TAK BARDZO WDZIĘCZNY, DZIĘKUJĘ, DZIĘ-KU-JĘ!

KONIEC

Wracam do życia z innym nastawieniem. To naprawdę wspaniale działa! Powtarzam w miarę możności 3-5 razy na dzień (przy pewnej wprawie można i bez muzyki, ale to trudniejsze). Jeśli nie możecie tak często, to spróbujcie przynajmniej rano i wieczorem.

Cud przychodzi niepostrzeżenie i bez wysiłku – nie wypatruj goJ bo wszystko zepsujeszJ

Namaste
Greg Ka

PS. Żeby wszystko było jasne, nie wyrażam zgody na pobieranie tego artykułu z mojego blogu i nie udostępniam go nigdzie indziej. Można go czytać tylko tutaj.

wtorek, 10 maja 2011

Nowa baśń. Cz. 2 – Życie na Ziemi i człowiek


W pierwszej części „Nowej baśni” opowiedziałem o tym jak Bóg zastanowił się nad sobą i ze swego pragnienia miłości oraz swojego jestestwa stworzył niezliczone, podobne sobie, świetliste boskie istoty – niezawisłe boskie byty, które dzisiaj nazywamy naszymi Duszami. Zainspirował też owe istoty do wykreowania wspaniałych światów materialnych, a pośród nich tego, który nam ludziom jest najbliższy i najdroższy – Ziemi.

Bóg Ojciec-Matka (to znakomite określenie, ponieważ podkreśla fakt, że Bóg nie ma płci a jest po prostu Wszystkim), oprócz naszych Dusz, stworzył jeszcze inne duchowe byty, jak na przykład Anioły. Niektóre z nich stworzył wcześniej a inne zapewne później niż nasze Dusze. Możliwe także, że wciąż tworzy nowe, doskonalsze, lub po prostu odmienne rodzaje bytów. My jednak zajmiemy się tym, co dla nas jest najważniejsze, a mianowicie dalszymi losami naszych Dusz, czyli owych świetlistych, niezawisłych (czyli obdarzonych całkowicie wolną wolą), nieśmiertelnych i wszechmocnych boskich bytów, o których stworzeniu napisałem w pierwszej części „Nowej baśni”.

Szczególną uwagę skupimy oczywiście na tych Duszach, które umyśliły sobie, stworzyły, a potem upodobały sobie naszą cudowną Ziemię. W tym czasie (a także wcześniej i później) inne świetliste istoty znajdowały radość w kreowaniu innych planet, które potem miały posłużyć im, jako swoiste domy-laboratoria, umożliwiające kreowanie i doskonalenie życia we wszystkich możliwych formach, także takich, których przy pomocy naszej ludzkiej świadomości zupełnie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.

Kiedy Bóg Stwórca wykreował Dusze, zaplanował także dla nich swego rodzaju „ścieżkę edukacyjną” czy też „poznawczą”, którą teraz moglibyśmy porównać do jakiejś nadzwyczajnej gry komputerowej o nieograniczonej ilości wariantów. Owa „gra” ma jednak określoną ilość poziomów, zaś najwyższym z nich jest całkowite poznanie istoty Stwórcy i ponowne z Nim zjednoczenie. Stawiając swoje dzieci na „starcie tej gry”, Bóg wyposażył je w nieśmiertelność i miłość, tak by nie zbłądziły na dobre i by zawsze były bezpieczne. Zapewne pomyśleliście, i słusznie, że nasz Ojciec-Matka musiał chyba przy tym umniejszyć – w jakiś sposób – boską samoświadomość Dusz. W przeciwnym razie każda z nich byłaby stuprocentową repliką Stwórcy, co wykluczałoby różnorodność decyzji i bogactwo doświadczeń, którego uzyskanie było Jego głównym zamierzeniem. Nie wiem jak to uczynił, i nie jestem pewien czy ktokolwiek (oprócz Niego samego) ma na ten temat jakąkolwiek wiedzę. Jest to tym bardziej niezwykłe, że Dusze zachowały dostęp do nieograniczonej Bożej Mocy Sprawczej i do Wspólności wszystkich duchowych istot.

Jak już wspomniałem, kiedy Dusze odkryły swoja odrębność, niezawisłość i potężną moc sprawczą, zaczęły z inspiracji swojego Stwórcy kreować gwiazdy i planety, w tym Słońce i Ziemię. Następnie doskonaliły i upiększały całość tego dzieła, tak długo aż się nim zachwyciły. Słońce ogrzewało i oświetlało Ziemię, ta z kolei pięknie wirowała ukazując co chwila inne oblicze, dzięki różnorodnie ukształtowanym lądom i wspaniałym oceanom, które je otaczały. Boże dzieci były urzeczone swoim dziełem, ale odziedziczone po Matce-Ojcu zamiłowanie do kreowania życia, dopiero wtedy rozkwitło ze zwielokrotniona mocą. Z pragnień i kreatywnej myśli niezawisłych boskich istot zaczęły powstawać niezliczone gatunki sworzeń i roślin – zrazu proste i niezbyt udane, ale później coraz piękniejsze i coraz bardziej różnorodne, co do budowy, kształtów, kolorów, zapachów i niezliczonych innych cech i właściwości. Boże dzieci nigdy nie niszczyły raz dokonanych dzieł. Wszystkie formy życia, w które został tchnięty Duch Boży, nawet te niezbyt udane i zupełnie nieprzydatne, zostały obdarzone prawem do obrony swojego istnienia i do ewoluowania w kierunku coraz doskonalszych form. Wszystko bowiem, co zostało raz ożywione (roślina, żyjątko czy zwierzę) miało prawo dążyć do doskonałości, a ostatecznie zyskania świadomości Boga i – w końcu – do zjednoczenia ze Źródłem Wszystkiego.

Takie było i jest jedno z podstawowych praw …  – Boże prawo (do) ewolucji.

Oczywiście, boskie istoty tworząc kolejne, coraz ciekawsze i doskonalsze formy życia, często „budowały” je w taki sposób, aby nowe zwierzę mogło odżywiać się istniejącym gatunkiem roślinności – inaczej by nie przeżyło i nie mogłoby ewoluować. Podobnie zwierzęta drapieżne zostały „zbudowane” tak, aby mogły żywić się zwierzętami roślinożernymi. To jednak nie zaprzeczało prawu przetrwania poszczególnych gatunków. Tylko gatunki całkowicie nieudane ginęły szybko na skutek zbyt słabego przystosowania do istniejącego już środowiska, lub też na skutek niewystarczającej tolerancji dla (zdolności adaptacji do) zmian nieustannie wnoszonych w to środowisko przez wciąż głodnych kreacji niezawisłych bogów.

Niewiadomo kiedy bogowie zaczęli porównywać swoje dzieła z dziełami innych niezawisłych bogów, faktem jest jednak, że taki czas nadszedł. Każdy chciał stworzyć coś jeszcze piękniejszego i/lub bardziej przemyślnego niż pozostali. To spowodowało prawdziwą eksplozję różnorodności, której skutki (głównie pozytywne, ale czasem także i te nieprzyjemne) obserwujemy i odczuwamy do dnia dzisiejszego.

W końcu nadszedł ten czas, kiedy piękno materialnego świata było tak magnetyczne, że jego twórcy zapragnęli skonstruować dla siebie wehikuły, dzięki którym mogliby w pełni doświadczyć życia na naszej cudownej planecie. Zaczęli eksperymentować z budową ciał, w których mogliby zamieszkać i bezpośrednio zaangażować się fizycznie w kształtowanie środowiska Ziemi, tak jak czyniły to już stworzone przez nich zwierzęta, tyle, że lepiej – taki był zamiar.

Nie wystarczyło jednak by ciało było silne i sprawne, musiało także posiadać odpowiedni organ przystosowany do przetwarzania olbrzymich strumieni informacji płynących z tętniącego życiem otoczenia. Co więcej, Dusza podróżująca po Ziemi, powinna mieć także instrument umożliwiający skuteczną komunikację ze Wspólnością. Zadanie nie było więc łatwe. Możliwe, że boskie istoty zainspirowały duchowe byty wcielające się w organizmy na innych planetach, aby te użyczyły swojego, bardziej już zaawansowanego, kodu genetycznego by szybciej uzyskać pożądany rezultat. To jednak tylko hipoteza, chociaż całkiem prawdopodobna. Warto bowiem pamiętać, że historia inteligentnego życia i cywilizacji na innych planetach może być dłuższa od naszej nawet o miliony lat.

Pierwsze eksperymenty z ciałami, sprzed około 10 milionów lat, były zupełnie nieudane. Ciała padały ofiarą dzikich zwierząt a Dusze powracały na poziom duchowy i pracowały na udoskonaleniem kolejnych generacji swoich ziemskich wehikułów. Z poziomu duchowego doglądały rozwoju swojego przyszłego ciała w łonie matki (czy też wtedy jeszcze „samicy”) wprowadzając kolejne modyfikacje kodu genetycznego płodu, tak aby przyszłe ciało spełniało ich oczekiwania i w przyszłości dobrze służyło zamierzeniom, które dana dusza chciała zrealizować w swoim ziemskim życiu i wizji życia jaką dla siebie i swoich nadrzędnych celów umyśliła. Kiedy ciało było gotowe dusza lokowała się w nim, zwykle tuż po porodzie, i zaczynała swoją kolejną lekcję ziemskiego życia.

Ta praktyka jest stosowana do dnia dzisiejszego.

Zanim przejdziemy do dalszej części opowieści, warto wspomnieć, że bogowie tworzyli wiele wersji ciał, a selekcja naturalna pomagała im decydować, który wariant będzie najbardziej przydatny na przyszłość. Jeszcze jakieś 25 - 30 tysięcy lat temu (dokładna data nie ma tu przecież znaczenia), na Ziemi żyły dwa bardzo udane gatunki ludzkie, nazywane obecnie przez naukę Homo sapiens  i Homo neanderthalensis. Oba gatunki miały wiele wspólnych cech, przy czym Neandertalczyk zajmował się myślistwem i zbieractwem, zaś Homo sapiens trudnił się już wówczas prymitywnym rolnictwem.  Można powiedzieć, że byliśmy braćmi. Nenadertalczyk, jak niedawno odkryto, dysponował większym mózgiem (o około 100 gram) i wyprzedzał Homo sapiens w wyrażaniu się poprzez sztukę. Był także bardziej pokojowo nastawiony. Niestety, nasz bratni gatunek został wytępiony, przez przodków obecnego człowieka zwanego „rozumnym”.  

Historię tę opisano później w Biblii Chrześcijan, jako opowieść o Kainie i Ablu.

Długo jednak nie było wiadomo, dlaczego nie stało się na przykład odwrotnie. Dlaczego Neandertalczyk nie wybił w pień Homo sapiens? Otóż ciała zaprojektowane i stworzone przez niezawisłych bogów, posiadały nadzwyczaj rozwinięty system nerwowy, na czele z mózgiem i rdzeniem kręgowym. Organy te były nie tylko narzędziem do przetwarzania informacji napływających z materialnego świata, ale także, a nawet przede wszystkim, narzędziem komunikacji ze Wspólnością i odbiornikiem najwyższych częstotliwości myśli. Ciała obu gatunków, w tym ich układy pokarmowe (ale nie tylko), zostały już doskonale zoptymalizowane tak, aby mogły dostarczać systemowi nerwowemu (głównie mózgowi) jak najwięcej czystej energii, zajmując jednocześnie możliwie najmniej miejsca. To zapewniało ciału wysoką sprawność, zarówno fizyczną jak i intelektualną, wytrzymałość i odporność (np. na choroby). Bogowie „nauczyli” ludzi używania ognia dla wstępnego przetwarzania pokarmu przed spożyciem i – przez to – dalszego zmniejszenia obciążeń układu pokarmowego i jego rozmiarów, co służyło dalszej poprawie sprawności energetycznej ciała ludzkiego.

Niestety, nasi przodkowie (czyli Homo sapiens) popełnili pewien zasadniczy błąd w odżywianiu swoich ciał. Dzięki temu, że umieli posługiwać się ogniem, potrafili zrobić coś, czego nie mogła uczynić żadna inna istota żyjąca na Ziemi. Zaczęli przyjmować pożywienie, które na surowo było przyswajalne tylko dla roślinożerców.  Sprawność energetyczna ich organizmów spadła przez to na tyle, że nie mogli już zaopatrywać swojego mózgu w energię potrzebną do komunikacji na wyższych poziomach. To spowodowało szybką degenerację ich umysłów, a także zakłóciło ich ocenę (poczucie) dobra i zła. Osiadłe społeczności Homo sapiens zaczęły wpierw odżywiać w ten sposób swoje kobiety i liczne dzieci, potrzebne do prac rolnych i ochrony własności. Już w jednym pokoleniu pojawiła się podatność ciał na choroby, zwiększona agresja i poczucie głodu, które przy prawidłowym odżywianiu były praktycznie nieobecne. W konsekwencji, ciała przygotowane do wielusetletniego zdrowego (rajskiego) życia, zaczęły szybko się starzeć – z każdym pokoleniem coraz szybciej. Śmierć zaczęła zbierać swoje żniwo i czyni to do dnia dzisiejszego.

Ten proces także odnotowano w Biblii - jako tzw. grzech pierworodny.

Neandertalczyk najzwyczajniej nie mógł wymordować swoich krewniaków, ponieważ jego zdrowo funkcjonujący umysł i niezakłócone poczucie dobra i zła, nie pozwalały mu na tego typu zachowania – nawet nie przyszłoby mu to do głowy.

Tak właśnie zaczęła się historia Ludzkości, czyli historia człowieka współczesnego, niepodzielnie od tamtego czasu panującego na Ziemi. Dalsza część naszej historii jest już dość dobrze zbadana i opisana przez historyków, archeologów i niezliczonych innych naukowców.

W trzeciej, prawdopodobnie ostatniej już części „Nowej baśni” skupimy się więc na duchowych aspektach naszego (Ludzi-Bogów) życia na Ziemi, ponieważ większość naukowców udaje przed nami i przed sobą, że tej kwestii po prostu nie ma.

Namaste

Greg Ka

CDN.

PS. Baśniowa konwencja daje twórcy prawo do nieograniczonej inwencji. W tym jednak przypadku nie musiałem się szczególnie wysilać. Po prostu wyciągnąłem wnioski z dostępnych (choć może nie powszechnie) informacji, a następnie spróbowałem poukładać te "rozsypane puzzle".

PPS. Powyższa wersja baśni została zainspirowana „Białą Księgą” Ramthy, o którym to dziele z pewnością napiszę więcej, a także pracami doktora Jana Kwaśniewskiego (wybitnego polskiego dietetyka) i najnowszymi odkryciami archeologów i antropologów.

PPPS. Dla pewności dodam, że wszystkie określenia i zaimki zaznaczone wytłuszczoną czcionką i pisane z dużej litery, są synonimami określenia „Istota Najwyższa”.

piątek, 15 kwietnia 2011

Komentarz wstępny do artykułu "Jak czuć się dobrze we własnej skórze"

Drodzy Czytelnicy 


Zamieściłem ww. artykuł na swoim blogu, ponieważ odwołuję się do niego w tekście "Sekret" - prawda czy takie tam? Cz.3 
Zachęcam wszystkich do lektury tekstu Pani Ludmiły, ponieważ ma on wymiar bardzo praktyczny. 
Osobiście dodałbym do niego jeszcze jedno, jedenaste "przykazanie": 
11. Śmiej się jak najwięcej! 
Żartuj i śmiej się w pracy, z kolegami i koleżankami. Żartuj i śmiej się w domu, z domownikami i przyjaciółmi. Śmiej się "zdrowo" tzn. tak by ktoś na tym nie ucierpiał:)
To kolejny temat, który zamierzam kiedyś rozwinąć, tymczasem odsyłam zainteresowanych do znakomitej książki "Naturalne przywództwo", której współautorem jest Daniel Goleman (autor słynnej już na całym świecie "Inteligencji emocjonalnej").


Namaste 
Greg Ka


Jak czuć się dobrze we własnej skórze



Autorem artykułu jest Ludmiła Chludzińska



10 pomysłów na to, aby poprzez prostą zmianę myślenia o swoim życiu, poczuć się bardziej szczęśliwym i spełnionym.
Na dobre samopoczucie w życiu składają się dwa czynniki. Pierwszy to myślenie o sobie w zdrowy i racjonalny sposób. Wiele osób odczuwa frustrację bezskutecznie ścigając nierealne wzorce. Druga część to realizacja planów i marzeń. Nie warto czekać, aż to czego pragniemy samo przyjdzie. Trzeba pomagać własnemu szczęściu, a każdy sukces odniesiony w życiu daje dozę pozytywnej energii i poczucia własnej wartości, które pozwalają nam czuć się dobrze.

Oto 10 pomysłów na to, aby czuć się dobrze we własnej skórze:

1. Nie akceptuj pewników bez zastanowienia.
Za każdym razem gdy czujesz frustrację zastanów się czy to co robisz może być wykonane szybciej, łatwiej, a może nawet w przyjemniejszy sposób. Zapytaj siebie, czy to co robisz rzeczywiście prowadzi do wyznaczonych przez ciebie celów.

2. Nie poddawaj się.
Nie akceptuj rzeczy takimi jakie są, dlatego, że "tak już jest na tym świecie". Interesuj się światem, ludźmi, poznawaj nowe punkty widzenia i nie wahaj się używać tak zdobytej wiedzy, aby sytuacje patowe zamieniać na sytuacje, w których możesz decydować.

3. Akceptuj swoje słabości i porażki.
Nie myśl, że twoje problemy życiowe, porażki i złe chwile czynią cię wyjątkowym. Każdy ma jakieś gorsze momenty w życiu. Zamiast ujarzmiać swoje słabości - obróć je na swoją korzyść. Wykorzystaj je, jak tylko potrafisz.

4. Nie przestawaj uczyć się.
Znasz takie powiedzenie, że narząd nieużywany zanika? Odnosi się ono także do ludzkiego mózgu. Pozwolisz swojemu umysłowi popaść w letarg, jeżeli nie będziesz poddawać mu nowych rzeczy do poznania i analizowania. Każda, nawet najmniej istotna informacja, może pewnego dnia odmienić twoje życie. Dlatego miej oczy, uszy i umysł otwarte na nowe okazje i możliwości.

5. Nie oczekuj niczego, oczekuj najlepszego.
Czasami szukając okazji, starając się zbyt daleko wybiegać w przyszłość, przegapiasz te wszystkie wspaniałe rzeczy, które są obecne w twoim życiu tu i teraz.

6. Nie okłamuj siebie.
Jeżeli okłamujesz siebie - okazujesz sobie brak szacunku. Jeżeli chcesz, aby inni cię szanowali, ty również szanuj siebie. Pomyśl jak wiele razy wmawiasz sobie, że coś zmienisz w swoim życiu, dobrze wiedząc, że to tylko puste obietnice. Bądź szczery ze sobą!

7. Dbaj o dobre rzeczy w twoim życiu.
Wiele osób jest niezadowolonych ze swojego życia i poszukuje szczęścia zaniedbując to, co mają. Mówi się, że przyjaciół poznajemy w biedzie. Dla wszystkich cennych rzeczy w swoim życiu bądź przyjacielem zawsze - na dobre i na złe. Pielęgnuj związki, rozwijaj hobby, zwiedzaj nowe miejsca.

8. Nie żyj przeszłością.
Pogódź się z tym, że przeszłości nie można zmienić. Zmienić możesz tylko te rzeczy, które są tu i teraz. Ucz się na błędach popełnionych w przeszłości, ale nie koncentruj się na nich. Użyj tą energię na ulepszanie twojej przyszłości, pracując nad teraźniejszością.

9. Nie płyń pod prąd.
Nie marnuj czasu na narzekanie na rzeczy i zjawiska, na które nie masz wpływu - zła pogoda, leniwi politycy, nudny program w telewizji. Skup się na tym, co możesz zmienić i o czym możesz decydować - do kogo się uśmiechniesz, jaką książkę przeczytasz, którą drogą pójdziesz, jak głośno się będziesz śmiać.

10. Bądź skałą.
Jeżeli wiesz co jest dla ciebie ważne, w co wierzysz - nie wahaj się stawać za tym i bronić swoich racji.

Nie czekaj do jutra. Zacznij zmieniać swoje życie teraz.

---
    
Psycholog we Wrocławiu



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 1 kwietnia 2011

Cudowne Istoty – Ludzie-Bogowie


Jeśli boisz się śmierci – przeczytaj …
Jeśli boisz się sądu ostatecznego – przeczytaj …
Jeśli boisz się piekła – przeczytaj …
Jeśli boisz się decydować o swoim życiu  – przeczytaj …

Zwracam się dziś do Ciebie. – Tak, tak! Do Ciebie Siostro-Bracie!
Do Ciebie Cudowna Istoto!
Do Ciebie Człowieku-Boże!
Do Ciebie Córko-Synu Jedynego Boga!
Do Ciebie Siostro-Bracie Jezusa Chrystusa, Buddy, Ramy (Ramthy) i licznych innych Mistrzów, którzy odkryli i poznali swoją boskość!

Ty też jesteś tak wspaniała/y jak Ci, których wymieniłem. Też jesteś ukochanym Bożym Dzieckiem! Też jesteś najpiękniejszym przejawem i dziełem Boga na Ziemi. Jesteś Jego odbiciem i ucieleśnieniem! Jesteś tak samo najlepszy jak wszyscy inni, którym czasem zazdrościsz (poniechaj tego), i jesteś, tak jak oni, odmienny i niepowtarzalny!

Gdyby Bogu mogło zabraknąć inwencji to pewnie potrafiłbyś znaleźć dwa identyczne drzewa lub ptaki. Gdyby Bóg nie miał nieskończonej ilości twarzy, a jednocześnie jednego oblicza, którym jest nieskończenie bujne, bogate i twórcze życie, to może istniałyby dwa identyczne źdźbła trawy, liście lub kwiaty.

A jednak, nie istnieją!

Ty i Twoje/Twoi Siostry-Bracia stworzyliście gwiazdy i planety. Wy napełniliście materialny wszechświat życiem jakie znamy i tym, które jeszcze odkryjemy. Jesteś równoprawnym, niezawisłym Bogiem, połączonym niewidzialną nicią z Bogiem Matką-Ojcem i wszystkim Siostrami-Braćmi, Bożymi Dziećmi. Jesteś Bogiem podróżującym teraz po Ziemi, w wehikule zwanym ciałem, po to, aby poznać siebie i inne Boże dzieła, a przez to poznać Boga Matkę-Ojca. Ty i tylko Ty masz wpływ na Twoje życie i tylko Ty jesteś za nie odpowiedzialny!

Masz jednak wolną wolę i nieskończoną moc sprawczą. Jeśli uwierzysz, że Twoje życie zależy od układu gwiazd – tak się stanie. Jeśli uwierzysz, że szkodzą Ci ciemne moce – poczujesz ich zgubne działanie, które sam stworzysz. Jeśli uwierzysz, że inni mogą więcej wiedzieć o Tobie niż Ty sam – tak się stanie. Jeśli uznasz, że nie potrafisz dokonać wyboru – tak się stanie, i za Ciebie zaczną decydować inni – Ci, którzy uwierzyli, że wiedzą więcej od pozostałych (księża, wróżki, szamani, trenerzy, szefowie, rodzice, prorocy, koledzy, … - sam ich nazwij, ale wiedz, że to są tylko Twoje/Twoi Siostry-Bracia, którzy rzadko kierują się prawdziwą wiedzą i prawdą – częściej zaś własną ułomną wiarą i przekonaniami).

Twoje życie, życie Boga, który mieszka w Twoim ciele i żyje teraz, jako Człowiek-Bóg, którego ludzie czasem nazywają Duszą, nigdy się nie skończy! Jesteś nieśmiertelny, jak Twój/Twoja Ojciec-Matka, bo jesteś stworzony na Jego-Jej obraz i podobieństwo. Jeśli jednak z przekonaniem uznasz, że nie ma życia po śmierci ciała, to Twoja dusza zapadnie na długi, długi czas w stan letargu, podobnego do śmierci i będzie w nim pozostawać tak długo, aż dotrze do Ciebie, że nadal żyjesz, i że możesz szukać drogi do Źródła, ponownie wracając na Ziemię lub szukać jej w inny sposób.

Jeśli chcesz wierzyć, że jakieś karty mówią prawdę o Twoim przyszłym życiu – masz takie prawo i tak właśnie się stanie. Jeśli jednak nie chcesz już dłużej czuć się bezwolny, spróbuj doświadczyć własnej mocy i poznaj ją. Wiedza o tym jak szukać, jest już dostępna i bardziej powszechna niż Ci się wydaje.

Szukaj więc jedynej obiektywnej wiedzy – doświadczenia Boga, poprzez doświadczenie i poznanie samego siebie. Nie ma innej drogi. Możesz, co najwyżej, prosić Mistrzów, którzy działają na wyższych poziomach życia, by wsparli Cię w Twoich staraniach. Ale nie musisz tego robić. Niczego nie musisz!

Pamiętaj, że Mistrzowie nauczali w dobrej wierze, próbując opisać słowami to, co jest poza ludzkim zrozumieniem. Niektórzy ludzie, na strzępach nauk Mistrzów zbudowali przeróżne religie, aby zapanować nad swoimi Siostrami-Braćmi w Bogu. Na długie wieki stworzyli w ten sposób okowy dla ludzkich umysłów i skutecznie blokowali dostęp do prawdziwego Światła Mądrości. Wzmocnili nasz brak poczucia pewności siebie i oparcia w Bogu. Osłabili nasze pragnienie wiedzy, podając do strawienia papkę półprawd podszytych strachem przed karą (stosem, toporem i/lub piekłem).

Nikt nie będzie Cię osądzał i karał po śmierci ciała, chyba, że Ty sam to uczynisz już za życia. Jeśli kiedyś zrobiłeś coś, co uważasz za zło, powiedz sobie „już wiem jak to jest i nie potrzebuję ponownie tego doświadczać”. Powiedz „teraz jestem mądrzejszy – wiem jak słuchać siebie, i w którą podążyć stronę”.

Jeśli chcesz zobaczyć Boga – popatrz w lustro! To Ty! Zajrzyj głęboko w swoje oczy i powiedz „kocham Cię”. Istota, która patrzy na Ciebie z głębi Twoich mądrych oczu to Bóg we własnej osobie! Pokochaj siebie a pokochasz innych. Pokochaj i poznaj siebie a poznasz Swojego/Swoją Stwórcę-Stwórczynię.
Słuchaj głosu swojego serca, bo ten głos płynie od samego Boga – z głębi Duszy, od Ciebie! Słuchaj go i nie pozwól by ktoś decydował za Ciebie. Traktuj siebie jak wszechwiedzącego, miłującego Boga a staniesz się Nim!

Traktuj też dobrze swoje ciało, bo może Ci służyć bardzo, bardzo długo – nieskończenie długo. Jeśli bowiem uznasz, ponad wszelką wątpliwość, że i ono jest nieśmiertelne – tak się stanie!
Bo jesteś przecież wszechmocny – jak to Bogowie mają w zwyczaju.

Namaste

Greg Ka


PS. Powyższy tekst jest inspirowany naukami Ramthy, które we wszystkich zasadniczych kwestiach zgadzają się w pełni z moim rozumieniem zagadnienia Boskości Człowieka.


PPS. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i chcesz pobrać jego kod HTML, użyj proszę tego linku Link Cudowne Istoty 

Informacja (komentarz) na temat "Sekret" - Prawda czy takie tam ...? Cz.3 i ostatnia



Szanowni Czytelnicy mojego blogu


Ponieważ praca nad 3-cią częścią ww. artykułu, trwa już znacznie dłużej niż się tego spodziewałem podejmując ją, postanowiłem opublikować już wersję niepełną (roboczą) tego tekstu. Jest to taki mały eksperyment. Zainteresowani, będą mogli śledzić etapy powstawania tego artykułu i pomyśleć nad jego przesłaniem, a nawet spróbować już niektórych metod, zanim jeszcze całość zostanie ukończona.
Część, którą już zamieściłem może jeszcze podlegać pewnym zmianom, ale w swym zasadniczym kształcie już raczej się nie zmieni.
Pozostałe fragmenty (oceniam, że stanowią jakieś 25-40%) wymagają jeszcze sporo pracy i przemyśleń, a więc nie nadają się jeszcze do upublicznienia.


Mam nadzieję, że mój pomysł przypadnie Wam do gustu, i że już w tym roboczym tekście znajdziecie coś interesującego.


Namaste
Greg Ka

czwartek, 31 marca 2011

„Sekret” – prawda czy takie tam …? Cz. 3 i ostatnia (wer. robocza A+)


Na pytanie: „Co jest potrzebne aby metody, których używamy by pokierować swoim życiem, były rzeczywiście skuteczne?”, większość z nas odpowie zapewne, że „WIARA”. Istnieje jednak coś znacznie lepszego niż wiara. Coś, co powoduje, że prawa umysłu działają z niezawodnością równą prawu grawitacji, a nawet lepszą.

Tym czymś jest WIEDZA! Niezachwiana pewność, że jeśli podrzucimy piłkę, ta musi spaść na ziemię, że jeśli „wyślemy” życzenie, to ono się spełni.

Ale, po kolei – najpierw wiara.

„Według wiary waszej niech wam się stanie”. Zanim Jezus wypowiedział te słowa do niewidomych, zapytał ich najpierw: „Wierzycie, że mogę to uczynić?”.  Dopiero, kiedy odpowiedzieli twierdząco, wypowiedział zdanie, które uruchomiło „cud” uzdrowienia. Tak naprawdę cudów nie ma, ale są tzw. „prawa umysłu”, które naprawdę działają.

Jezus dokładnie wiedział, co robi. Wiedział, że niewidomych uleczy ich własna wiara i Moc Boża, którą mają w sobie. Potrzebowali jedynie impulsu, który tę wiarę wzmocni – potrzebowali Mistrza, którego niekwestionowany autorytet pomógłby przełamać ich wątpliwości – ich ugruntowane przekonania o tym, co jest możliwe a co nie.

Zauważcie także, że kiedy niewidomi odzyskali wzrok, Jezus przestrzegł ich by tego nie rozgłaszali. Wiedział bowiem, że słowa zwątpienia, wypowiedziane przez postronną osobę mogą łatwo zachwiać wiarą ozdrowieńców, a tym samym zniweczyć delikatny, nieutrwalony jeszcze w ich ciałach i psychice, efekt uzdrawiający tej wiary.

Jak widać, stary obyczaj, aby „nie zapeszać”, ma całkiem solidne uzasadnienie i może warto się go trzymać (na wszelki wypadek). Jeśli już koniecznie chcecie się komuś zwierzyć ze swoich planów albo podzielić się Waszą radością, że „sukces jest tuż, tuż”, to starannie dobierajcie osoby, którym się zwierzacie, ograniczając się do tych, które są wam życzliwe ponad wszelką wątpliwość.

Jezus, jako jeden z Mistrzów, zdawał sobie sprawę, że wiara to „rzecz” delikatna i chimeryczna. Nie mógł jednak zaoferować wiedzy ludziom kompletnie na nią nieprzygotowanym. Wiara jest pierwszym krokiem – wstępem do uzyskania wiedzy. Odrobina wiary, na początek, jest naprawdę niezbędna.

Ktoś pisze w jakiejś książce, że ta lub inna metoda działa na każdego, niezależnie od tego czy praktykujący ją człowiek wierzy w jej skuteczność czy też nie. Zauważcie jednak, że jeśli ktoś sięgnął po „taką” książkę, a następnie spróbował metody, to jest to – ni mniej ni więcej – przejaw jego wiary, że można coś zrobić, że można coś zmienić, właśnie w taki sposób!

Jeśli więc szukacie metody, aby zmienić swoje życie na lepsze, potrzebujecie tylko wzmocnić swoją wiarę, by następnie zyskać pewność – czyli wiedzę. Aby wzmocnić wiarę:

Możecie poszukać jakiegoś mistrza i zwrócić się do niego o pomoc.

Takim współczesnym mistrzem może być dla Was trener – np. trener rozwoju osobistego, trener sukcesu lub trener życia, który w wyrafinowany sposób, poprzestawia co trzeba w Waszych „głowach”. Zmieni Wasze priorytety i uzmysłowi Wam jak ważna i potrzebna jest ta zmiana, którą chcecie w swoim życiu przeprowadzić. Przekona też Waszą podświadomość i świadomość, że jesteście w stanie z powodzeniem dokonać takiej zmiany. I … gotowe!

Trener, to nikt inny jak uwspółcześniony Guru lub Mistrz, znany nam głównie z prastarej tradycji wschodu. Tylko, że w unowocześnionej wersji ma on o wiele mniej czasu, więcej kosztuje i orientuje się na konkretne zadania „na teraz”. Współczesny trener posługuje się najnowszą wiedzą, oraz narzędziami i metodami uwzględniającymi współczesne potrzeby i specyfikę naszych czasów. Zwykle nie doskonali „całego człowieka” kompleksowo, a pomaga mu jedynie osiągnąć wyznaczone cele (zazwyczaj, krótko- lub średnioterminowe).
Nie da się jednak zaprzeczyć, że najlepsi współcześni trenerzy potrafią zdziałać naprawdę wiele. Są precyzyjni i skuteczni jak doświadczony chirurg, który kilkoma cięciami skalpela wycina chorą tkankę i pozostawia zdrową, dając jej możliwość właściwego funkcjonowania.

Jeśli ktoś chciałaby przykładu lub dowodu to zachęcam do obejrzenia pewnego filmu (Link 1). Materiał jest niestety w języku angielskim, ale nawet, jeśli ktoś nie zna tego języka, warto popatrzeć i posłuchać. Zobaczyć, jak w ciągu godziny, jeden z najlepszych trenerów (znany jako Tony Robbins), o szorstkim (całkiem nie-trenerskim) głosie, w „czarodziejski” sposób zmienia życie kobiety, którą problemy życiowe doprowadziły do nadużywania alkoholu i hazardu, przez co nieomal zniszczyła swoje życie.



Miałem w życiu możliwość zaobserwowania (niestety tylko „z zewnątrz”) jak jeden z najlepszych trenerów w Polsce, pomógł komuś, kto jest mi bliski. To było imponujące doświadczenie – prawie jak magia. Efekt był szybki i trwały.

Wiem, że z trenerów sukcesu (ang. success coach) korzysta regularnie wielu managerów wysokiego i najwyższego szczebla, także w Polsce. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że najlepsi trenerzy nie są tani, a do tych mniej skutecznych, niedoświadczonych lub niedoszkolonych nie warto się zwracać, bo mogą niestety poczynić szkody. Tak więc, jeśli rozważacie skorzystanie z trenera, wybierzcie takiego, którego poleci Wam ktoś zaufany.

Oczywiście, jeśli ktoś ma czas i pieniądze, może pojechać do klasztoru w Tybecie, jak zrobiło to wielu znanych ludzi (tzw. celebrytów), i tam, pod przewodnictwem oświeconego Guru, poszukiwać sensu życia, poczucia własnej wartości, szczęścia i drogi do Boga. Zakładam jednak, że potencjalni czytelnicy tego artykułu to raczej osoby, których nie stać (chociażby finansowo, ale nie tylko) na tak wyszukane metody.

Trenerem może być także dobry ksiądz, dobra wróżka, dobry psycholog, dobry trener sportowy, dobry rodzic, mądry szaman, życzliwy astrolog, oddany i mądry przyjaciel, itd. Pamiętaj jednak, że to Ty, i tylko Ty ponosisz pełną odpowiedzialność za swoje życie, więc uważaj, komu powierzasz swoje tajemnice i kogo prosisz o radę. Wszystkie wymienione osoby mogą być Twoim Mistrzem, trenerem – mogą, ale zazwyczaj nie są! Większość z nich realizuje swoje małe, ograniczone cele i nie ma żadnego interesu w tym, aby powiedzieć Ci coś mądrego. Często też nie mogą Ci nic mądrego powiedzieć, bo sami zrozumieli mniej niż Ty sam zdołałeś zrozumieć!

Większość z nas musi sama dla siebie stać się trenerem, Guru czy Mistrzem. I dla takich właśnie samouków, przeznaczona jest zasadnicza część niniejszego artykułu.

Pamiętacie moją monetę z pierwszej części artykułu? Od czasu eksperymentu, mam ją zawsze przy sobie, aby przypominała mi jak niezwykłymi możliwościami dysponujemy, jeśli tylko pozostajemy ufni. Nawet nie musimy się specjalnie wysilać. Właściwie to w ogóle nie musimy się wysilać! Wystarczy byśmy wyobrazili sobie, co chcemy otrzymać, a następnie trzymali nasze myśli jak najdalej od problemów i lęków, ufali, oraz cieszyli się życiem, doceniając to, co już zostało nam dane.

Warto też wynotować sobie wszystko, tj. zrobić listę tego, za co jesteście wdzięczni (Bogu, Opatrzności, losowi, … - Wy nadajcie nazwę) w Waszym dotychczasowym życiu. Czytajcie tę listę od czasu do czasu i dopisujcie do niej rzeczy, sprawy, wydarzenia, doświadczenia, uczucia, …, o których wcześniej zapomnieliście, lub takie, których doświadczyliście ostatnio. Jestem pewien, że, jeśli zabierzecie się do sprawy uczciwie, lista będzie naprawdę długa i imponująca. Jeśli będzie skromna, to zastanówcie się głęboko, czy nie powinniście zrewidować Waszego spojrzenia na otaczającą Was rzeczywistość.

Ludzie często mawiają, że dążą do czegoś, lub też, że starają się coś osiągnąć „całą siłą woli”. Otóż mam dla Was szokującą wiadomość. Pewien znany specjalista od marketingu internetowego twierdzi, że jeśli musicie użyć całej siły woli, aby coś (to lub tamto) zrobić, to znaczy, że robicie to wbrew sobie (czyli wbrew najgłębszym pragnieniom waszej duszy – dodałbym). Mnie nie musiał przekonywać o słuszności tego twierdzenia – a Was?

Paul Mayers, bo tak nazywa się ów amerykański guru, uwolnił, tzn. upublicznił za darmo, jeden, bardzo uniwersalny, rozdział swojej książki zatytułowanej „Need to Know” (co, w tym przypadku, przetłumaczyłbym jako „Musisz wiedzieć” lub „Trzeba wiedzieć”), przeznaczonej dla ludzi, którzy planują uruchomić, lub już uruchomili biznes internetowy. Uznał ten rozdział za tak ważny (zresztą nie tylko on), że nazwał go „Rozdziałem Zero”. Jako odrębny e-book, udostępnia go pod tytułem „Becoming Unstoppable” (czyli „Stawanie się niepowstrzymywalnym” – tłumacząc jak najdosłowniej). Jest to na tyle ciekawy i skondensowany materiał, że planuję poświęcić mu nieco więcej uwagi w odrębnym artykule. Tymczasem, osoby zainteresowane uzyskaniem tej książeczki za darmo, odsyłam do odpowiedniego linku (Link 2). Zapewniam, że znajdziecie tam jeszcze inne, równie ciekawe, zaskakujące spostrzeżenia i informacje.


Rzeczywiście, zauważcie, że jeśli coś sprawia Wam autentyczną radość, to wcale nie musicie używać siły woli, aby się tym zająć. Zabieracie się do tematu, sprawy, zadania z autentyczną radością i twórczym niepokojem, który charakteryzuje każdego wielkiego twórcę.

Obojętnie czy kładziesz glazurę, czy gotujesz, czy jesteś astronomem, czy też nauczycielką, jeśli czujesz, że jesteś „w domu”, kiedy coś robisz, to możesz być pewien/pewna, że to właśnie jest Twój klucz do sukcesu, spełnienia, szczęścia i dostatku. Jeśli masz wiele pasji, jak na przykład podróże, gotowanie i historia, to może powinieneś stać się kimś takim jak Robert Makłowicz (ogromnie cenię Pana Roberta, za niepowtarzalną miksturę jego pasji, które połączył w unikatową całość). Jeśli jesteś wydawcą, i jednocześnie – jako człowiek – niepoprawnym optymistą, to może powinieneś zacząć wydawać „Gazetę Optymistów”, wypełnioną po brzegi dobrymi wiadomościami. Słuchaj, co mówi Ci Twoja dusza. Czasem mówi rzeczy trudne i bolesne, jeśli jednak odłożysz decyzję, to i tak przed nią nie uciekniesz – wróci do Ciebie, prędzej czy później.

To, jaką strategię powinieneś przyjąć w swoim rozwoju, zależy od sytuacji, w której się znajdujesz, czy raczej od tego jak oceniasz swoją obecną sytuację życiową.

Jeśli od lat tkwisz w tym samym miejscu, i wydaje Ci się, że jesteś „względnie szczęśliwy” to się mylisz. Jesteś podobny Bogu, a Ten jest niekończącą się ewolucją i ciągłą zmianą – zmianą na lepsze. Jeśli nie poszerzasz swojej przestrzeni życiowej to ona zacznie się wkrótce kurczyć i wykurzy Cię z Twoich bezpiecznych okopów.

Jeśli czujesz, że nie tylko nie jesteś już szczęśliwy, ale wręcz osaczony (złapany w pułapkę) przez Twoje obecne życie, to znaczy, że Twoja przestrzeń życiowa zaczęła się kurczyć. Być może przytłaczają Cię problemy finansowe. Może frustracja odbiła się już na Twoim zdrowiu. A może nie potrafisz znaleźć porozumienia z ludźmi z Twojego najbliższego otoczenia i czujesz się osamotniony.  Problemy, które obecnie przeżywasz, niezależnie od tego czy dotyczą spraw finansowych, czy zdrowia, czy relacji z innymi ludźmi, czy też są dowolnym połączeniem wymienionych kategorii,  są jedynie skutkiem tego, że zarzuciłeś swoją drogę „ku lepszości” – przestałeś się rozwijać. Przestałeś akceptować nawet minimalne ryzyko, w imię „świętego spokoju”. Nie trać ducha! Także dla grupy „osaczonych” mam dobre wiadomości.

W tym właśnie momencie chciałbym opowiedzieć Wam pewną autentyczną historię, którą usłyszałem od owego polskiego trenera, który pomógł kiedyś bliskiej mi osobie. Otóż miał on przyjaciela (nie w Polsce), który miał świetnie prosperującą firmę (bodaj prawniczą – tradycja rodzinna i … presja rodziców), i będąc już w dobrze średnim wieku usłyszał wyrok śmierci – sześć miesięcy (nowotwór). Zapytał więc owego trenera, co powinien zrobić w tej sytuacji. Ten, ze spokojem zapytał go: A co zawsze chciałeś robić? O czym marzyłeś? Okazało się, że chciał grać (o ile pamiętam – na flecie). No to graj – odpowiedział mu nasz trener. Facet sprzedał firmę, od ręki i za „dobre pieniądze”. Zapisał się do szkoły muzycznej i zaczął grać. Od tamtej chwili, do czasu kiedy usłyszałem tę opowieść, a było to jakieś osiem lat temu, minęło kilka lat. Nowotwór zniknął tak jak się pojawił. Człowiek ten skończył szkołą muzyczną i został drugim fletem w jednej z najlepszych orkiestr symfonicznych na świecie. Do dzisiaj szklą mi się oczy kiedy o tym pomyślę.

Ale kontynuujmy główny wątek.

Jeśli masz poczucie, że w Twoim życiu nieustannie wszystko się zmienia, ale nie osiągnąłeś jeszcze tego, co zamierzałeś, to świetnie! To oznacza, że jesteś w drodze – w drodze „ku lepszości”.  Obyś zawsze miał takie właśnie poczucie! Każdy ma swoją własną drogę ku lepszości. Jeśli nie widziałeś jeszcze piramid, nie nurkowałeś na rafie, itd. itp., nie czuj się gorszy od innych. Wszystkie decyzje, które podjąłeś były właściwe. Były potrzebne, abyś właśnie teraz doszedł do takich a nie innych wniosków, podjął nowe doskonałe decyzje i osiągnął to, co było Twoją tęsknotą (tzw. przeznaczeniem) w tym życiu. Nic się nie zmarnuje. Każde doświadczenie, które nabyłeś, ukształtowało Cię takim, jakim jesteś teraz: dojrzalszym, mądrzejszym, lepszym – gotowym na przeżycie nowych wspaniałych przygód! Błędów nie ma! – Jest tylko studiowanie w szkole zwanej życiem!

Wracając do tych, którzy utknęli w miejscu, i czują, że od dawna się nie rozwijają – nie przesuwają się w kierunku „lepszości”. Zacznijcie od małych zmian! Powoli przekonujcie podświadomość, że zmiany nie muszą być tak niebezpieczne i trudne jak się wydaje, oraz że mogą dostarczyć Wam wiele przyjemności i satysfakcji, ale przede wszystkim mogą otwierać przed Wami nowe, nieznane wcześniej, wspaniałe perspektywy i niezwykłe doznania.

Pamiętajcie, że całym swoim życiem, każdą codzienną czynnością, słowem, uczuciem i każdą myślą (nie tylko pozytywną, lecz każdą) afirmujecie życie, które prowadzicie – potwierdzacie, że właśnie takim chcecie je widzieć!

Wszystko, co często powtarzasz z pełnym przekonaniem, słowa, czynności, myśli, uczucia, … jest afirmacją! Jest programowaniem siebie! Zastanów się więc głęboko, zanim kolejny raz powiesz, że: „życie jest ciężkie”, „życie jest do niczego”, „otaczają mnie sami durnie”, „ja to mam pecha”, … - sam Wiesz, co jeszcze. Zamiast tego powiedz (pomyśl): „życie jest pasjonujące”; „wszystko czego chcę przychodzi mi z łatwością”; „mam szczęście spotykać ciągle wspaniałych ludzi (jak Zbyszek, Zosia, Krzysztof, mój Tata, … – przypomnij ich sobie)” - skup się na tych, których lubisz i cenisz; „jestem farciarzem, bo …”; itd.

Tym, którzy czują się zaskoczeni powyższym (tym wytłuszczonym) stwierdzeniem, gorąco polecam obejrzenie filmu, który oznaczyłem jako (Link 3).


Wobec tego, co zostało przed chwilą powiedziane, rozumiecie z pewnością, że nie pomoże tutaj kilka afirmacji lub aformacji. Zacznijcie zmieniać – na początek rzeczy drobne. Usiądźcie przy stole na innym miejscu niż zwykle, pójdźcie do pracy inną drogą, podziwiajcie drzewa i budynki, uśmiechnijcie się do ludzi, których spotykacie codziennie i do tych, których widzicie po raz pierwszy. Zmieńcie nienaruszalne nawyki i zaobserwujcie, że to nic strasznego. Przestańcie narzekać na pracę i, jeśli trzeba, zacznijcie szukać nowej. Przestańcie narzekać na brak pieniędzy i odmawiać sobie każdej przyjemności, aby włożyć kolejny grosz do skarpety. Nie bądźcie sknerami – zacznijcie dawać napiwki i kupcie sobie czasem coś, co sprawi Wam autentyczną radość, swoją wysoką jakością i estetyką. Jeśli stale kupujecie rzeczy najtańsze, udowadniacie sobie, że na lepsze Was nie stać. Programujecie sobie niedostatek. Robicie wszystko, aby pozostać nieprzygotowanym na dostatek, bogactwo, szczęście czy …

Podobnie zresztą ma się sprawa z chorobami i bieganiem do lekarza po każdym kichnięciu lub strzyknięciu w kościach. Niektórzy potrafią zamęczać całe otoczenie opowieściami o swoich problemach zdrowotnych, nawet tych, które dawno należą do przeszłości. Emocjonują się i przeżywają je wciąż na nowo. Uważajcie, bo pracujecie na to, aby choroba powróciła! Zacznijcie robić to, co robią ludzie zdrowi, niemyślący o chorobach. Jeśli już jesteście chorzy, myślcie jak najczęściej o tym, co zrobicie, kiedy pozbędziecie się choroby. Róbcie śmiałe plany na zdrową przyszłość. Wyobrażajcie sobie radość, którą odczujecie, gdy takie czy inne zamierzenie się powiedzie.

Akceptacja faktu, że życie jest ciągłą ewolucją, a więc zmianą, pomoże wam inaczej spojrzeć na świat. Zacznijcie zmieniać siebie a zmienicie Wasze życie.

W tym miejscu, chciałbym polecić wszystkim lekturę artykułu Pani Ludmiły Chludzińskiej pt. „Jak czuć się dobrze we własnej skórze?”, dostępnego już na moim blogu (Link 4).


Kiedy już zaakceptujecie drobne zmiany, jako Waszą codzienność, możecie przystąpić do realizacji poważniejszych zamierzeń. Stanie się to wówczas znacznie łatwiejsze.

Wybrane metody i ważne podpowiedzi

Ponieważ nawet w obszernej książce nie udałoby się opisać wszystkich wartych uwagi metod, kierując się całkiem subiektywną oceną, wybrałem na początek kilka takich, które mnie osobiście wydają się bardzo pomocne i skuteczne. Tych, które mnie pomogły.

Najtrudniejsze zadanie mają przed sobą „osaczeni”. Umysł świadomy osoby osaczonej przestaje funkcjonować racjonalnie. Popada w pętlę – w nieustanną gonitwę myśli. Gorączkowo i rozpaczliwie poszukuje jakiegoś ratunku, pomysłu, rady, rozwiązania …, którego niestety nie znajduje. Lęk się potęguje i powoduje, że wyjście z tego zaklętego kręgu niemożności wydaje się nie istnieć.

W tej sytuacji, stosowane techniki i metody muszą być przede wszystkim krótkie. – tzn. powinny trwać nie dłużej niż 4 do 5 minut. Na dłużej nie udaje się oderwać naszego procesu myślowego od bieżących problemów, które uparcie powracają i zaprzątają nasz umysł bez reszty.

W ciągu tych kilku minut musimy skupić uwagę na ćwiczeniu, medytacji, technice, … i, w niektórych technikach, wesprzeć ją maksymalnie skoncentrowaną dawką pozytywnych emocji.

Technika 1
The "Sun Moon" Meditation (Dattatreya Siva Baba)
- czyli medytacja „Słońca-Księżyca”


(Link 5) Link Medytacja Słońca-Księżyca



Technika 2
Wizualizacja Plus
- czyli jedna z najlepszych technik wizualizacji



CDN.

PS. Drodzy Czytelnicy, nie jest to oczywiście pełna wersja artykułu. Postanowiłem bowiem zrobić mały eksperyment i umożliwić Wam wgląd w proces powstawania tego tekstu. Zobaczycie zapewne kilka etapów, bo praca jest zakrojona na poważną skalę. Mam nadzieję, ze pomysł Wam się spodoba.